Zobacz opis Zobacz opis sztuki: KRZYWA WIEŻA
Kategoria BTL Scena Propozycji
KATEGORIA WIEKOWA Dla młodzieży i dorosłych
CZAS TRWANIA 100 minut

KRZYWA WIEŻA

OPIS / OVERVIEW

KRZYWA WIEŻA

Krzywa Wieża Nadieżdy Ptuszkiny to na pierwszy rzut oka lekka, skrząca się dowcipem farsa. Niech nie zwiedzie nas jednak ten kostium. Pod zwiewnym przebraniem przyjemnej literatury kryje się bowiem coś więcej. Głęboki portret współczesnych ludzi – ich wady, niełatwe charaktery i zagmatwane relacje.

Oto moskiewskie mieszkanie pewnej pary. Ona – wieczna idealistka, On – niepoprawny lekkoduch. Wkradamy się cichutko do ich świata i podsłuchujemy. Śmiejemy się z ich dialogów, wzruszamy nieporadnością, wreszcie uświadamiamy sobie, jak dużo jest w nich z nas samych…

Nadieżda Ptuszkina to jedna z najwybitniejszych rosyjskich dramatopisarek lat współczesnych. Nic więc dziwnego, że po jej tekst bez wahania sięgnęli twórcy Białostockiego Teatru Lalek. To znakomita kontynuacja najlepszych tradycji literatury rosyjskiej, wspaniale dopełniona świetnym aktorstwem Marii Rogowskiej i Andrzeja Bei-Zaborskiego, czego efektem jest chwilami zabawna, chwilami gorzka, lecz od początku do końca wciągająca najnowsza premiera BTL.

Zapraszamy!

 

Leaning Tower by Nadieżda Ptuszkina is at a glance an easy, tinged with humour farce. However, don’t  let the guise to tantalize us. Underneath the subtle disguise of nice literature there is something more hidden. A deep portrait of modern people - their drawbacks, hard characters and complicated relationships.

Here is a Moscow apartment of a couple. She- the eternal idealist. He- incurable trifler. We creep quietly into their world and listening in. We laugh at their dialogues, move with awkwardness, and finally we realize how huge part of us they fulfill…

Nadieżda Ptuszkina is one of the greatest Russian dramatist of the modern times. No wonder then, that the authors of Bialystok Puppet Theatre employs her works of art without hesitation. This is a great continuation of the greatest traditions of Russian literature, magnificently completed with great acting by Maria Rogowska and Andrzej Beya-Zaborski. The result of this is sometimes funny, in patches wry, but from beginning to end absorbing the latest premiere of Bialystok Puppet Theatre.

Welcome!

15 marca 2015
Premiera Krzywej wieży
Zobacz
12 marca 2015
Konferencja prasowa przed premierą Krzywej Wieży
Zobacz

TWÓRCY / CREATORS

autor / author
Nadieżda Michajłowna Ptuszkina
przekład / translation
Julita Grodek
opieka artystyczna / artistic supervision
oprawa muzyczna / musical setting
konsultacja scenograficzna / scenography consultation
Jan Polívka (Czechy)

OBSADA / CAST

ZAPOWIEDZI PRASOWE / PRESS ANNOUNCEMENTS

Krzywa wieża i pogmatwany układ partnerski. U lalkarzy

moż, "Gazeta Wyborcza", 13.03.2015

ROZWIŃ

On - niepoprawny lekkoduch, ona - wieczna idealistka. Są nieporadni, mają swoje wady i zalety. W weekend (13-15.03) ich relacjom będzie można się przyjrzeć na scenie Białostockiego Teatru Lalek. Najnowsza premiera to spektakl w ramach Sceny Propozycji - "Krzywa wieża" autorstwa Nadieżdy Ptuszkiny

Jedna z najwybitniejszych rosyjskich dramatopisarek opisuje świat dwojga ludzi, w tej parze jednak rozmaite swoje cechy może odnaleźć każdy z nas. Stworzyła głęboki portret współczesnych ludzi - ich przywar, niełatwych charakterów i zagmatwanych relacji. Zabawna i gorzka jednocześnie opowieść na scenie kreślona jest dzięki Andrzejowi Beya-Zaborskiemu i Marii Jolancie Rogowskiej.

Opieka artystyczna nad spektaklem - Wojciech Szelachowski, oprawa muzyczna - Krzysztof Dzierma, konsultacja scenograficzna - Jan Polivka (Czechy). Najbliższe spektakle - od piątku do niedzieli (13-15.03) - godz. 18 oraz w środę i czwartek (18-19.03) o godz. 18.

BTL wystawia spektakl "Krzywa wieża"

(dor), "Kurier Poranny", 12.03.2015

ROZWIŃ

Białostocki Teatr lalek w ramach "Sceny propozycji" przygotowuje premierę spektaklu "Krzywa wieża". Rosyjska dramaturg, Nadieżda Michajłowna Ptuszkina, napisała tragifarsę, która podbija sceny Rosji. Przyjedzie do Białegostoku na premierę.

Nadieżda Ptuszkina to jedna z najwybitniejszych rosyjskich dramatopisarek lat współczesnych. Nic więc dziwnego, że po jej tekst bez wahania sięgnęli twórcy Białostockiego Teatru Lalek.

- Kiedy tylko poznałem ten tekst, pomyślałem, że warto go wystawić w Białymstoku - mówi Andrzej Beya-Zaborski.

"Krzywa Wieża" Nadieżdy Ptuszkiny to na pierwszy rzut oka lekka, skrząca się dowcipem farsa. Niech nie zwiedzie nas jednak ten kostium. Pod zwiewnym przebraniem przyjemnej literatury kryje się bowiem coś więcej. Głęboki portret współczesnych ludzi – ich wady, niełatwe charaktery i zagmatwane relacje.

Oto moskiewskie mieszkanie pewnej pary. Ona (Maria Jolanta Rogowska)– wieczna idealistka, On – niepoprawny lekkoduch. Wkradamy się cichutko do ich świata i podsłuchujemy. Śmiejemy się z ich dialogów, wzruszamy nieporadnością, wreszcie uświadamiamy sobie, jak dużo jest w nich z nas samych…

- Właściwie na ten spektakl powinniśmy sprzedawać tylko bilety dla par - śmieje się Rogowska. - To rodzaj terapii.

Przedpremierowy pokaz już 13 marca, oficjalną premierę dyrektor BTL, Jacek Malinowski, zaplanował na 15 marca.

Nadieżda Ptuszkina – współczesny rosyjski dramaturg, reżyser teatralny i filmowy, scenarzystka. Urodzona w Leningradzie, tam ukończyła Państwowy Instytut Teatralny, a w 1977 została absolwentką wydziału reżyserii teatralnej renomowanego Studium przy moskiewskim MchAT. Jest autorką ponad 60 sztuk, kilkunastu zrealizowanych scenariuszy filmowych i kilku – wyreżyserowanych przez siebie – pełnometrażowych filmów.

Skrząca się dowcipem farsa. Spektakl "Krzywa wieża" jak terapia

Anna Dycha, bialystokonline.pl, 14.03.2015

ROZWIŃ

Nowa premiera w Białostockim Teatrze Lalek. To "Krzywa wieża" rosyjskiej dramatopisarki Nadieżdy Ptuszkiny. W rolach głównych występują Andrzej Beya-Zaborski i Maria Jolanta Rogowska.

Oto moskiewskie mieszkanie pewnej pary. Ona - wieczna idealistka, On - niepoprawny lekkoduch. Wkradamy się cichutko do ich świata i podsłuchujemy. Śmiejemy się z ich dialogów, wzruszamy nieporadnością, wreszcie uświadamiamy sobie, jak dużo jest w nich z nas samych...

Rosyjski tekst na "Scenie propozycji"

Jacek Malinowski, dyrektor Białostockiego Teatru Lalek, wyjaśnia, że "Krzywa wieża" to obecnie jeden z najchętniej grywanych tekstów w Rosji. Sięgnęli po niego także białostoccy aktorzy - Andrzej Beya-Zaborski i Maria Jolanta Rogowska. Realizacja spektaklu na podstawie rosyjskiego tekstu to ich inicjatywa. Opieki artystycznej podjął się Wojciech Szelachowski, oprawę muzyczną przygotował Krzysztof Dzierma, a konsultacją scenograficzna zajął się Jan Polívka z Czechy. Spektakl powstaje w ramach "Sceny propozycji".

Niełatwe charaktery i zagmatwane relacje

"Krzywa wieża" Nadieżdy Ptuszkiny to na pierwszy rzut oka lekka, skrząca się dowcipem farsa. Niech nie zwiedzie nas jednak ten kostium. Pod zwiewnym przebraniem przyjemnej literatury kryje się bowiem coś więcej. Głęboki portret współczesnych ludzi - ich wady, niełatwe charaktery i zagmatwane relacje.

- Tekst bardzo mi się podobał i postanowiliśmy się z nim zmierzyć - przyznaje Andrzej Beya-Zaborski. - Zastanawiałem się, czy nie zaproponować wystawienia spektaklu dyrektorowi Jackowi Malinowskiemu. Myślałem o różnych partnerkach, zaprosiłem do współpracy Marię Jolantę Rogowską.

Wspomina, że gdy czytał tekst Ptuszkiny miał wrażenie, że jest o nim. Potwierdza to aktorka występująca w spektaklu.

Spektakl jak terapia

- To tekst i liryczny, i śmieszny, i refleksyjny, po prostu o życiu - mówi Beya-Zaborski. - Propozycja na wieczór, by oderwać się od codzienności, ale i wzbudzająca refleksje.

Maria Jolanta Rogowska dodaje: - Ten spektakl zawiera tyle emocji: od śmiechu, przez łzy i wulgaryzmy, po czułości. Każdy znajdzie w nim coś dla siebie. Bilety na to przedstawienie powinniśmy sprzedawać małżeństwom i parom jak na terapię.

GALERIA / GALLERY

RECENZJE / REVIEWS

Krzywa wieża i stare kapcie w BTL

Jerzy Doroszkiewicz, "Kurier Poranny", 13.03.2015

ROZWIŃ

Andrzej Beya-Zaborski i Maria Jolanta Rogowska kreują na scenie BTL małżeństwo z dwudziestoletnim stażem. Rosyjska dramaturg Nadieżda Ptuszkina w komedii "Krzywa wieża” podąża drogą Gogola.

Od pierwszej sceny tego kameralnego spektaklu uśmiech nie schodzi widzom z twarzy. Widzą przecież niepowtarzalnego komendanta posterunku policji w Królowym Moście z trylogii „U Pana Boga za…” Jacka Bromskiego. Ale też w Andrzeju Beya-Zaborskim widzą znakomitego aktora, który doskonale czuje scenę, publiczność i zwyczajnie wie, co ma robić. A cóż takiego robi? Je kolację, ogląda wiadomości, mecz, prosi żonę o dokładkę, piwo. Nie słucha zupełnie, co ona ma mu do przekazania. Zwykłe życie, rutyna małżeńska, która swoim codziennym komizmem wzbudza salwy śmiechu. Szczególnie, kiedy tej drugiej stronie do śmiechu wcale nie jest. Bo oto ona – matka i żona – postanawia go zostawić. Nad talerzem z kartoflami i kotlecikiem, pomiędzy jedną a drugą bramką, przegranego w efekcie przez Rosjan meczu. Czy obydwoje przez dwadzieścia lat przegrali swoje życie?

To zasadnicze pytanie, które pojawia się pewnie nie tylko podczas kryzysów małżeńskich. Autorka tekstu stawia je dyskretnie, powoli pozwalając swojej parze przypominać sobie zdarzenia z przeszłości. I tak oto dowiadujemy się, że pochodzą z dwóch różnych sfer. On – remontuje mieszkania, ona – marzy o podróżach i jest bibliotekarką. Po ślubie, przyśpieszonym nieplanowaną ciążą, wszystko się zmieni. Ona cierpliwie będzie czekać, aż on ją zauważy, obdarzy miłością, on będzie żył od meczu do meczu, każe jej zmienić pracę na lepszą, by wybudować dla nich na starość daczę, której ona nie chce.

O tych banalnych na pozór sprawach nigdy jednak ze sobą nie rozmawiali. Jak w sentymentalnej piosence Anety Lipnickiej „żyli ze sobą lecz całkiem obok”. Gogolowskie pytanie „z kogo się śmiejecie” co i rusz ciśnie się widzom na usta. W miarę jak zagłębiamy się w tragifarsę odchodzenia nieco egzaltowanej żony od przeciętnego faceta, który tylko nie spełnił jej oczekiwań, śmiech momentami zamienia się w głębszą refleksję. Beya-Zaborski i Rogowska grają coraz bardziej serio, kiedy muszą przed widzami opowiadać o utracie złudzeń w związku i to nie tylko z jej strony.

„Krzywa wieża” oprócz seansu małżeńskiej psychoterapii stawia też pytanie o sens miłości. Czy to wyidealizowane uczucie, kiedy każde spojrzenie tego jedynego ma po wsze czasy wywoływać rumieniec na jej licach, czy to kwestia odpowiedzialności, lojalności. Okazuje się bowiem, że małżeństwo to zostało zawarte, bo tak każe postąpić mężczyźnie honor, kiedy przydarzy mu się seksualna wpadka. Że to nie żona była jego największą miłością, ale też nie poddał się romantycznym uniesieniom i trwał w małżeństwie dla dobra jej i ich dziecka.

Początkowo przedstawiony jako łajzowaty i skapcaniały mąż, w miarę jak małżonkowie odkrywają przed sobą nigdy nie odsłonięte karty, zamienia się a to we wściekłego pana domu, a to w zranionego faceta, który mimo pokus losu, nigdy nie myślał nawet o pozostawieniu żony. Andrzej Beya-Zaborski każde z tych wcieleń przedstawia zupełnie naturalnie, absolutnie wiarygodnie. Za salwami śmiechu można nie zauważyć, jak perfekcyjne są detale, drobne gesty, a i dyskretna opieka artystyczna Wojciecha Szelachowskiego sprzyja dbałości o tak istotny w tekście rekwizyt, jakim są zwyczajne domowe kapcie czy butelka spirytusu.

Metamorfozę na scenie przechodzi też Maria Jolanta Rogowska. Od zdesperowanej żony, która już nie chce mieć do czynienia z gburowatym facetem zapatrzonym w telewizor, po zranioną nieszczęśliwym życiem kobietę i wreszcie poznającą inne oblicze własnego męża, żonę. Czy w finale będzie się czuła, jak metaforyczna para starych kapci, które wstyd pokazać obcym, ale się ich nie wyrzuca, czy jednak założy szpilki i zobaczy krzywą wieżę we Włoszech?

Nadieżda Ptuszkina losy małżeństw do takiej właśnie chwiejącej się, ale trwałej konstrukcji przyrównuje. Sama w życiu przeszła wiele, a jej słowiańska wrażliwość idealnie trafia i w polską mentalność. Świetny tekst, doskonale przekazany przez znakomitych aktorów BTL.

Żona jak stare kapcie. Pojedynek małżeński

Monika Żmijewska, "Gazeta Wyborcza", 17.03.2015

ROZWIŃ

Nad stołem portret ślubny, a przy nim oni. On jej nie zauważa, Ona ma już dość, chce odejść. I za chwilę mu o tym powie. Wiwisekcję życia pewnej nieszczęśliwej pary w spektaklu "Krzywa wieża" przeprowadza Białostocki Teatr Lalek. Wnioski? Bardzo smutne. Ale jak mawiają klasycy - nadzieja ponoć umiera ostatnia.

"Krzywa wieża" to sztuka jednej z najwybitniejszych rosyjskich dramatopisarek, Nadieżdy Ptuszkiny (w przekładzie Julity Grodek). Małżeństwo z długoletnim stażem osadzone jest w rzeczywistości rosyjskiej, ale poza niektórymi słowami typu "dacza" nie ma w spektaklu nawet cienia rodzajowości - ich dom to przestrzeń umowna. Wszystko to mogłoby się zdarzyć (i zdarza się nieustannie) wszędzie: na blokowisku w Tarchominie czy na Śląsku, gdziekolwiek w krajach bloku wschodniego, a właściwie i dalej. I właśnie ów uniwersalizm, zmysł obserwacyjny, słuch językowy, humor, skupienie się na tym, co dzieje się między dwojgiem ludzi, jest najbardziej istotne w sztuce rosyjskiej autorki. Dwójka sprawnych aktorów - a takimi są dość dawno niewidziani na scenie w nowych spektaklach Andrzej Beya-Zaborski i Maria Jolanta Rogowska - swoimi kreacjami te postaci jeszcze uwiarygodniają.

To drugi w ostatnim czasie (po "After Play") kameralny, rozpisany ledwie na dwie osoby spektakl w repertuarze BTL. Gdy zagrany jest tak po prostu, zwyczajnie, bez udziwnień, za to z absolutnym zaangażowaniem - nie trzeba niczego więcej. Bo też i najważniejsze są tu emocje, zapis burzliwej relacji między mężczyzną a kobietą - czy jest nią absolutna pustka, czy też jeszcze krucha więź.

Idź, kiedy wrócisz?

W "Krzywej wieży" - właśnie takim emocjonalnym spektaklu, zbudowanym na dialogu i paru gestach, bez zbędnych ozdobników - dostajemy małżeński staż w pigułce i końcowej fazie: żal, wypominanie, poczucie braku, wściekłość, choć zadumanie się nad dobrymi chwilami też się zdarza.

Na pierwszy rzut oka sprawa jest jasna. On - podtatusiały, oklapnięty, bamboszowy osobnik płci męskiej, który nie zauważa własnej żony, nie zwraca na nią uwagi, bo telewizor jest ciekawszy, a żona przecież zawsze gdzieś tam jest, na posterunku, jak przydeptane kapcie (zresztą w pewnym momencie kobietę, z którą spędził życie - do nich porównuje; same zaś kapcie - na stopach, zdejmowane, odkładane, pod stołem - prezentują się tu bardzo wymownie).

Ona - kobieta wyciszona, wycofana, zniechęcona, której brak zainteresowania ze strony męża w końcu "nadojadł", która "uciekała w książki przed jego niekochaniem", i która postanowiła odnaleźć siebie dawną: marzącą o podróżach i tak dalej. Oznajmia więc, że odchodzi, wyjeżdża zobaczyć krzywą wieżę w Pizie, a tak w ogóle to ma już też ją z kim oglądać.

On początkowo nie rozumie, rzuca machinalnie, gapiąc się w telewizor: "idź, kiedy wrócisz?". Ale kiedy już pojmie, co znaczy "odchodzę" - rozumie jeszcze mniej. Bo niby dlaczego? Chodzi o te 300 gramów wódki? Co z ziemniakami, które trzeba posadzić na działce? I się zaczyna. On się miota, wścieka, wyzywa, histeryzuje, przechodzi z tonu groźnego w melodramatyczny. Ona jest spokojna, apatyczna i smutna. Widać, że nie jest łatwo jej podjąć taką decyzję. Mimo że lista grzechów i grzeszków męża jest spora, oj spora.

Spektakl jak matrioszka

Ale też twórcy spektaklu nie popadli w stereotyp i nie poszli wygodnym tropem. Mimo pozornych oczywistości - nic nie jest w spektaklu jednoznaczne, przypomina trochę matrioszkę - zdejmowanie kolejnych warstw odsłania kolejne nowinki. Nieporadny w sumie mąż w złości odsłania się jak dziecko i nawet w chwili rozstania funduje niechcący żonie kolejne rewelacje. Zaskoczona jest i ona, zaskoczeni są też i widzowie, postać męża bowiem również nie jest taka, jaka się na początku wydawała. Tak naprawdę na scenie mamy dwoje nieszczęśliwych ludzi, którym życie nie użyło się tak, jak oczekiwali.

Paradoksalnie w półtoragodzinnej porcji wzajemnego wypominania zmieściło się też sporo humoru (wynikającego i z tekstu sztuki, i talentów komicznych obojga aktorów). Paradoksalnie też chwila rozstania okazała się chwilą, w której dwoje bohaterów wreszcie zaczęło ze sobą rozmawiać. I mimo wszystko, nieoczekiwanie, umiało wykrzesać wobec siebie - po rozmaitych inwektywach i krzykach - również nieco czułości. Czy to w dwóch-trzech słowach, czy w prozaicznym geście podawania ogórka lub strzepnięciu nieistniejącego pyłku. Aktorzy nie szarżują, są bardzo naturalni, grają miną, gestem (Beya-Zaborski ugniatający rąbek koszuli, Rogowska - poprawiająca wdzięcznym gestem spadające okulary). W ostatniej scenie patrzą na siebie w milczeniu.

Gorzki portret dwojga ludzi, z niełatwymi charakterami, przywarami, brakami. I bardzo ludzki.

Jakub Sosnowski, "Dziennik Teatralny", 14.01.2019

ROZWIŃ

Maria Rogowska oraz Andrzej Beya Zaborski, jako rozstające się małżeństwo z 20-letnim stażem, zawładnęli sceną. Na twarzach widzów oglądających „Krzywą wieżę" malują się uśmiech, współczucie, złość, żal i tysiące innych odczuć. Wszystko to, przez znakomitą grę aktorów – odzwierciedlającą to, co tkwi w nas samych. Opowieść można zobaczyć na deskach Białostockiego Teatru Lalek.

Gdzie tkwi tajemnica udanego związku? Odpowiedzi próżno szukać w „Krzywej wieży". To opowieść pokazująca rozpad tego, co było budowane przez dwie dekady wspólnie spędzonych dni. Przeżywając ją, aż chce się zaśpiewać za Ireną Jarocką: Ty i ja mieliśmy słońce rwać/osiodłać czas, dogonić wiatr/ otworzyć bramy w światło dnia. Właśnie taki, zdaniem bohaterki, miał być związek, w który wstąpiła w młodości. Jednak, przez ten czas, zdarzyło się tak wiele złego, miłość prysła, a każdy wspólny dzień nabrał różnych odcieni szarości. Dlatego idealnie opisują to wszystko dalsze słowa piosenki – Ty i ja jakoś nie wyszło nam/poszarzał świat, przybyło lat/lat długich tak.

Stąd bohaterka chwyta w rękę walizkę i śmiałym głosem oznajmia mężowi, że go opuszcza. On z lekkością ducha i lekkim zdenerwowaniem, bo komunikat małżonki przerwał mu spokojne oglądanie meczu, zaczyna dyskusję. W ten sposób poznajemy każde z nich – właśnie ta warstwa snucia jest najpiękniejsza w „Krzywej Wieży" i udowadnia, że Nadieżda Michajłowna Ptuszkina jest równa Nikołaj Gogolowi.

Pierwsze minuty spektaklu mężczyzna jest przez widzów postrzegany jako gbur i alkoholik, a bohaterka jako „szara myszka", która zdecydowała się wyrwać z piekielnego związku. Później dialog pomiędzy małżonkami się zaostrza, tym samym opowieść nabiera tempa. Pod koniec „Krzywej wieży" okazuje się, że on nie jest wcale taki głupi, a ona, mimo romantycznej natury, nie należy do osób „słabych psychicznie".

Za rozpad ich związku odpowiadają oni oboje. Przegrywają swoją miłość, bo nie znają prawdy, o której śpiewa raper L.U.C.: Związek to pracochłonne ognisko/ zawiłość w której chce się być blisko/ ale miłość choć przepali wszystko/nie pielęgnowana zamienia się w popiół. Z ich małżeństwo od dawna nie tli się dym.

Niektórzy odbiorcy widowiska mogą nie zgodzić się z powyższymi słowami, obarczając winą tylko lekkodusznego bohatera. Przecież pije, bije i ma na koncie mnóstwo zdrad. Zgodzę się z nimi. Jednak nie do końca jest on zły. W pewnym momencie okazuje się, że mężczyzna trwa przy kobiecie tylko dlatego, że ma w sobie choć trochę honoru. Mimo, że nie kocha, poślubił ją dlatego, że była w niechcianej ciąży i trwa dla dobra dziecka – tyle i aż tyle.

Natomiast bohaterkę gubi idealizm. Gdyby nie kierowała się wyśnionymi przez siebie wizjami, byłaby szczęśliwą osobą, żyjącą w innym, ale na pewno „zdrowszym" związku. Niestety, trwa w ułudzie do końca, raniąc sama siebie.

Życie rodzinne jest jak Krzywa Wieża w Pizie – chwieje się, chwieje, ale raczej się nie zawali, chociaż kto wie..., padają z ust mężczyzny słowa podsumowujące minione 20 lat. Jakże są one prawdziwe. Potwierdzą to widzowie, którzy wybiorą się do białostockich Lalek. Wielu z nich odszuka się w bohaterach samych siebie. Bowiem, w snutej opowieści jest tak wiele elementów opisujących nas samych, niezależnie czy jesteśmy po rozstaniu z partnerem, czy trwamy już od jakiegoś czasu w związku, czy też dopiero stawiamy pierwsze kroki. Spektakl wart obejrzenia i przemyślenia.

MULTIMEDIA

odtwórz Zapowiedź spektaklu "Krzywa Wieża"
Zapowiedź spektaklu "Krzywa Wieża"

Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

Korzystając z serwisu internetowego Białostockiego Teatru Lalek akceptują Państwo zasady Polityki prywatności, wyrażają zgodę na zbieranie danych niezbędnych do administrowania stroną i prowadzenia statystyk oraz wyrażają zgodę na używanie plików cookies w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów na stronie.

Do góry btl kształt