MERYLIN MONGOŁ

autor: Nikołaj Kolada
przekład: Jerzy Czech
reżyseria: Waldemar Śmigasiewicz
scenografia: Maciej Preyer
muzyka: Krzysztof Dzierma

premiera 12.09.2002 r.

Obsada:
OLGA "MERYLIN MONGOŁ"
Iwona Szczęsna
INNA, jej siostra
Ewa Żebrowska
ALEKSIEJ
Paweł Aigner
MISZA Ryszard Doliński

 

  Pokaż zdjęcie      Merylin Mongoł to jedna z najlepszych sztuk Nikołaja Kolady. Można by ją "uznać za utwór programowy - pisze Jerzy Czech - gdyby nie fakt, że autor jak ognia unika wszelkich manifestów". Rzecz dzieje się w Szypiłowsku, prowincjonalnym miasteczku położonym między zakładami jajczarsko-drobiarskimi a koksochemią, które dają o sobie znać zależnie od tego, skąd wieje wiatr. Wokół nich toczy się życie mieszkańców miasteczka, one nadają mu monotonny rytm. Właściwie już od początku sztuki przytłacza nastrój beznadziejności i niemocy, zupełnie jakby czas ugrzązł w tej codzienności, zataczając jeszcze ostatnią pętlę tuż przed końcem świata. Wydaje się, że tylko trzęsienie ziemi, coś naprawdę wielkiego, jakiś kataklizm zdoła odmienić los bohaterów spektaklu. Tego właśnie pragnie Olga - tytułowa Merylin Mongoł, zaniedbywana przez matkę, lekceważona przez siostrę alkoholiczkę. Jest ładna, chociaż, zdaniem miejscowych, niespełna rozumu - stąd przezwisko, jakie nosi. Mimo to, a może właśnie dlatego to Olga ma najbogatsze życie duchowe, zupełnie jakby żyła w całkiem innej ontologicznie rzeczywistości. Ukazuje się jej Bóg pod postacią brodatego starca, widuje latające talerze, pamięta rzeczy, o których inni dawno już zapomnieli lub które nigdy się nie wydarzyły...
        Pozostali bohaterowie dramatu nie mogą liczyć nawet na tę namiastkęPokaż zdjęcie niezwykłości. Życie siostry Olgi - Inny to zamknięty cykl pracy, posiłków i snu, rozrywek dostarczają jej jedynie telewizja i alkohol. Z kolei Misza, kochanek "Merylin" to człowiek o wyjątkowo nieskomplikowanym światopoglądzie: "Mówię ci, że w życiu wszystko jest dobrze urządzone, rozumiesz! Popracował człowiek, to może iść odpocząć, wypije sobie, sił nabierze, kobitę pogłaszcze. A potem znowu do roboty i jedną tylko ma przyjemność - wspomina, jak mu było z nią dobrze, i myśli, że następnym razem będzie jeszcze lepiej".
        Pewne nadzieje na odmianę bohaterowie sztuki wiążą z postacią Aloszy - przybysza z "wielkiego świata", przynajmniej dopóki wierzy on w swój cel, w swą wielką misję. Już po dwóch dniach pobytu w miasteczku wie, w czym leży problem i jak naly sobie z nim poradzić. "Wszystko trzeba zmienić, przestawić, przebudować! I wszystko wtedy będzie na swoim miejscu. Ja oczywiście dołożę wszelkich starań, żeby w tym mieście zaczęło się nowe życie, żeby ludzie zaczęli myśleć po nowemu! No i zrobię to, na pewno zrobię, a sił mi wystarczy, mam siłę i ochotę, wiele sił! (...) Wszyscy powinniście się sa-mo-do-sko-na-lić! Każdy musi sobie postawić cel! Postawić i dążyć do niego, nie zbaczając z raz obranej drogi! A cel trzeba znaleźć wyraźny, doniosły, potężny! Nie do dobrobytu trzeba dążyć..., no, powiedzmy, do samochodu czy daczy albo do... no, co tam jeszcze jest? Nie wiem. Nieważne! (...) Uratuje was tylko to, co kocham! To znaczy wielka literatura rosyjska!" Sam Alosza zresztą pisze właśnie dzieło, które wstrząśnie ludźmi, odmieni ich i zmusi do refleksji. Ale duchy Dostojewskiego i Tołstoja, sen o mocarstwowej Rosji okazują się zbyt odległe i bezsilne, by mogły zmierzyć się z rzeczywistością. Alosza stawi czoła Miszy wierząc, że w ten sposób wypowiada wojnę ludzkim przywarom, głupocie i trywialności całego miasteczka, które ten uosabia. Nie zdaje sobie jednak sprawy z tego, że dostaje cięgi od zazdrosnego kochanka, dla którego to tylko część rywalizacji o Olgę, miejscową Merylin Mongoł, w dodatku niewiele mającą wspólnego z uduchowioną, czystą istotą z kart powieści Dostojewskiego. W chwili gdy to sobie uświadamia, wszelkie idee rozwiewają się zupełnie. Zresztą, może wcale ich nie było, żadnych idei, wzniosłego celu, tak jak nie było też mieszkania w Leningradzie, które okazało się w końcu zwyczajnym kłamstwem, może to tylko wpływ alkoholu lub dławiącej atmosfery miasteczka, domagającej się wręcz jakiegoś cudu... Tę kwestię należy pozostawić interpretacji widzów spektaklu, w którego finale Alosza wyjeżdża, tuż potem życie w miasteczku wraca do normy, pętla czasu się zamyka - teraz
pozostaje już tylko ponownie czekać na koniec świata...
        Reżyser widowiska, Waldemar Śmigasiewicz, umieścił je w przestrzeni małej sceny Białostockiego Teatru Lalek. Niewielka powierzchnia, na której rozgrywa się akcja, nadaje przedstawieniu bardzo kameralny charakter. Tu nie ma miejsca na żaden fałsz aktorski, żadne udawane emocje, a tych w spektaklu nie zabraknie - od miłości, nienawiści, poprzez tęsknotę za lepszym życiem do przekonania, że coś się wkrótce wydarzy, tutaj i zaraz. Poza tym - jak zauważa Jerzy Czech, autor polskiego przekładu - Merylin Mongoł to kupa śmiechu, który stopniowo zaczyna zamierać widzom na ustach.

Powrót