Johann Wolfgang Goethe

LIS PRZECHERA

przekład: Leopold Staff
scenariusz i reżyseria: Wojciech Kobrzyński
scenografia: Mikołaj Malesza
muzyka: Hadrian Filip Tabęcki

premiera 30.11.2002 r.


Obsada:

Alicja Bach - Tryk, Eliza Krasicka - Szarak, Barbara Muszyńska - Małpa, Małgorzata Płońska - Lisica,
Maria Rogowska
- Królowa Lwica, Wiesław Czołpiński - Lampart, Piotr Damulewicz - Król Lew,
Ryszard Doliński
- Borsuk, Artur Dwulit - Lis Przechera, Mirosław Janczuk - Kur Piejec, Gawron,
Krzysztof Pilat
- Wilk Srogosz, Paweł S. Szymański - Kocur, Adam Zieleniecki - Niedźwiedź Marucha

        Któż nie słyszał opowieści o chytrym lisie, który z każdej opresji wychodzi obronną ręką, winą za własne występki obarczając swych wrogów? Jego postać była znana już w kulturze antycznej - przebiegły lis pojawia się w greckich bajkach Ezopa i łacińskich Fedrusa. W średniowieczu motyw ten funkcjonuje w wielu wariantach ludowych podań, początkowo przekazywanych ustnie, potem także spisywanych ku uciesze gawiedzi, opowieść tę bowiem wykorzystywano głównie dla celów satyrycznych. Bywała traktowana jako parodia romansu rycerskiego (a więc ówczesnej literatury "wysokiej") lub powieści awanturniczej, którą wtedy reprezentowały poematy o wspaniałych wyczynach rycerzy Okrągłego Stołu, czasem też historia o lisie dostarczała przykładów skłaniających do pouczeń moralnych, będąc w istocie opowieścią o rysach przypisywanych ludzkiej naturze.
        Właściwy schemat fabularny wykorzystujący owe, pierwotnie luźno ze sobą powiązane wątki zaczyna kształtować się w XII wieku, w łacińskim poemacie z 1140 r. pt. Insegrimus Nivardusa z Gandany, z którego wywodzi się późniejsza, układająca się w rozliczne warianty francuska Powieść o Lisie z XIII w., by wreszcie utrwalić się w mniej więcej połowie tegoż wieku we flamandzkim poemacie Willema Van den Vos Reinaerde. To właśnie opracowanie jest źródłem wszystkich niemieckich przeróbek legendy, z niego także wywodzi się wersja, z której bezpośrednio korzystał Goethe - Reineke der Fuchs Johanna Christopha Gottscheda (1752 r.).fotografia ze spektaklu
        Oto Król Lew, za sprawą - jak się można domyślać - swych dworzan, żądających zadośćuczynienia za krzywdy wyrządzone im przez Lisa i srogiej kary dla przestępcy, postanawia zwołać sąd, by położyć kres zbrodniom i niecnym występkom Przechery. Gdy po kilku nieudanych próbach doprowadzenia oskarżonego przed królewskie oblicze Lis staje wreszcie przed sądem w asyście swego kuzyna - Borsuka, wobec stawianych mu zarzutów wyrok zapada jednogłośnie - śmierć. Przechera, udając skruchę, skłania zebranych do wysłuchania jego przedśmiertnej spowiedzi. Zamiast niej zmyśla jednak na poczekaniu opowieść o ukrytym skarbie, który miał posłużyć do zawiązania przeciwko Królowi spisku, w który rzekomo są zamieszani oskarżyciele Lisa. Chciwy Lew, skuszony wizją skarbu, w zamian za obietnicę złota przywraca Przecherę do łask, wybacza mu winy, a zniesławionych przez niego dworzan - Niedźwiedzia i Wilka rozkazuje wtrącić do lochu. Jednak już wkrótce okazuje się, że tym razem on sam padł ofiarą oszusta. Król postanawia więc zbrojnie, na czele poddanych, wyruszyć do zamku Lisa. Wszystko wskazuje na to, że teraz już sprawiedliwości stanie się zadość. Chociaż - kto wie ?...
        Prostota utworu napisanego w dolnoniemieckim dialekcie, jego szorstka, pełna humoru zmysłowość i ludowa obrazowość skłaniają Goethego do podjęcia pracy z pogranicza tłumaczenia i literackiej przeróbki. W 1793 r. powstaje Lis Przechera.
        "Było to rzeczywiście zabawne - pisze Goethe - zerknąć w zwierciadło odbijające dwór i regentów, bo chociaż i tutaj rodzaj ludzki przedstawia się całkiem naturalnie w swojej niekłamanej zwierzęcości, to wszystko układa się, jeśli nawet nie w sposób przykładny, to jednak pogodnie i nigdzie dobry humor nie zostaje zakłócony. Aby tym wspaniałym dziełem rzeczywiście do głębi się rozkoszować, zacząłem zaraz tworzyć jego wierną kopię".fotografia ze spektaklu
        Wbrew zapewnieniom autora Lis Przechera nie jest wcale parafrazą maksymalnie nastawioną na wierność oryginałowi - zanika, a przynajmniej zostaje osłabiona satyryczna intencja pierwowzoru, główny akcent nie pada już wyłącznie na nią, uwyraźnia się też i stabilizuje konwencja poematu heroikomicznego. Goethe posługuje się bowiem heksametrem - schematem metrycznym właściwym eposom homeryckim, nadającym narracji wyraźny ton patosu. Powstaje znaczący rozdźwięk między sposobem a przedmiotem opowiadania, co stanowi źródło komizmu Lisa Przechery. Konwencja poematu heroikomicznego stawia dzieło Goethego wśród utworów takich jak Batrachomyomachia czyli Bój żabiomysi, czy Monachomachia i Myszeida Krasickiego (jedenastozgłoskowiec polskiego przekładu Staffa podkreśla jeszcze bardziej to pokrewieństwo gatunkowe Przechery z Myszeidą).
        Inny jest także rysunek postaci, niż we wspomnianych wcześniej wersjach opowieści o lisie, są one znacznie mniej schematyczne. Zwierzęta, będące pierwotnie alegoriami, równoważnikami określonych typów ludzkich nabierają w eposie Goethego cech indywidualnych, stają się kostiumami, przebraniem, za którym kryje się człowiek, czego dowodzą choćby noszone przez nie imiona własne. Świat bowiem Lisa Przechery to przetransponowane na królestwo zwierząt średniowieczne państwo stanowe wraz z jego urzędami, dworem i instytucjami sądowymi typowymi dla tej epoki.
        Goethe pisał Przecherę w 1793 r. Praca nad poematem miała go "oderwać od minionego kwartału poświęconego obserwowaniu przetargów światowych", jak je nazywa w jednym ze swoich listów - wydarzeń rewolucji francuskiej, oblężenia i upadku Moguncji, a tym samym klęski pierwszego demokratyczno - republikańskiego rządu w Niemczech. Obserwacje owych "przetargów" prowadzą do wniosku, że satyra sprzed czterystu lat nic nie straciła na aktualności w odniesieniu do współczesnych Goethemu stosunków społecznych i politycznych. Ale prawdę taką w osiemnastowiecznych Niemczech może on podać jedynie w formie wypełnionego aluzjami malowidła.
        Kim jest dziś dla nas Lis Przechera - genialny kłamca, manipulator, polityk? Tak postawione pytanie trąci banałem, ale może warto je sobie zadać, bo przecież czasem każdy z nas nim bywa lub pada jego ofiarą...

Adam Dzierma

Powrót