Zobacz opis Zobacz opis sztuki: HOTEL RITZ. MUSICAL
Kategoria BTL Nowa Dramaturgia
KATEGORIA WIEKOWA Dla młodzieży i dorosłych
CZAS TRWANIA 180 min.

HOTEL RITZ. MUSICAL

OPIS / OVERVIEW

HOTEL RITZ. MUSICAL

Międzywojenny Białystok, a w nim HOTEL RITZ i wielkie wydarzenie, atrakcja na skalę wszechświatową - występ kobiety-muchy! Ścianołazka bez żadnych zabezpieczeń wykona wejście po  fasadzie hotelu, a na jej występ ściąga gwiazdozbiór towarzyski II Rzeczypospolitej: pułkownik Kawelin, współzałożyciel Jagiellonii i stały bywalec Ritza; książę Jusupow, bogatszy niż kiedyś car zabójca Rasputina; gwiazda światowego kina, białostoczanka Nora Ney oraz wiele innych znamienitych person. Zapowiada się wieczór pełen piosenek, dowcipu i tańca, toczący się w atmosferze tajemnicy. Skrywa ją skrzynia. To niezwykły ładunek, który może zmienić bieg historii. Czy to relikwia, plany kolejnej wojny, zwykłe bogactwo, a może zaginione dzieło sztuki? Tę noc wypełnią romanse, kłótnie, próby kradzieży i inne wydarzenia odsłaniające prawdziwe oblicza. Kto się kocha w Piłsudskim? Czy najlepsza burdelmama Białegostoku przejmie Ritza? Kto znalazł bimbrownię w Puszczy? Czy hotelowy boy zostanie reżyserem w Hollywood? Kto znajdzie księcia z bajki, a kto odcięte członki? Pośród tych legend i faktów ożyje HOTEL RITZ!

Na szlaków rozstaju
w polskim nowym kraju
nie w Łodzi, Poznaniu i nie w Biłgoraju
Takich atrakcji nie masz w Baj-baju
To w Ritzu spędzają wakacje ci z  Bombaju
Warszawa myśli o nas, jak o na ziemi raju

Hotel Ritz
To wszystko lub nic
Hotel Ritz
na glanc, nie na pic
Tak właśnie jest
w hotelu Ritz!

Zapraszamy na autorski musical o najbardziej niezwykłym hotelu, który niegdyś być perłą Białegostoku. Na podróż do czasów wolności, swobody, niepodległości i szaleństwa międzywojnia. Skąd wziął się Ritz akurat w Białymstoku? Które historie o hotelu są prawdą, a które legendą? Tej nocy próżno szukać w miejskim archiwum. Ta noc wydarzyła się w HOTELU RITZ.

 

Spektakl bierze udział w 29. Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

16 listopada 2022
Konferencja prasowa przed premierą spektaklu "Hotel Ritz. Musical"
Zobacz
18 listopada 2022
Premiera spektaklu "Hotel Ritz. Musical"
Zobacz
13 grudnia 2022
"Hotel Ritz. Musical" bierze udział w 29. Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej
Zobacz

TWÓRCY / CREATORS

scenariusz, teksty piosenek i reżyseria / text, songs and direction
Joanna Drozda
muzyka i kierownictwo muzyczne / music and musical direction
Michał Łaszewicz
scenografia i kostiumy / scenography and costumes
Mateusz Karolczuk
choreografia / choreography
Karolina Garbacik
opieka muzyczna, wokalna / music and vocal supervision
Marcin Nagnajewicz
zdjęcia / photos
Krzysztof Bieliński

OBSADA / CAST

ZAPOWIEDZI PRASOWE / PRESS ANNOUNCEMENTS

Białostocki Teatr Lalek pokaże musical o przedwojennej perle Białegostoku – Hotelu Ritz

(mt/jd), Radio Akadera, 16.11.2022

ROZWIŃ
W Białostockim Teatrze Lalek trwają ostatnie próby przed piątkową (18.11) prapremierą sztuki „Hotel Ritz. Musical”. Za scenariusz, teksty piosenek i reżyserię odpowiada Joanna Drozda.

To autorski musical o najbardziej niezwykłym hotelu, który niegdyś był perłą Białegostoku. To podróż do czasów wolności, swobody, niepodległości i szaleństwa międzywojnia. Zapowiada się wieczór pełen piosenek, dowcipu i tańca, toczący się w atmosferze tajemnicy.

– To taki piękny świat, o którym słyszałam, czytałam (…) i który zachwyca. Było to właściwie 100 lat temu i bardzo się chciałam przyjrzeć temu, jak to jest, że to się udawało 100 lat temu. Jakby to zrobić, żeby dzisiaj też było tak pięknie, wspaniale, tak różnorodnie? Zawsze wolę podchodzić z perspektywy tego, że coś jest piękne, oglądać i pokazywać to piękno, niż narzekać, że piękna nie ma – mówi Joanna Drozda.

W przedstawieniu zobaczymy kilkanaścioro aktorów m.in. Sylwię Janowicz-Dobrowolską, Izabelę Marię Wilczewską, Magdalenę Ołdziejewską, Adama Zielenieckiego, Artura Dwulita czy Błażeja Piotrowskiego, a także grający na żywo zespół muzyczny.

Premiera w piątek (18.11) o 19:00. Bilety na listopadowe pokazy zostały już wyprzedane.

Szalona kryminalna komedia musicalowa. Białostocki Teatr Lalek zrealizował produkcję "Hotel Ritz. Musical". Premiera już w najbliższy piątek

Urszula Kropiewnicka, "Kurier Poranny", 16.11.2022

ROZWIŃ

(...)

Humor, zabawa i nadzieja

- Lubię docierać do innych przez humor i zabawę, ale lubię jak teatr daje też otuchę widzowi, nadzieję. Myśl zawarta w tej sztuce jest taka, że musimy uważnie iść przez życie, korzystać z niego. Bo nawet w tym wspaniałym Białymstoku, w którym wszystko się układało, stało się tak, że był Ritz, a dziś nie ma nic. Były piękne kultury, a dziś wiele z nich zniknęło z Polski. (…) Szukamy czegoś bardzo daleko, wyznaczamy sobie trudne cele do zdobycia. A to co jest najważniejsze do zdobycia jest tuż przed naszym nosem, co akurat bezpośrednio przekłada się na wątek pokojówki i boya hotelowego – oceniła Drozda.

(...)

"Hotel Ritz - wszystko albo nic!" Premiera w Białostockim Teatrze Lalek

Anna Kulikowska, bialystokonline.pl, 16.11.2022

ROZWIŃ

Białostocki Teatr Lalek zrealizował produkcję "Hotel Ritz. Musical". Premiera tej sztuki odbędzie się już w piątek (18.11).

Przenosimy się w czasie, jest to podróż do Białegostoku lat. 20 XX wieku. To wówczas współegzystowały ze sobą tak różne kultury, miasto rozwijało się, a swoiste centrum wydarzeń rozrywkowo-towarzyskich znajdowało się w legendarnym Hotelu Ritz.

W musicalu występują zarówno historyczne postacie, tj. pułkownik Kawelin, Nora Ney czy książę Jusupow oraz te wymyślone. Rzecz dzieje się w czasie 24 godzin. Reżyserką, scenarzystką oraz autorką piosenek w sztuce jest Joanna Drozda.

Hotel Ritz jest rodzajem mikroświata.

- Jedyny Ritz w Polsce znalazł się właśnie w Białymstoku. Dlaczego? Było tutaj skrzyżowanie różnych szlaków handlowych, a także ilości kultur wszelakich. Wszyscy żyli w zgodzie ze sobą i prosperowali. Ówczesny Białystok był podobny do tego, co dzisiaj mamy w Nowym Jorku czy Londynie. Wielka metropolia, która funkcjonuje współistniejąc. To mnie bardzo zainteresowało, ponieważ był to piękny świat, o którym słyszałam, czytałam. Ten świat sprzed stu lat po prostu zachwyca - mówiła Joanna Drozda. - Chciałam się przyjrzeć temu, jak to było sto lat temu, i jak to zrobić, by dzisiaj też było tak pięknie, różnorodnie.

Joanna Drozda podkreślała również, że za każdym razem chce spoglądać na człowieka z czułością, więc tak też postrzega swoich bohaterów.

- Jest to dość szalona kryminalna komedia musicalowa, która dzieje się w ciągu 24 godzin w Hotelu Ritz. W nocy pojawiają się czary i pijaństwo, używki, mary i przeistoczenia - dodała Drozda. - Lubię docierać do innych przez humor i zabawę. Lubię też dawać w teatrze otuchę, nadzieję. Myśl zawarta w tej sztuce jest taka, że musimy uważnie iść przez życie, korzystać z niego. Bowiem nawet w tym pięknym Białymstoku było tak, że był Ritz, a dziś nie ma nic. Były piękne kultury, a dziś wiele z nich zniknęło. Często jest tak, że szukamy czegoś bardzo daleko, wyznaczamy sobie trudne cele do zdobycia, a przecież to co najważniejsze do zdobycia jest w nas samych. Czasami szczęście jest tuż przed naszym nosem.

Autorem muzyki jest Michał Łaszewicz. Muzyka w tej sztuce jest mocno osadzona w epoce.

- Stylizujemy tę muzykę przez pryzmat tych stu lat, które minęły. Mając świadomość, jak mocna jest ta legenda miejska o Ritzu, myślałem, jak musiała grać kapela Hotelu Ritz. Dziś mamy inny skład instrumentalny, ale zanurzamy się w tych fokstrotach, charlstonach - podkreślał Michał Łaszewicz.

Muzyka grana jest na żywo. W skład kapeli wchodzą: Jan Siwik, Mateusz Kurkowski, Jan Mlejnek, Gabriel Tomczuk, Cezary Just, Marcin Jadczak, Marcin Nagnajewicz.

Scenografię i kostiumy stworzył Mateusz Karolczuk.

- Przygotowaliśmy scenografię graficzną, inspirowaną pionami i poziomami architektonicznych sztychów. Jest to przestrzeń, która jest symboliczna, nie przytłacza, a daje możliwość pokazania się artystom i bohaterom spektaklu, bo w nich tkwi duch dawnego Hotelu - stwierdził Mateusz Karolczuk.

Ważną postacią w Hotelu Ritz jest Nora Ney.

- Jest to ikona, pochodząca z Białegostoku. Była znaną aktorką. Przyjeżdża do Hotelu, spędza tu uroczy dzień, noc i poranek. Jest to jej sentymentalny powrót do Białegostoku. Jest on pełen doświadczeń i wrażeń - mówiła odtwórczyni roli Ney, Magdalena Ołdziejewska.

Musical "Hotel Ritz" opowiada także o marzeniach, aspiracjach, ambicjach. I tym, że warto doceniać to, co się ma, bo przecież tak łatwo jest to utracić. Świat Hotelu Ritz odszedł, lecz pewne wartości są wciąż uniwersalne.

Hotel Ritz – mit, który wraca w musicalu

Jerzy Doroszkiewicz, geekstok.pl, 17.11.2022

ROZWIŃ

Białostocka publiczność od czasu otwarcia Opery i Filharmonii Podlaskiej pokochała musicale. Pewniej wcześniej wiedzieliśmy, że coś jest na rzeczy, ale trudno było to sprawdzić. Teraz nasze sceny prześcigają się w produkcji musicali.

Śpiewają bowiem coraz chętniej w Teatrze Dramatycznym, śpiewali w tak zwanej Szkole Talentów, po raz kolejny po formę musicalu sięga Białostocki Teatr Lalek. Po oszałamiającym, także wizualnie, sukcesie „Little Shop of Horrors” – przedstawieniu jakby nie było licencyjnym, teraz przygotował „Hotel Ritz. Musical”. I tu magnesem większym niż pewien rodzaj śpiewogry, bo przecież niedawno oglądaliśmy premierę „Partycji, czyli cyber musicalu”, może być sam Hotel Ritz. Miejsce w Białymstoku owiane legendą, a nie do końca kojarzone przez mieszkańców. Dlaczego? Ano wiatry historii zmiotły go wraz z II wojną światową.

To, że jeden z najbardziej reprezentacyjnych budynków w mieście podpalili uciekający przed Sowietami w roku 1944 Niemcy, nikogo chyba nie dziwi. Gorzej, że tak zwana władza ludowa, niejako z definicji przeciwna burżujskim luksusom, kazała wysadzić nie tylko dobrze zachowane jeszcze w 1947 roku ściany, ale nawet fundamenty gmachu otwartego w 1913 roku. Ale mit pozostał. Legendy o pułkowniku Kawelinie, jednym z prezesów Jagiellonii, który w Ritzu miał wykupiony apartament. Opowieści o ówczesnych celebrytach i wielkich oszustach, którzy pokazywali się tam na balach, rautach, robili interesy, kochali się i umierali. Mit ów podtrzymują od lat nie tylko pasjonaci historii.

Otóż warto w tym miejscu przypomnieć, że Adrian Górynowicz, jeszcze jako student Politechniki Białostockiej już podczas Nocy Muzeów 2015 w Muzeum Historycznym w Białymstoku prezentował cyfrową rekonstrukcję Hotelu Ritz z wykorzystaniem grafiki 3D. Górynowicz odtworzył w komputerze nie tylko fasadę nieistniejącego hotelu Ritz, ale nawet restaurację. Był także stypendystą rektora, a w trakcie lokalnej produkcji filmowej „Czarnej Damy”, to jego wizualizacje Hotelu Ritz i pobliskich Chanajek były jednym z elementów scenografii czarno-białego filmu noir.

Trudno się zatem dziwić, że od 18 listopada „Hotel Ritz” pojawia się na scenie Białostockiego Teatru Lalek. Ze scenariuszem i tekstami piosenek oraz w reżyserii Joanny Drozdy i w choreografii Karoliny Garbacik. Zapowiada się wieczór pełen piosenek, dowcipu i tańca, toczący się w atmosferze tajemnicy. Nie zabraknie wspomnianego Kawelina, księcia Jusupowa, czyli zabójcy Rasputina, czy gwiazdy kina Nory Ney. Kilkunastoosobowa obsada będzie miała co zatańczyć i zaśpiewać pod czujnym uchem Marcina Nagnajewicza.

Hotel Ritz, szalona noc i barwne towarzystwo. Białostocki Teatr Lalek przywraca legendę

Monika Żmijewska, "Gazeta Wyborcza", 18.11.2022

ROZWIŃ

Ożywią Ritza, przywołają klimat międzywojnia, zaproszą słynnych bywalców, przytoczą hotelowe fakty i mity - a wszystko to w rozśpiewanej komedii kryminalnej "Hotel Ritz. Musical". Twórcy premierowego spektaklu w Białostockim Teatrze Lalek wyprawią nas w przeszłość, zapowiadając: to będzie szalona noc! Premiera w reż. Joanny Drozdy w piątek (18 listopada) o 19.

Za perłą dawnego Białegostoku – słynnym przedwojennym, nieistniejącym już hotelem Ritz, dziś możemy tylko powzdychać. Był nowoczesny, bywał w nim białostocki high life, bywali możni tego świata, miał podskórne tajemne życie. Budził podziw, ale też i niezdrową sensację. Był jednak przede wszystkim miejscem-symbolem: ikoną wolności, niezależności, swobody i międzywojennego artystycznego szaleństwa.

Barwne towarzystwo

Klimat owych czasów postanowiła przywołać, zaproszona przez BTL, Joanna Drozda, aktorka i reżyserka, współpracująca z Teatrem Syrena i Teatrem Polskim w Poznaniu. Po obszernym researchu stworzyła scenariusz, napisała teksty piosenek, a także spektakl w musicalowej konwencji wyreżyserowała. Puściła wodze fantazji i na jedną noc, wraz z zespołem BTL, do Ritza sprosiła barwne towarzystwo – prawdziwych bywalców słynnego hotelu, jak i fikcyjnych, wrzucając ich w sam środek kryminalnej intrygi.

To prawdziwa galeria indywidualności, wśród nich ci autentyczni: czyli m.in. pochodząca z Białegostoku znana aktorka międzywojnia Nora Ney (Magdalena Ołdziejewska), czy słynny pułkownik Mikołaj Kawelin, białostocki społecznik, mecenas kultury, twórca klubu Jagiellonia, który w Ritzu bywał regularnie (w tej roli Adam Zieleniecki, nie do poznania, póki się nie odezwie). A także m.in. arystokrata carski (który później zasłynął jako jeden z zabójców Rasputina), dandys i ekscentryk, książę Feliks Jusupow (Błażej Piotrowski) i kilka innych znanych postaci.

Wszystkich do Ritza ściąga sensacyjny występ, atrakcja na skalę światową – występ Kobiety-Muchy, która bez zabezpieczeń ma wspiąć się na fasadę hotelu (w tej roli – Izabela Wilczewska, która swoje akrobatyczne umiejętności – taniec na linie – brawurowo pokazuje choćby w spektaklu „Moniuszko").

Co z tego wynikło – najlepiej zobaczyć samemu i pozwolić zabrać się na muzyczną wyprawę w rytmie charlestona w głąb minionych czasów i wyobraźni. Bo to wyobraźnia gra tu pierwsze skrzypce.

– Historia została wymyślona, zmyślona, wydumana – czegóż ja w tym spektaklu nie nawymyślałam, a ci biedni aktorzy muszą to wszystko, co wymyśliłam, grać – żartuje Joanna Drozda. – Nasza szalona kryminalna komedia dzieje się w hotelu Ritz w ciągu 24 godzin, absynt się leje strumieniami, dzieją się różne czary-mary, a także kryminalna intryga zbudowana m.in. wokół pewnej sekretnej skrzyni. Tę noc wypełnią romanse, kłótnie, próby kradzieży i inne wydarzenia odsłaniające prawdziwe oblicza naszych bohaterów, bo też i wielu z nich po takiej nocy dostąpi przemiany.

Białostocką premierę wypełnią najróżniejsze postaci, piosenki, taniec, humor, tajemnice, a wszystko to w rytm muzyki granej na żywo.

Piękny świat

Skąd pomysł, by w opowiadać właśnie o Ritzu?

– Sam hotel jest czymś w rodzaju mikroświata, dzięki czemu możemy też opowiadać o ludziach, co uwielbiam robić. Pomyślmy: jedyny Ritz w Polsce był właśnie w Białymstoku. Dlaczego tu? Bo ówczesny Białystok był miejscem na styku kultur, w którym krzyżowały się handlowe szlaki, różne kultury żyły w zgodzie. Był trochę jak teraz Nowy Jork czy Londyn – w sensie łączenia różnych światów i kultur, egzystujących w spokoju obok siebie. Ten świat sprzed stu lat, o którym czytałam, jest piękny, zachwycał swoją różnorodnością. Zastanawiałam się, jak to jest, że udawało się to sto lat temu, i co zrobić, by udawało się teraz – opowiadała podczas konferencji prasowej reżyserka. – Współpracuję od dawna z Michałem Łaszewiczem, autorem muzyki, który jest z Białegostoku, on współpracuje z Mateuszem Korolczukiem, scenografem, który też ma związki z Białymstokiem, pomyśleliśmy, a czemu by właśnie nie opowiedzieć o słynnym Ritzu?

Joanna Drozda mówi: – Chcę patrzeć z czułością na człowieka, lubię, gdy teatr niesie widzom otuchę. I pamiętając o tym, tworzyliśmy ten spektakl. Towarzyszyła mi m.in. myśl: musimy uważnie przechodzić przez życie, doceniać pewne kwestie, dostrzegać. Bo wiele rzeczy przemija, znika bezpowrotnie. Był Ritz, a dziś nie ma nic. Były wielkie kultury w Polsce, a teraz już ich nie ma. Druga myśl zaś była taka: szukamy czegoś, co jest bardzo daleko, a przecież coś, co jest najważniejsze, bywa, że mamy tuż przed nosem, w zasięgu ręki, tylko tego nie dostrzegamy. W naszym spektaklu ta myśl przekłada się choćby na wątek boya hotelowego i pokojówki.

Powroty, marzenia

Mateusz Smaczny: – Hotelowego boya gram ja, i mój boy nieustannie tęskni za wielkim światem. Ritz to wspaniałe miejsce, ale mój bohater chciałby gdzieś dalej, wyżej. Tymczasem nieoczekiwanie to właśnie w Ritzu jego marzenie się przeformatuje.

A stanie się m.in. za sprawą promiennej pokojówki (w tej roli Weronika Bochat).

W postać słynnej aktorki Nory Ney (inaczej Soni Najman, urodzonej we wsi Sielachowskie w gminie Wasilków) wcieli się Magdalena Ołdziejewska. – Nora kiedyś, by wyrwać się z Białegostoku, a została zamknięta na klucz, uciekała wręcz przez okno. Po latach jednak do Białegostoku wraca, spędza tu uroczy poranek i szaloną noc, i stwierdza, że warto było tu wrócić i spędzić czas. Traktuje to wszystko sentymentalnie. Ta rola to wyzwanie: tańczę, śpiewam. Ale uwielbiam takie klimaty, bardzo się cieszę, że w BTL takie zadanie mi powierzono – mówi aktorka BTL (związana także z niezależną grupą teatralną – Spider Demon Massacre).

Na scenie pojawi się także totumfacki Kawelina, jego prawa ręka, zarządca i doradca.

– Nie jest co prawda przez wszystkich darzony należytym szacunkiem, ale tej nocy w Ritzu znajdzie sens istnienia, a lejący się absynt zmieni jego pogląd na świat – mówi wcielający się w tę rolę Artur Dwulit.

Obsada spektaklu to: Sylwia Janowicz-Dobrowolska, Grażyna Kozłowska / Łucja Grzeszczyk, Izabela Maria Wilczewska, Magdalena Ołdziejewska, Agnieszka Sobolewska / Weronika Bochat, Ewa Żebrowska, Paweł S. Szymański, Adam Zieleniecki, Artur Dwulit, Mateusz Smaczny, Błażej Piotrowski, Piotr Wiktorko.

Muzyka na żywo

Autorem muzyki i kierownikiem muzycznym spektaklu jest Michał Łaszewicz. – W czasach młodości, gdy myślałem o białostockim Ritzu, zastanawiałem się, jak mogła grać tu ta słynna hotelowa orkiestra. Te moje wyobrażenia próbowałem zawrzeć w muzyce do spektaklu, mocno osadzonej w międzywojennej epoce. Stylizujemy tę muzykę, dziś mamy inny skład instrumentalny, ale zanurzamy się w fokstrotach, charlestonach – mówi kompozytor.

Opiekę muzyczną i wokalną nad spektaklem sprawuje Marcin Nagnajewicz (który również zasiada za fortepianem): – Mamy muzyczną podwójną obsadę, która gra na żywo. Pojawia się trąbka, saksofon, kontrabas, perkusja, fortepian. Wystąpią muzycy: Jan Siwik, Mateusz Kurkowski, Jan Mlejnek, Gabriel Tomczuk, Cezary Just, Marcin Jadczak. Z takich muzyków możemy być dumni, świetnie się razem bawimy.

Za choreografię spektaklu odpowiada Karolina Garbacik, autorem scenografii i kostiumów jest Mateusz Korolczuk:

– Tworzyliśmy je na bazie zebranych wspomnień, artefaktów, inspiracji. W zbiorach archiwum znalazłem szczegółowy projekt fasady hotelu Ritz i na jego podstawie przygotowaliśmy prezentację graficzną. To przestrzeń, która jest symboliczna, nie przytłacza artystów, a daje im możliwość zaistnieć – mówi scenograf.

Premiera spektaklu "Hotel Ritz. Musical" w białostockim Teatrze Lalek

Olga Gordiejew, Polskie Radio Białystok, 18.11.2022

ROZWIŃ

To będzie autorskie widowisko o najbardziej niezwykłym hotelu, który niegdyś był perłą Białegostoku. W Teatrze Lalek w piątek (18.11) premiera spektaklu "Hotel Ritz. Musical".

Reżyserka i autorka scenariusza Joanna Drozda zapewnia, że widzów czeka podróż do czasów wolności, swobody, niepodległości i szaleństwa międzywojnia.

Zobaczymy dawny Białystok, a w nim HOTEL RITZ i wielkie wydarzenie, atrakcję na skalę wszechświatową - występ kobiety-muchy! 

Ścianołazka bez żadnych zabezpieczeń wykona wejście po fasadzie hotelu, a na jej występ ściąga gwiazdozbiór towarzyski II Rzeczypospolitej: pułkownik Kawelin - współzałożyciel Jagiellonii i stały bywalec Ritza, książę Jusupow - bogatszy niż kiedyś car zabójca Rasputina oraz gwiazda światowego kina, białostoczanka Nora Ney.

Zapowiada się wieczór pełen piosenek, dowcipu i tańca, toczący się w atmosferze tajemnicy. Skrywa ją skrzynia. To niezwykły ładunek, który może zmienić bieg historii. 

Czy to relikwia, plany kolejnej wojny, zwykłe bogactwo, a może zaginione dzieło sztuki? 

Akcja rozgrywa się w ciągu  jednej nocy w Hotelu Ritz. Tych wydarzeń próżno szukać w miejskim archiwum - romanse, kłótnie, próby kradzieży. Które historie o hotelu są prawdą, a które legendą?

Na scenie BTL-u aktorom towarzyszyć będzie zespół muzyczny na żywo pod kierownictwem Marcina Nagnajewicza.

Prapremierowy pokaz spektaklu w piątek (18.11) o godz. 19:00.

GALERIA / GALLERY

RECENZJE / REVIEWS

Joanna Drozda przywołuje międzywojenny Białystok w pigułce

Jerzy Doroszkiewicz, geekstok.pl, 19.11.2022

ROZWIŃ

„Z biedactwa w bogactwo” – to myśl, która przyświeca obsłudze „Hotelu Ritz” w Białymstoku. A gościom? By użyć życia i bawić się choć przez jedną noc. Takim gościem jest w Białostockim Teatrze Lalek Joanna Drozda. Zabawiła się z mitem o hotelu i wizerunkiem miasta w sposób, jaki tutejsi mogliby sobie tylko wymarzyć. Z humorem pokazuje wielokulturowość miasta, jego historię i miejskie legendy, a wszystko to podlane muzyką Michała Łaszewicza i w kostiumach Mateusza Karolczuka. Dla niej to po prostu „bułka świdroułka i lemonka”!

Kogóż na tej scenie nie zobaczymy? Od Charliego Chaplina – gwiazdy niemego kina po księcia Jusupowa, od Nory Ney nie ukrywającej swojego żydowskiego rodowodu gwiazdy polskiego kina po rosyjskiego pułkownika, birbanta i sybarytę, który miał wymyślić nazwę drużyny piłki kopanej – Jagiellonii. Jest też Kobieta Mucha, czy burdelmama Mańka Szczur, postać prawdziwa – zarządzała ona przybytkiem płatnej miłości w sławnej kamienicy przy Krakowskiej 1. Długo by wymieniać…

Śledząc dialogi czy piosenki naszpikowane historycznymi informacjami trudno nie odnieść wrażenia, że Joanna Drozda podeszła do historii Białegostoku z niezwykłą czułością. A i fantazji jej nie brakuje, odwagi obyczajowej takoż. Czasem któraś z aktorek z wdziękiem sypnie grubym słowem, aktor zrobi pauzę śpiewając udany kuplet, a sala przyjmuje te żarty z życzliwością, bo nie ma w nich ani cienia widywanej gdzie indziej dosłowności, by nie powiedzieć wulgarności. Po prostu klasa.

Joanna Drozda jawi się w Białostockim Teatrze Lalek jako artystka totalna. Po pierwsze – wspominany scenariusz – efekt udanego researchu, po drugie – teksty piosenek. Autorka ma słuch muzyczny – to nie ulega wątpliwości. Aż chciałoby się zapytać po premierze i ją i Michała Łaszewicza – autora muzyki, czy pisali owe piosenki wspólnie, czy razem szukali odpowiedniej długości frazy. Wystarczy przypomnieć sobie, jak inteligentnie Drozda wykorzystuje słowo „boy” by co jakiś czas ożywiać akcję muzyką z tym słówkiem, na przemian oczywiście z frazą „Hotel Ritz”.

A przy tym, nie bez udziału zapewne Karoliny Garbacik, aranżuje towarzyszące piosenkom sceny zbiorowe dbając o każdą z postaci. Od Magdaleny Ołdziejewskiej, która jako Nora Ney pokazuje paluszkami, czym powinien zająć się hotelowy boy marzący o karierze w Hollywood, przez ironiczno-demoniczną Sylwię Janowicz, po obsadzonego w dobrze już znanej lokalnej widowni roli transwestyty Błażeja Piotrowskiego, czyli księcia Jusupowa. A że książę w scenach zbiorowych kradnie show kolegom? Bo potrafi.

Perełek aktorskich tu tyle ilu aktorów pojawia się na scenie, a i inscenizacyjnych pomysłów nie brakuje – takoż nawiązania kontaktu z publicznością, która zdezorientowana nie zdąża rzucić niczego na tacę, choć przedstawienie warte jest niejednej mszy. Długo by opisywać znaną już z akrobatycznych wyczynów Izabelę Marię Wilczewską czy roztańczonego Artura Dwulita. Joanna Drozda odkrywa w białostockich aktorach wszystko, co najlepsze, a Łaszewicz pisze piosenki jakby specjalnie dla nich – ot choćby niemal wpadające w gospel songi, jakie genialnie wyśpiewuje Sylwia Janowicz-Dobrowolska.

Paradoksalnie – scenariuszowo – najbardziej blado wypada główny wątek miłosny. Dobrze, że chociaż twórcy nie zapomnieli, że w takich razach w musicalu publiczność czeka na jakiś wzruszający duet i piękną melodię i tu cały team wsparty talentami Weroniki Bochat i Mateusza Smacznego stanął na wysokości zadania. Jest nawet scena łóżkowa, choć osobiście wolałbym, by zakochani coś jeszcze pięknie wyśpiewali. Ale tu scenariusz broni się alternatywnymi wizjami wesela z kolejnymi świetnymi scenami zbiorowymi zaaranżowanymi przez Karolinę Garbacik.

Nie byłoby sceny łóżkowej, pokazu Kobiety Muchy, czy ukatrupionego przez Kawelina gołębia bez wyobraźni Mateusza Karolczuka. Młody scenograf wymyślił, jak pokazać windę, dopieścić z biglem grający zespół, dać poszaleć w apartamencie Błażejowi Piotrowskiemu, ukazać uczucia jakie łączy ową Muchę z menadżerką, gdzie przy okazji – Izabela Maria Wilczewska może wykorzystać swoją znajomość języka migowego, zaś Nora Ney przy innej sposobności, porozmawiać w języku esperanto. A taki detal jak klapa kurtki boya i bluzka pokojowej – owej miłosnej pary tylko podkreślają smak i wdzięk młodego projektanta. Czyż nie jest to musical wszystkomający?

Rewelacyjny kuplet consierge Pawła Sławomira Szymańskiego opowiadający o jego marzeniach i spalonych na panewce zakusach do ONR-u, czy wspólny song Ołdziejewskiej i Dwulita – totumfackiego Kawelina wykorzystują charakterystyczną gwarę białostocką. A sama piosenka z „bułką świdroułką” w roli głównej robi niemniejszy apetyt na łakocie co podawana na kaca buza. O właśnie – jeszcze songi o kacu. Zdecydowanie – „Hotel Ritz” jest dla nieco starszych nastolatków, choć przy transmitujących swoje wyczyny patostreamerach raczej ich rozbawi niż namówi do złego.

Ja mogę tylko namawiać do polowania na bilety. „Hotel Ritz” Musical” odpowiada w pełni swojej nazwie. To nie jest śpiewogra, tylko widowisko, w którym muzyka i tekst współbrzmią ze sobą i dosłownie każdy – od osób szyjących kostiumy, przez realizatorów dźwięku i świateł po budowniczych scenografii dał z siebie wszystko. Był Ritz – nie ma nic? Jest hit.

Hotel Ritz ożył w musicalu Białostockiego Teatru Lalek

Anna Dycha, dziennikteatralny.pl, 22.11.2022

ROZWIŃ

Barwne kreacje aktorskie, przebojowe piosenki, muzyka grana na żywo, porywające sceny zbiorowe i gustowne stroje z epoki. „Hotel Ritz. Musical" ma wszystko, by stać się przebojem białostockiej sceny. Dzięki spektaklowi Białostockiego Teatru Lalek legenda Ritza ożyła.

Widzowie przenoszą się na jedną noc do eleganckich wnętrz gmachu – wizytówki międzywojennego Białegostoku – do którego ściągały elity z całego kraju. Trzeba pamiętać, że czas międzywojnia jest czasem wielkiej swobody i afirmacji życia. Zarówno ten okres, jak i legendę Ritza z powodzeniem przypomina autorka scenariusza, piosenek i reżyserka spektaklu Joanna Drozda. Warto było czekać kilka sezonów na musical poświęcony nie tylko hotelowi Ritz, ale mierzący się z mitem wielokulturowego Białegostoku. Publika przyjęła premierę spektaklu kilkuminutową owacją na stojąco. Bilety na listopadowe przedstawienia są wyprzedane.

„Hotel Ritz to wszystko lub nic"

„Hotel Ritz to wszystko lub nic, hotel Ritz na glanc, nie na pic. Tak właśnie jest w hotelu Ritz!" – śpiewają aktorzy. To nie przypadek, że jedyny Ritz z Polsce powstał właśnie w Białymstoku. To tutaj przecinały się szlaki handlowe, to tutaj mieszały się kultury i języki. To był świat, który musiał zachwycać.

Reżyserka zabiera widzów na 24 godziny do hotelu Ritz, który jest rodzajem mikroświata. Spotykają się w nim ludzie z różnych środowisk ze swoimi problemami. Spędzą miłe chwile, a nawet szaloną noc i rozjeżdżają się każdy w swoją stronę. Mamy tu całą galerię indywidualności. Pułkownik Mikołaj Kawelin (Adam Zieleniecki) to stały bywalec Ritza. Carski oficer, wielki społecznik, propagator sportu, współzałożyciel klubu Jagiellonia Białystok i jej pierwszy prezes. Jego totumfacki (Artur Dwulit) czuje się niedoceniony przez przełożonego („nie mam szczęścia, mam pech, mam pecha łut, więc muszę być pracowity"). Kolejna persona to książę Feliks Jusupow (Błażej Piotrowski) – rosyjski arystokrata, morderca Rasputina. Przywozi do Ritza tajemną skrzynię, w której jest... No właśnie, co? Rodzinny Białystok odwiedza też Nora Ney (Magdalena Ołdziejewska) – wielka gwiazda światowego kina. Cały ten gwiazdozbiór towarzyski ściąga do Ritza występ słynnej Kobiety-Muchy (Izabela Maria Wilczewska), która da popis swoich akrobatycznych umiejętności na fasadzie budynku. Towarzyszy jej subretka (Łucja Grzeszczyk) – pociągająca chłopczyca tworząca z Muchą miłosny związek. Z kolei Mańka Szczur (Sylwia Janowicz-Dobrowolska) to najsłynniejsza burdelmama Białegostoku tamtych czasów. Nie może zabraknąć obsługi hotelu (Ewa Żebrowska i Paweł S. Szymański), pokojówki (Weronika Bochat) i boya (Mateusz Smaczny).

Aktorzy pracują jak dobrze naoliwiona maszyna. Każdy tchnął życie w swojego bohatera. Nadał mu takiego nerwu, by jego losy nie były widzowi obojętne. Musicalowa forma była też dla aktorów niewątpliwym wyzwaniem. Nie przeszkadza to jednak, by jeszcze nawiązać kontakt z widownią.

Ritz rozbudza wyobraźnię

Historyk Wiesław Wróbel w książce „Kilińskiego. Historia jednej ulicy" tak pisał o Ritzu: „(...) hotel liczący cztery kondygnacje, mieścił piwiarnię, kawiarnię i restaurację, bilard, bank z obszerną salą oświetloną przeszklonym dachem, własny kantor pocztowo-telegraficzny, salon fryzjerski, wyodrębniony dom giełdowy dla spotkań handlowych oraz po osiemnaście pokoi na drugim i trzecim piętrze, w tym bardziej luksusowe zaopatrzone we własne łazienki i toalety. wszystkiego dopełniały marmury, parkiety, oświetlenie elektryczne, centralne ogrzewanie, specjalna wentylacja, pierwsza w Białymstoku winda."

Hotel – choć powstał w 1913 r. – jeszcze w okresie międzywojennym uznawany był za najlepszy w mieście. Budynek został spalony w 1944 r., a ruinę rozebrano kilka lat po wojnie. Ze względu na swój rozmach hotel Ritz do dziś rozbudza wyobraźnię. Były nawet pomysły na jego odbudowę. O jego legendzie przypomnieli m.in. twórcy filmu „Czarna Dama", którego fabuła rozgrywała się w międzywojennym Białymstoku. Z kolei autorski obraz miasta – nie tylko taki, który widać, ale też taki, którego można się domyślać – stworzyła krakowska malarka Joanna Karpowicz w komiksie „Pocztówki z Białegostoku". To właśnie w tym wydawnictwie pies Kawelin ożywa. Schodzi nocą z cokołu i biegnie przez park do rzeźby Praczek.

Ci, którym nie wystarczają archiwalne czarno-białe zdjęcia słynnego hotelu z zachwycającą wygiętą fasadą, powinni zobaczyć makietę w białostockim Muzeum Historycznym oddającą architektoniczne detale gmachu.

Legendę Ritza ożywili twórcy spektaklu w BTL-u. Zabrali widzów w podróż do czasów wolności, swobody, niepodległości i szaleństwa międzywojnia.

Głód życia, wyzwolenie kobiet i moc absyntu

Pułkownik Kawelin mówi, że I wojna światowa zakończyła wszystkie wojny. Po niej można cieszyć się życiem, bawić, dobrze zjeść i wypić (ciekawa scena picia absyntu w slow motion i seledynowej kolorystyce). Ludzie czują głód życia. I ten głód, a zarazem ducha tamtych czasów – mimo że minęło 100 lat – widzowie również doskonale czują. Bohaterowie Ritza czerpią z życia pełnymi garściami, jakby jutra miało nie być. Choćby mieli przypłacić to monstrualnym kacem (jemu poświęcony jest jeden z songów).

Ścianołazka Kobieta-Mucha jest zakochana w swojej subretce-chłopczycy (obejrzymy nawet namiętny pocałunek pań). Izabela Maria Wilczewska po raz kolejny wykorzystuje swoje akrobatyczne zdolności na scenie, wspinając się po metalowej konstrukcji bez zabezpieczeń. Wcześniej można było ją zobaczyć m.in. w spektaklu „3 x M, czyli Moniuszko – Miłość – Miraże".

Międzywojnie to też czasy wyzwolenia kobiet, kiedy panie zrzucają gorsety, zaczynają tańczyć charlestona i fokstrota (za brawurową choreografię odpowiada Karolina Garbacik), dochodzą do głosu i nabywają prawa wyborcze. Znakomicie wyśpiewują to w jednej z piosenek. Swobodny sposób bycia ma także Feliks Jusupow, który lubi zarówno panie, jak i panów, bo „tak chce". Lubi też od czasu do czasu wskoczyć w damskie ciuszki. Żona nie ma nic przeciwko temu.

Promyczkiem w tych skomplikowanych relacjach jest wybuchająca miłość pokojówki i hotelowego boya, który marzy o karierze filmowca za oceanem. Okazuje się, że czasem szczęście jest tuż obok nas. Nie musimy go szukać gdzieś bardzo daleko. Brawurowe trzy wersje ślubów w różnych kulturach – żydowskiej, prawosławnej i katolickiej – to kwintesencja drugiego aktu spektaklu.

Historia miesza się z fikcją

Musicalowa estetyka sprzyja połączeniu wątków historycznych z tymi fikcyjnymi. W wielu momentach można się zastanawiać, co naprawdę wydarzyło się tej nocy, kiedy posadzono tuje w Alei Zakochanych, a co zostało tylko lub aż wymyślone. To wielki atut tego scenicznego projektu.

Jest tych atutów dużo więcej. Spektakl kipi humorem, słownymi zabawami, nawiązaniami do współczesności i do postaci życia publicznego („Rydzyk jest trudno strawny, ale sławny"). Bohaterowie wspominają „kamienną śmietniczkę", czyli rzeźbę psa Kawelina z Bulwarów Kościałkowskiego czy Praczki stojące na Plantach i biało-czerwone donice ustawione w ogrodach Branickich. Pułkownik Mikołaj paraduje w czerwono-żółtym stroju, czyli barwach Jagiellonii. Na słowa „A jak miasto nowocześnieje!" publika, która odbierze je zgoła ironicznie, wybucha gromkim śmiechem. Bohaterowie używają też białostockiej gwary, charakterystycznego „dla mnie", ale i esperanto nie pogardzą.

Jak na teatr lalkowy przystało, pojawia się wąsata twarz marszałka Piłsudskiego i postać z maską Rasputina (a jakże – tańczy w rytm przeboju grupy Boney M.). Mamy przecież do czynienia z szaloną komedią musicalową, która pozwala oderwać się od rzeczywistości.

Kostiumy z epoki i muzyka na żywo

Lata 20. XX wieku to wdzięczny temat dla scenografa i kostiumografa (Mateusz Karolczuk). Są więc meble wyjęte z epoki, hotelowa restauracja, recepcja i oczywiście słynna winda. Natomiast architektura Ritza jest przedstawiona graficznie – zainspirowana została pionami i poziomami architektonicznych sztychów. Dzięki temu powstała przestrzeń symboliczna, nieprzytłaczająca, dająca możliwość pokazania się artystom, którzy są tu przecież najważniejsi. Widać, że znakomicie czują się w kostiumach dopracowanych w najmniejszych detalach – z bielizną włącznie. Duże wrażenie robią kreacje Nory Ney, książę Jusupow paraduje w fioletowych butach (taka kolorystyka obecna jest też m.in. w jego walizie), a Mańka Szczur – w krwistoczerwonej sukni.

W blisko trzygodzinnym musicalu rozbrzmiewa muzyka grana na żywo. Skomponował ją Michał Łaszewicz, a wykonuje zespół w składzie: Jan Siwik, Mateusz Kurkowski, Jan Mlejnek, Gabriel Tomczuk, Cezary Just i Marcin Jadczak pod opieką muzyczną Marcina Nagnajewicza. Ach, te charlestony, fokstroty, swingi! To prawdziwa uczta dla uszu.

„Hotel Ritz. Musical" jest jak wybuchowa mieszanka łącząca to, co rzeczywiste z tym, co fikcyjne. To spektakl, który przypomina historię Białegostoku, ale też w inteligentny sposób punktuje rzeczywistość stolicy Podlaskiego. Taki tytuł był nam bardzo potrzebny.

Spełniły się marzenia – artystów o stworzeniu takiego spektaklu i widzów o obejrzeniu go na białostockiej scenie.

Szaleństwo jednej nocy i kac o poranku w pewnym przybytku. Wrócił Hotel Ritz, i to jak!

Monika Żmijewska, "Gazeta Wyborcza", 27.11.2022

ROZWIŃ

Sto lat temu niemalże, szalona noc, poranek na arcykacu, a pomiędzy? Przebieranki, śpiewy i sekrety w najświetniejszym hotelu w mieście. W Białostockim Teatrze Lalek ożywiają Hotel Ritz, zapełniają go ekscentrycznymi gośćmi, widzów zabierają na wyprawę w przeszłość. Miło dać się tak zabrać: jest zabawnie, nostalgicznie, wolnościowo. To może być spektakl evergreen.

Słynny przedwojenny białostocki przybytek ma swoje opracowania, powraca w książkach, historycznych materiałach, anegdotach, muzealnych wystawach. A teraz doczekała się też większej niż dotychczasowe próby – skompresowanej opowieści teatralnej na swój temat: w BTL powstał właśnie muzyczny spektakl „Hotel Ritz. Musical" w reż. Joanny Drozdy.

Spektakl. Czułość i ironia

Wbrew pozorom, choć materiału na temat Ritza w archiwach jest sporo, przywołać go na scenę wcale nie tak łatwo. Hotel Ritz w końcu obrósł w mit, to hotel symbol, powiew wielkiego świata, alegoria wolności i otwartości, miks prowincji i elitarności (ach, obrotowe kryształowe drzwi, pierwsza w mieście winda, łazienki z zimną i gorącą wodą, wśród gości – białostocki high life, panny z półświatka, najlepsi obywatele międzywojennej RP, a nawet Europy, krzyżowanie się wszelkich  wpływów i interesów).

Jednak dotykanie mitu, jak wiadomo, może się skończyć różnie: wersja „na kolanach" skończy się błazenadą lub dramatem, wersja szydercza i całkowicie dekonstrukcyjna może też popaść w banał.

W BTL wybrano metodę półśrodka, Ritza potraktowano i czule, i z przymrużeniem oka; nostalgicznie i ironicznie. Taki mariaż okazał się strzałem w dziesiątkę – Ritza odarto z napuszoności, ale dano mu też ludzki wymiar; zawinięto go w pozłacany papierek, ale środek wcale „oszukany" nie jest – zawiera wszelkie zapamiętane smaki, rozmaite wyobrażenia na temat przybytku, zachowane w legendach miejskich, a przede wszystkim - zawiera emocje.

Słowem: białostoczanie Ritza w opowieści BTL rozpoznają, na spektaklu ubawią się setnie, i wyjdą zeń z wigorem, nastrojeni pozytywnie i sentymentalnie. A że spektakl to tylko część patchworkowej biografii Ritza, w której przecież tyle blasków, jak i cieni – to już zupełnie inna kwestia.

Jedno jest pewne – Joannie Droździe, reżyserce niezwiązanej z Białymstokiem, znakomicie udało się połączyć research i dystans do tematu w zgrabny scenariusz i zgrabną muzyczną inscenizację (a przy tym napisać jeszcze ciekawe teksty piosenek). Odrobiła lekcję, jeśli chodzi o kwerendę, przemieszała czasy, fakty i własne wizje, dała się też, bo czemu nie, ponieść wyobraźni – a w tym przypadku licentia poetica jest nawet wskazana, dodaje całości lekkości i humorystycznej niefrasobliwości. Ritz to i mit, i figura, i symbol – wolności dla wszystkich, otwartości, szaleństwa, niezależności. I Drozda, przekopując się przez archiwa, słuchając opowieści swoich współpracowników, to dostrzegła i w scenariuszu finezyjnie, z życzliwym dystansem zawarła. A aktorzy – przy wsparciu muzyków wspaniale grających na żywo, w kostiumach z epoki – w tej opowieści się odnaleźli, świetnie zagrali i zaśpiewali.

Galeria postaci

No więc mamy: pewien wieczór, pewną noc i pewien poranek w słynnym przybytku, który kiedyś pysznił się miękką, falistą fasadą przy obecnej ul. Kilińskiego – na scenie tę słynną fasadę w ciekawej scenografii Mateusza Karolczuka (również autora kostiumów) przywołują rzuty hotelu na przesłonach, a pokoje na drugim planie wyłuskuje pomysłowo światło.

W hotelu jak co dzień gotowa na przyjęcie gości jest „ritzowa" ekipa: konsjerż, boy, żigolo, pokojówka, kucharka. Witają gości i stałych bywalców – prawdziwą galerię indywidualności, wśród nich też persony autentyczne, które faktycznie tu kiedyś bywały. Przybywa więc pochodząca z Białegostoku znana aktorka międzywojnia Nora Ney (Magdalena Ołdziejewska). Przybywa arystokrata carski (i jeden z zabójców Rasputina, prostego chłopa, który wskutek charyzmy i zbiegu rozmaitych przypadków stał się szarą eminencją na carskim dworze Romanowów), dandys i ekscentryk, książę Feliks Jusupow (brawurowy Błażej Piotrowski).

Przybywa słynny pułkownik Mikołaj Kawelin, białostocki społecznik, mecenas kultury, twórca klubu Jagiellonia, który w Ritzu bywał regularnie (w tej roli Adam Zieleniecki, nie do poznania, póki się nie odezwie). Przybywa totumfacki Kawelina, zarządca, jego prawa ręka i całkowite przeciwieństwo zwierzchnika (Artur Dwulit) i Mańka Szczur, właścicielka najlepszych burdeli w mieście (Sylwia Janowicz-Dobrowolska). Wszystkich do Ritza ściąga sensacyjny występ, atrakcja – jak zapowiada żigolo – na skalę światową! – pokaz Kobiety-Muchy, która bez zabezpieczeń ma wspiąć się na fasadę hotelu (Izabela Maria Wilczewska).

Występ to jedno, drugie to pewien sekret, który towarzyszy przyjazdowi Jusupowa – książę bowiem przywozi z sobą tajemniczą skrzynię, a co w niej jest – rozpala umysły wszystkich pozostałych (może to plany wojskowe? a może rodzaj relikwii, którą można wykorzystać politycznie, penis Rasputina, kto wie?). Jest więc w spektaklu całkiem zmyślna intryga, tajemnicza historia, która rozszerza akcję, ale to nie ona jednak jest tu najciekawsza – a wszystko to, co pomiędzy: rozmowy, marzenia, pragnienia, tęsknoty tego wielobarwnego towarzystwa – czy to hotelowej ekipy, czy gości.

Spektakl. Tu każdy ma swój moment

Boy (Mateusz Smaczny) marzy o wyrwaniu się z Białegostoku, żigolo (Piotr Wiktorko) korzysta z życia, konsjerż (Paweł S. Szymański) próbuje zachować niezmąconą powagę (i równowagę) poprzez stałe rytuały, kucharka (Ewa Żebrowska) śni patriotyczny sen na jawie o dawnej miłości, pokojówka (Weronika Bochat) czuje się rozdarta między rzeczywistością a światem gazet. Pułkownik Kawelin (Adam Zieleniecki) – strzela przaśnym dowcipem i hedonistycznie cieszy się z drobnych przyjemności. Jego totumfacki (Artur Dwulit) – przeciwnie, jest sfrustrowany, bo czuje się niedoceniany, Wreszcie Mańka Szczur (Sylwia Janowicz-Dobrowolska), kobieta, która nosi w sobie jakiś mrok i tajemnicę i która wkrótce zrealizuje swój kolejny pomysł na życie.

Z tym światem białostockim zderza się świat gości – Nora Ney, niczym rajski ptak, wpada do dawno opuszczonego rodzinnego miasta, z którego kiedyś uciekła i nadziwić się nie może, jak miasto mogło się zmienić. Jusupow – cóż to za figura! – kpiarz, dandys i ekscentryk, „lubi przebieranki, lubi chłopców i kobiety, bo lubi i już", wprowadza w ten świat jeszcze większy rozgardiasz, co hotelowa ekipa przyjmuje z nieustającym spokojem. Wreszcie Kobieta Mucha  (Izabela Wilczewska) i jej tłumaczka (Łucja Grzeszczyk), sprytny duecik, panie żyjące w wolnym związku i z pewną strategią na biznes.

Każda z tych postaci jest barwna i charakterystyczna, każda wyrazista i sugestywna, nawet jeśli naszkicowana zaledwie przez tylko kilka min i gestów. Tu każdy z aktorów ma swój moment, tu każdy na scenie istnieje, tu każdy przyciąga uwagę, nawet na drugim planie. Wszyscy pospołu budują klimat Ritza, metafory wolności, szaleństwa, otwartości, radości życia, gdzie zdarzyć się może wszystko, gdzie miejsce znajdą rajskie ptaki i frustraci, gdzie prowincjonalna przaśność miesza się z „europejskością" przybyszy.

Między ich rozmowami, minami, gestami na dwie godziny powraca w BTL – z powiedzonkami, gadżetami, anegdotami – przedwojenne białostockie życie. Z jednej strony barwne i ciekawe, z drugiej z mrocznymi przebłyskami (warto wsłuchać się choćby w przewrotny tekst piosenki w świetnym wykonaniu Pawła S. Szymańskiego, o pewnym młodzieńcu, który chciał wstąpić w szeregi ONR).

Brawurowe songi

Właśnie, piosenki! To wraz z muzyką Michała Łaszewicza jedna z największych wartości spektaklu. „Hotel Ritz. Musical" jak już sam tytuł wskazuje – musi być muzyczną wyprawą, i taką jest – w głąb czasów minionych wiedzie nas w rytmie dźwięków charlestona i fokstrota. Bardzo to przyjemna wędrówka, bo niemal w każdej piosence wszystko ze sobą gra – ciekawe teksty piosenek, ciekawe – niełatwe, łamane – brzmienia, ciekawa interpretacja i bardzo tu istotna, przemyślana choreografia (Karolina Garbacik).

Aktorzy BTL śpiewają z pasją i mocą, radząc sobie zazwyczaj dobrze z trudnym, przełamywanym rytmem niektórych utworów. Tu nie dostaniemy grzecznych uładzonych piosenek z harmonijnymi refrenikami, a dynamiczne, pełne różnych temp (jak choćby feministyczny protest song) – bardzo różnorodne utwory. I to przy znakomitej muzyce granej na żywo, co jest dodatkowym atutem spektaklu (opiekę muzyczną i wokalną sprawuje tu Marcin Nagnajewicz, wraz z nim w podwójnej muzycznej obsadzie spektaklu są: Jan Siwik, Mateusz Kurkowski, Jan Mlejnek, Gabriel Tomczuk, Cezary Just, Marcin Jadczak).

Rysa na szkle

Sporo w spektaklu kontrastów – czy to na poziomie bohaterów, czy narracyjnego rytmu. Mnóstwo świetnych scen, zarówno tych żywiołowych zbiorowych, jak i bardziej kameralnych, spowolnionych – choćby zabawne dywagacje na temat kaca. Eksperci starsi stażem (jak szefowa kuchni, konsjerż i pułkownik) dowiodą wartości kaca, bo „przynosi refleksję, zatrzymuje czas i jest dowodem, że coś się przeżyło". Duet artystek w gorszej porannej kondycji zgoła sądzi inaczej – i zaśpiewa z bólem: „arcykac z godności orżnie każdego".

Świetnym pomysłem – muzycznym, wokalnym i choreograficznym, w którym jak w soczewce twórcy skupili przedwojenną wielokulturowość - okazuje się scena, gdy hotelowy boy, filmowy marzyciel, snuje kinową wizję swojego ślubu w różnych oprawach - żydowskiej, prawosławnej i katolickiej. Kilka minut dosłownie muzykom i aktorom wystarczy, by zaprosić widzów na trzy różne, charakterystyczne dla przedwojennego Białegostoku uroczystości. Ta sama kotara, przeistaczająca się w strój duchownych różnych wyznań, te same przedmioty w dłoniach, ci sami aktorzy, i w jednej chwili zmieniający się czarownie klimat. Wspaniała radosna scena.

I dopiero w dłuższą chwilę później, gdzieś w głębi serca czujemy cierń i przypominamy sobie: ten obraz ma już pęknięcie. Podobnie jest z hotelem, nie tylko w piosence: „Był Ritz, nie ma nic".

MULTIMEDIA

materiał Radia Akadera
Z twórcami „Hotel Ritz. Musical” rozmawiał #Zjerzonykulturą Jerzy Doroszkiewicz
materiał Polskiego Radia Białystok
Premiera spektaklu "Hotel Ritz. Musical" w Białostockim Teatrze Lalek - relacja Olgi Gordiejew
odtwórz TRAILER
TRAILER

Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

Korzystając z serwisu internetowego Białostockiego Teatru Lalek akceptują Państwo zasady Polityki prywatności, wyrażają zgodę na zbieranie danych niezbędnych do administrowania stroną i prowadzenia statystyk oraz wyrażają zgodę na używanie plików cookies w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów na stronie.

Do góry btl kształt