Zobacz opis Zobacz opis sztuki: DULCYNEA
Kategoria BTL Debiut
KATEGORIA WIEKOWA Dla młodzieży i dorosłych
CZAS TRWANIA 60 minut

DULCYNEA

OPIS / OVERVIEW

DULCYNEA

inspirowana Cervantesem

Czy maszyna jest zdolna zrozumieć i stworzyć człowieka?

Historia o pięknie nas samych i o tym, co czyni nas ludźmi. Razem ze zmechanizowanymi bohaterami wyruszamy w poszukiwanie przyjaźni i miłości (Dulcynei). 

 

Spektakl zrealizowany w ramach stypendium Prezydenta Miasta Białegostoku "Młodzi Twórcy"

18 października 2009
Premiera Dulcynei
Zobacz
8 października 2009
Konferencja prasowa przed premierą Dulcynei
Zobacz

TWÓRCY / CREATORS

reżyseria, scenariusz i muzyka / direction, script and music
Adam Frankiewicz
scenografia / scenography
Vitalia Samuilova (Litwa)

OBSADA / CAST

ZAPOWIEDZI PRASOWE / PRESS ANNOUNCEMENTS

Dulcynea w BTL-u. Spektakl dla widza wrażliwego, chodź młodego

(rita), "Kurier Poranny", 8.10.2009

ROZWIŃ

18 października w Białostockim Teatrze Lalek odbędzie się premiera sztuki "Dulcynea" w reż. Adama Frankiewicza.

Dziwne wręcz materiały: śrubki, gwoździe, a nawet kawałek roweru. Tak powstały lalki. Do tego światło, cienie i muzyka. Żadnych słów.

– Na początku były słowa. Ale teraz nie ma – mówi Adam Frankiewicz, reżyser "Dulcynei”. – Widz musi być gotowy na teatr wizualny.

"Dulcynea” to najnowszy spektakl Białostockiego Teatru Lalek. Jego premiera przewidziana jest na 18 października na scenie studyjnej.

– To spektakl dla widza wrażliwego, chodź młodego – mówi o ”Dulcynei” Adam Frankiewicz, reżyser. – Potrzebne jest skupienie i przygotowanie.

Spektakl jest inspirowany historią Cervantesa. Odnajdziemy w nim bohaterów i podobieństwo historii.

– Chcieliśmy odpowiedzieć sobie, co tworzy z nasz ludzi? Co popycha nas do działania? – tłumaczy Frankiewicz. – Sztuka pokazuje, że jest coś, dla czego warto żyć. To przyjaźń i miłość.

Kim jest tytułowa Dulcynea? W spektaklu na pewno nie lalką, a tylko cieniem.

– Dulcynea to idea, która popycha nas do działania – mówi Frankiewicz.

– Nikt jej nigdy nie widział i zapewne nigdy nie istniała. Jest po prostu mitem – dodaje Vitalia Samuilova, scenografka.

W poszukiwaniu "Dulcynei"

Anna Dycha, bialystokonline.pl, 9.10.2009

ROZWIŃ

Spektakl bardzo wizualny, z plastycznymi obrazami, eksperymentalnymi lalkami zbudowanymi z gwoździ, śrubek, rowerowych części i sugestywną muzyką. Rzecz dla widza wrażliwego. "Dulcynea" Adama Frankiewicza na scenie studyjnej Białostockiego Teatru Lalek. Premiera 18 października.

Przedstawienie jest efektem współpracy Adama Frankiewicza, studenta V roku Akademii Teatralnej w Białymstoku (nie tylko reżyseruje spektakl, ale jest też autorem scenariusza i muzyki) oraz Vitalii Samuilovej, absolwentki ASP w Wilnie (teraz studiuje lalkarstwo w szkole teatralnej w fińskim Turku), która przygotowała scenografię. Młodzi artyści spotkali się w BTL-u podczas realizacji "Sklepów cynamonowych". Vitalia uczestniczyła we wszystkich pracach związanych z tym spektaklem, Adam był asystentem reżysera. Teraz przyszedł czas na ich pierwszy wspólny projekt.

- To dla nas bardzo ważny projekt - podkreśla Marek Waszkiel, dyrektor Białostockiego Teatru Lalek. - Łączy to, co jest przyszłością teatru z jego instytucjonalnym, silnym charakterem. To dla nas wyzwanie. I dodaje, że spektakle prezentowane w ramach sceny studyjnej były zawsze pełne eksperymentalnych poszukiwań, tak jak w przypadku choćby "Baldanders", "Bieguna" czy "Valérie".

W przypadku "Dulcynei" zaczęło się od dramatu o Don Kichocie napisanego przez Martę Guśniowską, dramaturga BTL-u. Był to jednak tylko punkt wyjścia dla młodych artystów. - Na początku było słowo. Chcieliśmy sprawdzić, czy łatwo będzie budować nam obrazy bez potrzeby sięgania do tekstu. Zostały postacie i zależności między nimi - tłumaczy Adam Frankiewicz. Powstał spektakl inspirowany Cervantesem i dramatem Marty Guśniowskiej. Choć z tekstu zostało niewiele, pisarka przyznaje, że spektakl bardzo ją intryguje. - Działa na emocje. Są w nim nawiązania do relacji między postaciami, piękne obrazy. Jest w nim dużo więcej niż dałby tekst. Dzięki temu, że spektakl nie jest przyczepiony do fabuły i Cervantesa, a obrazy są silne i emocjonalne, każdy może w nim znaleźć coś innego - mówi Marta Guśniowska.

Dulcynea to w spektaklu metafora tego, co pozwala nam żyć, idea, która popycha nas do działania. - Chcemy zadać sobie pytanie, co czyni nas ludźmi. Dulcynea to rodzaj miłości, czegoś, po co żyjemy - mówi reżyser. Vitalia Samuilova dodaje, że jest ona pewnym wyobrażeniem, mitem, nie musi naprawdę istnieć. Stąd w spektaklu pokazywana jest w cieniach. Ciekawe są również przedmioty, z których scenografka wykonała lalki. Śrubki, gwoździe, różne mechanizmy, często znalezione na śmietniku, tutaj zostały podniesione do rangi sztuki.

GALERIA / GALLERY

RECENZJE / REVIEWS

Droga sama Cię poprowadzi

Piotr Werner, madeinbialystok.com, 25.10.2009

ROZWIŃ

Obowiązkiem moim jest rozgromić siłę
i wspomagać nieszczęśliwych.

Don Kichote z La Manchy

 

Jak się nazywa to, co nienazwane
jak się nazywa to, co uderzyło
(…)
to co biegło naprzeciw, a było rozstaniem
(…)
to, że jeśli nie wiesz, dokąd iść
sama cię droga poprowadzi.

Jan Twardowski – "Jak się nazywa"

 

Zagadkowy, niepokojący plakat przykuwa uwagę. Długie, zbyt długie ręce, nie wiadomo, czy sięgające po coś, czy zwisające bezwładnie, umieszczone na stonowanym, wyblakłym tle. Gestem zapraszające na spektakl "Dulcynea" - najmłodsze dziecko Białostockiego Teatru Lalek. Eksperymentalne przedstawienie w reżyserii, scenariuszu i muzyce Adama Frankiewicza, studenta V roku Akademii Teatralnej w Białymstoku. 24 października 2009 r. - 6 dni po ubiegłoniedzielnej premierze, w dość ciepły i równie deszczowy wieczór i ja miałem okazję trafić na ul. Kalinowskiego.

Na początku uderza kameralność. Mała salka, w której artyści na co dzień przeprowadzają próby. 3 rzędy zwykłych, jakby nieteatralnych krzeseł. Słychać gwar nielicznej, kilkunastoosobowej widowni. Brzmią śmiechy, w półgłosy zamieniają się początkowe szepty, zagłuszając niepewność „czy to już”. Potem gasną światła. Jak na komendę milkną głosy, wszystkie spojrzenia ogniskują się na powoli rozświetlającej się scenie. Scenie schludnej, choć pełnej gratów. Stare części rowerowe. Koła, siodełka, zębatki. Wiekowa maszyna do pisania. Radiomagnetofon pamiętający pierwsze nagrania Stonesów. Trzy chandlerowskie prochowce z postawionymi kołnierzami. I trójka aktorów (Sylwia Janowicz-Dobrowolska, Izabela Maria Wilczewska, Krzysztof Bitdorf), początkowo całkowicie niewidocznych, wtopionych w doskonałą, hipnotyczną scenografię Litwinki - Vitalii Samuilovej.

Nie jest łatwo. Twórcy spektaklu postawili na wrażliwość widza, jego uwagę. Przez 3 kwadranse trwania "Dulcynei" nie pada ani jedno słowo. Widowisko jest z pewnością głęboko przemyślane i znakomicie zaaranżowane, jednak równocześnie enigmatyczne i pełne zagadek. Gdy nie ma słów - tak bardzo ułatwiających odbiór, przynajmniej subtelnie i ukradkiem wskazujących drogę interpretacji - szukanie znaczeń w całości spoczywa na odbiorcy i to on musi się postarać. Drogowskazem jest "Don Kichot" Cervantesa, który był inspiracją dla autorów. Tytułowa Dulcynea to dama serca równie tytułowego głównego bohatera. Ukochana, w zasadzie, nieistniejąca. W rzeczywistości była prostą wieśniaczką, Aldonzą z Toboso, na co dzień zajmującą się oporządzaniem bydła. Dulcyneą ochrzcił ją właśnie Don Kichot, który w swym szaleństwie (?) obrał ją sobie za wybrankę. To jej imię prowadziło go do wielkich czynów i jej imię pozwalało mu się po nich podnosić. Dulcynea była więc ideą.

Cervantesowskie skojarzenia ułatwiają odbiór spektaklu. Podpowiadają do kogo należy kobieta - twarz nieruchomo spoglądająca z arkuszy papieru przypominających klisze. Szepczą imiona postaci, których przecież nikt głośno nie nazwie. Wskazują z czym walczy główny bohater, bo choć to przecież widać, to jednak – wcale nie. Nastrój niepewności potęgują świetnie ze sobą współgrające scenografia i muzyka. Znakomita gra światła i cienia pobudzana, to ostrym światłem latarek, to mdłym blaskiem scenicznych lamp, doskonale pasowała do niepokojących, urywanych melodii. Mieszała myśli, kłębiła pytania. Co tu się dzieje? Kim jest ta pokraczna, patykowata postać, szczękająca metalicznie namagnesowanymi kończynami? Dlaczego, do cholery, nikt nic nie mówi? "Dulcynea" stawia przed nami kwestie o wiele bardziej skomplikowane, wielokroć ważniejsze niż orientacja w terenie na scenie. Milcząc - daje znaki, sugeruje - lecz w żaden sposób nie odpowiada. Nie pokazuje dokąd iść, może nawet nie pokazuje jak. Każe za to iść. Za nią.

Nie jest to spektakl, który już po zakończeniu pozwala opisać wrażenia, opowiedzieć znajomym „o czym to było”. Wychodząc z sali, stanąłem przed chaosem skojarzeń i bałaganem przeróżnych myśli, których ogarnięcie wymagało, i podejrzewam, że jeszcze wymagać będzie, nielichego wysiłku. Pytania, które stawia "Dulcynea" zachwycają przenikliwością, głębią. I - na dobrą sprawę - sprowadzają się do jednego.

A czy Ty masz swoją Dulcyneę?

Don Kichot w wersji drucianej

Monika Żmijewska, "Gazeta Wyborcza", 26.10.2009

ROZWIŃ

Czy o tak niepopularnym zjawisku jak donkiszoteria można opowiedzieć za pomocą zawartości skrzynki z narzędziami i złomu? Pewnie. I opowieść ta ma jeszcze klimat!

W Białostockim Teatrze Lalek trójka aktorów bez słów opowiada historię inspirowaną Cervantesem. Nie jest to dosłowne przeniesienie na scenę dziejów rycerza walczącego z wiatrakami, ale rodzaj pewnej sugestii, impresji malowanej światłem, muzyką i gestem, czerpiącej z dzieła hiszpańskiego pisarza. W jakiej rzeczywistości lądujemy - trochę już sugeruje nam tytuł spektaklu - "Dulcynea". Z tą wiedzą potem już jest prościej - i w patykowatym osobniku wędrującym nieporadnie przez scenę łatwo rozpoznać czołowego marzyciela, Don Kichota.

Choć to Don Kichot, doprawdy, intrygujący. Ludzik zmontowany z drucików, trybików, kółeczek. Z pajęczymi odnóżami. Kroczy niepewnie przez scenę, przygląda się z uwagą wszystkiemu, wszystko chce sam sprawdzić, a wszystko to czyni wolno, ospale. Niczym pająk topik, który zastygł na wodzie. Ale niech no tylko pojawi się ktoś lub coś, co naszemu metalowemu marzycielowi nie przypadnie do gustu. Pająkowaty rycerzyk rzuca się do walki, atakuje drucianymi odnóżami... i wraz z równie drucianym obiektem zaczyna przypominać dwa sczepione chuderlawe terminatory.

Wszystko to brzmi może cokolwiek dziwacznie, ale, o dziwo, ma nastrój. Bo to Don Kichot trochę ironiczny, z przymrużeniem oka. Nic nie jest tu oczywiste, nawet Dulcynea, której twarz, naszkicowana ołówkiem, piórkiem pojawia się na podświetlonej kartce nad głową Don Kichota, znika, za chwilę znów się pojawia. Dulcynea to raczej wyobrażenie, idea, mit niż osoba z krwi i kości - jak zresztą wszystko w świecie iluzji rycerza.

Zresztą już nie sama historia gonitwy za marzeniami jest tu ważna, tę znamy. Ważny jest kolejny pomysł, jak tę gonitwę przedstawić. Adam Frankiewicz, student Akademii Teatralnej, wymyślił historię Don Kichota pisaną przez... maszyny, gdzieś w szafie albo lamusie? Oto na wieszakach wiszą płaszcze. Porozumiewają się w sobie znanym języku, korzystają z dziwnych maszynerii, przed nimi - płaszczami - stłoczonych. Jest tu archaiczna maszyna do pisania, rower zbudowany z resztek i jeszcze inne ustrojstwa. Maszyna wypluwa z siebie kolejne kartki, płaszcze z powagą kiwają kołnierzami nad kartkami, a za chwilę, piętro wyżej, na pawlaczu zaczyna się opowieść o rycerzu, co walczył z wiatrakami. I tak, uzależnione od siebie, egzystują te dwa światy - maszynerii i idei. Kto wie, może wymyślone przez człowieka machiny z czasem same wymyślą idee?

Skomplikowany ten proces twórczy, ale ciekawy dla oka. Na dwóch poziomach (postaci z książki i maszynerii) animuje, chowając się w mroku, trójka aktorów: Sylwia Janowicz-Dobrowolska, Izabela Maria Wilczewska i Krzysztof Bitdorf. Przy scenografii, przypominającej lamus sprzętów zbędnych, napracowała się litewska artystka Vitalia Samuilova.

Maszyna i idea

Sylwia Grygorowicz, Teatralia, 2.12.2009

ROZWIŃ

Dulcynea - imię znane większości osób obytych z kulturą. Mityczna ukochana Don Kichota, do której dążył, nie bacząc, kim jest naprawdę, wielka idea i projekcja błędnego rycerza. Czego zatem możemy się spodziewać, idąc na spektakl pod takim tytułem właśnie w Białostockim Teatrze Lalek? Ucieleśnienia idei właśnie.

Stara i od wieków towarzysząca człowiekowi historia pogoni za marzeniami tym razem odbywa się pośród maszyn i starych gratów. Autorka scenografii, Vitalia Samuilova, z najróżniejszych przedmiotów tworzy małe sceniczne pandemonium, konstrukcję, w obrębie której obserwujemy drogę do Dulcynei. Na scenie pojawia się stara maszyna do pisania, wiszą stare prochowce, stoi kawałek roweru. I wiele, wiele innych bezimiennych trybików teatralnej machiny - śrubek, gwoździ, zębatek, półek. Maszynerię uzupełnia światło - strumienie światła z latarek, z reflektorów dopełniają całości kreowanego świata.

Scena balansuje na granicy ożywionego i nieożywionego - z jednej strony wiadomo, że sterta metalowych przedmiotów jest zbiorem wybitnie nieożywionym, z drugiej jednak strony - metalowe przedmioty układają się w sceniczny organizm, a światło spaja wszystko, dając złudzenie metalowej egzystencji. W tę estetykę wpisują się lalki - małe, o pajęczych kształtach, bardziej przypominające małe roboty. W spektaklu nie pada ani jedno słowo, obserwujemy tylko ruch. Sprawia to, że "Dulcynea" wymaga wielkiego skupienia, zostawia też dużo miejsca na własną interpretację, refleksję widza. Główny jej żywioł to wizja, to wrażenie i obraz.

W maszynowym świecie obserwujemy dążenie do idei, pogoń za marzeniami. Związek całości z Cervantesem jest na tyle luźny, że nie ogranicza nijak akcji, na tyle jednak mocny, że narzuca pewną drogę odczytania. Nikt nie nazywa małej lalki o pajęczych kształtach Don Kichotem, nikt nie mówi, że twarz kobiety, pojawiająca się w tle, to Dulcynea. Spektakl ukazuje rzecz bardzo uniwersalnie - na kanwie znanej historii zastanawia się, jak wygląda dzisiaj to dążenie za ideą. I co przede wszystkim tą ideą jest. Według twórców dążymy za przyjaźnią i miłością, trudno jednak wyobrazić sobie miłość i przyjaźń w chłodnym metalu scenicznego świata.

I w taki przedziwny sposób docieramy do sedna sprawy, do odbicia naszej rzeczywistości na scenie, gdzie człowiek ze swoją ludzkością zaczyna się błąkać w labiryntach nieożywionej materii.

Piętno Dulcynei

Anna Bergiel, "Dziennik Teatralny", 16.09.2011

ROZWIŃ

"Dulcyneę" w adaptacji młodego, świetnie zapowiadającego się reżysera Adama Frankiewicza zrealizowano w Białostockim Teatrze Lalek na scenie studyjnej. Fakt młodości reżysera i swoistej miniaturowości studyjnej sceny są jednakowo godne podkreślenia, we właściwościach przedstawienia leżą bowiem - jednakowo w odbiorze możliwe - głęboka fascynacja i niezrozumienie

W świat zainspirowany cervantesowskim Don Kichotem ą widzowie wprowadzeni niepokojącą, industrialną muzyką, rozlegającą się w całkowitej ciemności. Muzyka i ciemność to pierwsze z kompletnych, nie wyłącznie poprawnych, ale idealnie ze sobą korespondujących elementów tworzących mikrokosmos spektaklu. Idealny odbiorca Dulcynei pozwolić sobie na wejście w trans, w jaki niewątpliwie wieść ma i wiedzie tworzony na scenie nastrój. Punktowo oświetloną scenografię stanowi przywodząca na myśl kantorowskie machiny sceniczne konstrukcja złożona z schierarchizowanych elementów, które budują kolejne plany realizowanej na deskach BTLu opowieści.

Historia błędnego rycerza i jego efemerycznej ukochanej potraktowana została przez Frankiewicza jako inspiracja do stworzenia spektaklu, w którym na oczach widza życiorys bohatera konstruowany jest przez trzy monolityczne figury obsługujące maszynę do pisania, na której „reżyserowane” są sceny z życia Don Kichota. Owi sceniczni drukarze, przypominający mityczne Mojry, władczynie ludzkiego losu, przedstawieni zostali za pomocą trzech podwieszonych na wieszakach płaszczy-prochowców. Scenografia Dulcynei, przez Litwinkę Vitalię Samuilovą, jest stonowana i surowa; podsuwa na myśl estetykę steampunku – fantastycznego świata, w którym najważniejszą rolę odgrywają maszyny. Na położonym nieco wyżej planie konstrukcji odgrywane są następnie sceny napisane przez porozumiewających się ze sobą w ciszy operatorów machiny. Za pomocą elementu pełniącego w całym spektaklu rolę niezmiernie ważną – gry światła – operujący rekwizytami aktorzy (Sylwia Janowicz-Dobrowolska, Izabela Maria Wilczewska i Krzysztof Bitdorf) są (zgodnie z tradycją sztuki lalkarskiej) w ciemnościach wraz z widownią. Takie rozwiązanie potęguje wrażenie pełności, skończoności świata Dulcynei, którym każdy odgrywany etap historii stanowi konsekwentną kontynuację. Przysłowiowa już walka z wiatrakami, nierealny cel, idea-fatamorgana za którą podąża Don Kichot przedstawiana jest na wyższym planie scenicznej machiny, będącej swoistą miniaturą świata, za pomocą kościanych lalek wykonanych z niezwykłych materiałów: drutu, sznurków, fragmentów mechanicznych zegarków. Nadnaturalnie wydłużone nogi i ręce postaci potęgują wrażenie kruchości, niepewności ich egzystencji. Don Kichot podąża za cieniem Dulcynei, który zwodzi go, każe walczyć z wyimaginowanymi wrogami. Scenariusze potyczek błędnego rycerza, zapisane na starej maszynie zawsze kończą się tak samo. Lalki animowane przez aktorów giną, przenosząc się do centralnej części maszyny, która - choć poddawana w ciągu spektaklu modyfikacjom – cały czas pozostaje na scenie. Najciekawszą figurą spektaklu zdecydowanie jest jednak bohaterka tytułowa, na której to osobę przesunął autor sztuki akcent znaczeniowy. Postać ukochanej Don Kichota prezentowana jest za pomocą wizerunku kobiecej twarzy, wyświetlanego na białej kartce papieru. Bohaterka, niematerialna w sposób dosłowny, stanowi główny temat nie tylko sztuki, ale również dążeń samego Don Kichota. Dulcynea opowieścią o niedościgłej, nieuchwytnej idei.

Spektakl Adama Frankiewicza, choć niewątpliwie pełen znaczeń, niełatwo poddaje się interpretacji. To widowisko skierowane do widza uważnego, wyposażonego w umiejętność odbioru angażującego wszystkie zmysły. Teatr stanowi i stanowić powinien niezwykłą syntezę sztuk – taka jest też Dulcynea, bogactwem muzyki, obrazu i wymownym milczeniem. W trakcie spektaklu nie pada bowiem ani jedno słowo; z tego też powodu we wstępie piszę o fascynacji i niezrozumieniu. Dulcyneę ć można bardzo szeroko – jako metaforę ludzkiego losu, którego domeną jest dążenie za tym, czego osiągnąć się nie da. Dla każdego z nas niedościgła idea może być czymś zupełnie innym, tak też reakcje widowni były zdecydowanie zróżnicowane. Reakcją wskazującą na nierozumienie może być śmiech i wydaje się on czasem być na nie lekarstwem.

Taki też odzew uzyskał dla swego spektaklu reżyser od części publiczności, która sprawiała wrażenie zupełnie nieprzygotowanej na wysublimowaną formę przedstawienia. Inni dali się ponieść transowemu nastrojowi sztuki. Na każdym z widzów odciśnie jednak Dulcynea piętno – i niewątpliwie warto się temu wrażeniu poddać.

HISTORIA / HISTORY

Udział w festiwalach, przeglądach, nagrody

ROZWIŃ

2010 r. Międzynarodowy Festiwal Teatru Lalek i Animacji Filmowych "Lalka też Człowiek" w Warszawie

2011 r. II Międzynarodowy Festiwal Teatrów Lalek "Marzenie o lataniu", Kurgan (Rosja)

2011 r. XXIV Międzynarodowy Festiwal Teatralny WALIZKAw Łomży 

2011 r. Występy w Madrycie (Hiszpania) w ramach Polskiej Prezydencji 2011

2012 r. Festiwal Teatrów Lalek w Koszycach (Słowacja) 

Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

Korzystając z serwisu internetowego Białostockiego Teatru Lalek akceptują Państwo zasady Polityki prywatności, wyrażają zgodę na zbieranie danych niezbędnych do administrowania stroną i prowadzenia statystyk oraz wyrażają zgodę na używanie plików cookies w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów na stronie.

Do góry btl kształt