Zobacz opis Zobacz opis sztuki: POD-GRZYBEK
Kategoria BTL Nowa Dramaturgia
KATEGORIA WIEKOWA Dla rodziny
CZAS TRWANIA 70minut

POD-GRZYBEK

OPIS / OVERVIEW

POD-GRZYBEK

Zabawna, pełna ciepła i humoru opowieść o sprawach ostatecznych. Oto w pewnym lesie żyją sobie dwa Lisy – Stary Lis i Mały Lis. Żywot upływa im na rozmowach, ukrywaniu się przed wrednym Kłusownikiem i – w przypadku Małego Lisa – beztroskich zabawach. Do czasu, gdy zdarzy się nieszczęście – Stary Lis zostaje śmiertelnie postrzelony…

Ale to nie koniec historii – to dopiero początek opowieści o życiu, śmierci, przyjaźni i miłości, a także o tym, że wszystko ma swój czas.

3 października 2009
Premiera Pod-Grzybka Marty Guśniowskiej w reż. Krzysztofa Raua
Zobacz
30 września 2009
Konferencja prasowa przed premierą Pod-Grzybka
Zobacz

TWÓRCY / CREATORS

autor / author
Marta Guśniowska
reżyseria / direction
Krzysztof Rau
scenografia / scenography
Andrzej Dworakowski
muzyka / music
Piotr Klimek
choreografia / choreography
Anna Kołosow

OBSADA / CAST

ZAPOWIEDZI PRASOWE / PRESS ANNOUNCEMENTS

Zabawna historia o umieraniu. Premiera "Pod-Grzybka" w sobotę w BTL-u

(rita), "Kurier Poranny", 30.09.2009

ROZWIŃ

W sobotę o godz. 18 w Białostockim Teatrze Lalek odbędzie się premiera najnowszej sztuki Marty Guśniowskiej pt. "Pod-Grzybek".

Mówiąc wprost: jest to sztuka o śmierci – mówi Marta Guśniowska, autorka "Pod-Grzybka”. – Chcieliśmy zrobić prostą, ciepłą, śmieszną historię o rzeczach ostatecznych i przemijaniu, miłości i przyjaźni.

Taki temat w Białostockim Teatrze Lalek? W sztuce dla dzieci? Dlaczego nie. Przekonać się do tego można będzie w sobotę, podczas premiery sztuki "Pod-Grzybek”.

– Chcemy pokazać dzieciom, że śmierć jest czymś normalnym, nie tylko napięciem – mówi Krzysztof Rau, reżyser.

"Pod-Grzybek” to historia Młodego Lisa, który nie może pogodzić się ze śmiercią dziadka. Wędruje z nim po niebie. Poznaje, jak wygląda życie "po drugiej stronie”. Podoba mu tan się do tego stopnia, że nie chce wracać na ziemię. Zachwyt trwa jednak do czasu, aż przez dziurę w niebie patrzy na swój dom, przyjaciół i piękną lisicę.

Na scenie zobaczymy m. in. Alicję Bach jako Śmierć, Grażynę Kozłowską jako Jeża i Kury. Ryszard Doliński natomiast wcielił się w role Łosia, Charona, Staruszka Lisa oraz Kłusownika.

GALERIA / GALLERY

RECENZJE / REVIEWS

Pod-Grzybek, czyli zabawnie o śmierci

Monika Kosz-Koszewska, "Gazeta Wyborcza", 5.10.2009

ROZWIŃ

Sezon w Białostockim Teatrze Lalek otworzyła prapremiera docenionego już "Pod-Grzybka" Marty Guśniowskiej. Autorka scenicznych bajek dla dzieci, w których nie wszystko jest jak w bajce, tym razem stawia małego widza przed tematem śmierci.

Guśniowska miała niełatwe zadanie, ale pokazała, że o odchodzeniu można mówić pogodnie, lekko, z dowcipem, by nawet kilkuletnie dziecko zrozumiało, że taka jest właśnie kolej rzeczy. Najnowsza sztuka etatowego dramaturga w BTL-u, a filozofki z wykształcenia, została już doceniona w tegorocznej edycji Konkursu na Sztukę dla Dzieci i Młodzieży, organizowanego przez Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu.

Historyjka reżyserowana przez Krzysztofa Raua jest bardzo prosta. Bohaterami są leśne zwierzaki. Oto Stary Lis (Paweł Szymański) uczy Młodego Lisa (Michał Jarmoszuk - spektakl jest jego pracą dyplomową), jak radzić sobie w lesie, jak nie dać się wytropić wstrętnemu Kłusownikowi (świetny jak zwykle Ryszard Doliński, który wciela się także w postaci Łosia, Charona i Staruszka Lisa). Lisek, beztroski i - jak każdy dzieciak - nękający dziadka tysiącem pytań, nie zdaje sobie jednak sprawy z zagrożenia. Kiedy to przychodzi, Stary Lis poświęca swoje życie, by ratować małego. Pada strzał, ale Kłusownik nie jest zainteresowany wyleniałą skórką.

I tak przez kolejne sceny Stary Lis umiera, choć Młody Lis nie wie jeszcze, co to znaczy. Żegnają go zwierzęta - pies Kłusownika (Jacek Dojlidko), który jako wierny przyjaciel przez wiele lat udawał przed swoim panem, że nie potrafi go wytropić, łoś - w sam raz przydaje się z łopatami na pogrzebie. Jest też Jeż (Grażyna Kozłowska), miłośnik sprintu przez dwupasmówki, który szybko dołącza do zmarłego Starego Lisa, a zwierzęta wznoszą do niego westchnienia „O jeżu” (co rozbawia dzieci do łez).

W końcu też pojawia się Śmierć ze skrzypeczkami (Alicja Bach z fantazyjną białą kokardą na głowie). Wbrew temu, co myślał Młody Lis, nie jest wcale straszna i koścista. Choć kury, ofiary lisa, wyrzucają mu wszystkie grzechy, Śmierć za poświęcenie życia dla ratowania wnuczka oszczędza mu piekła. Pozwala nawet liskowi, któremu trudno się pogodzić z odejściem dziadka, odprowadzić go do lisiego nieba, gdzie płyną promocyjnym rejsem z biurem podróży Charona. A tam nie rude, a już niebieskie lisy opływają w luksusy i słuchają koncertu Lisielsów.

Stary Lis spotyka swojego dziadka i okazuje się, że ten strofuje go w podobny sposób, jak ten wcześniej odnosił się do Młodego Lisa. Stare lisy grają w karciankę "Kaczy kuper", przy tym, jak to chytre lisy, oszukując. Młody Lis na początku nie chce wracać do Lasu, ale Śmierć przekonuje, że musi przeżyć własne życie. Seniorzy nie spuszczają go jednak z oczu i łypią przez wyrwaną dziurę w niebie. Doradzają nawet, jak poderwać lisiczkę.

Tak od śmierci i rzeczy ostatecznych dochodzimy do przyjaźni i miłości. A wszystko w formie do przełknięcia nawet dla przedszkolaka, choć nie brakuje "puszczania oka" do rodziców. Dobra zabawa to zasługa nie tylko samego tekstu, reżysera czy aktorów, wśród których dla trzech osób spektakl jest pracą dyplomową (oprócz wspomnianego Jarmoszuka bronią się także Łucja Grzeszczuk i Magdalena Witczak). Przyczynia się do tego także scenograf Andrzej Dworakowski i choreografka Anna Kołosow, która sprawiła, że w scenie otwarcia i zamknięcia aktorzy tańczą jak w musicalu. Muzykę, w której czuć sentyment do bigbitu, skomponował Piotr Klimek. To autor aranżacji do ponad 50 spektakli, który na co dzień pracuje w Szczecinie, ale nie ukrywa swoich podlaskich korzeni.

Pod-Grzybek

Jerzy Szerszunowicz, „Teatr Lalek”, nr 3/98/2009

ROZWIŃ

Porozmawiajmy o śmierci, kochanie...

Śmierć? Tylko dla dorosłych! Jakby dzieci nie umierały, jakby nie doświad­czały odejścia bliskich osób. „Jak doro­śniesz, to zrozumiesz”. Ale czy my, doro­śli, rozumiemy? Może tylko chowamy się za wygodną zasłoną milczenia, stra­chu i nieumiejętności rozmowy z dziec­kiem na temat śmierci? A może tak jest dobrze? Może nie trzeba naruszać tabu?

Może bym się z tym zgodził, może w ogóle bym o tym nie myślał, gdyby nie Pod-Grzybek Białostockiego Teatru Lalek.

Konstrukcja dramatyczna tekstu Marty Guśniowskiej jest nieco przewrotną reali­zacją recepty Alfreda Hitchcocka: Pod­-Grzybek zaczyna się od śmierci jednego z głównych bohaterów, potem zaś zacie­kawienie widza nieprzerwanie rośnie. Bowiem od początku dręczy nas pyta­nie: o czym można opowiadać dzieciom, gdy na wstępie umiera główny bohater? O śmierci. Ależ to straszne! Jak można zrobić „coś takiego” dziecku - w nie­dzielny poranek, w teatrze lalek, do któ­rego zabrała go niczego nieświadoma mama?!

Pomiędzy masakrą a infantylizmem

Śmierć. Temat tabu. Jedno z doświad­czeń najistotniejszych - jedno z naj­skrzętniej wykluczanych z dyskursu spo­łecznego. A może nie tyle wyklucza­nych, co skonwencjonalizowanych, nie­szczerych, zawoalowanych. I obłożonych zakazem: „Tylko dla dorosłych!”. Na dru­gim biegunie lokuje się świat gier kom­puterowych, internetu, kina - rzeczywi­stość wirtualna, sztuczna, nieprawdziwa, lecz niezwykle sugestywna.

Pomiędzy ekranową masakrą i edu­kacyjnym infantylizmem toczy się praw­dziwe życie, w którym nie tylko dorośli (o czym często zapominamy), ale rów­nież dzieci muszą sobie radzić z obecno­ścią śmierci. Tej pod postacią rozjecha­nego przez samochód psa czy kota, ale też ukochanej babci czy dziadka, którzy nagle znikają z życia dziecka.

Zinstrumentalizowana i kiczowata w kulturze masowej, koturnowa i nie zawsze zrozumiała w dyskursie religij­nym, śmierć może objawić się dziecku w teatrze. To jedyne medium, które ope­ruje wszelkimi dostępnymi środkami wyrazu, a jednocześnie zachowało pra­gnienie odkrywania prawdy, szacunek dla sensu opowiadanych historii. Teatr wywiedziony z rytuału jest - w czasach kryzysu wiary - szansą na odnowie­nie rytuałów, tych swoistych „instrukcji obsługi człowieka” w sytuacjach granicz­nych, które pozwalają nam głęboko prze­żywać życiowe tragedie, a jednocześnie nie załamać się pod ich ciężarem.

Mądrość tworzenia...

Teatr powinien dzieciom opowiadać o śmierci. Ale jak? Atrakcyjnie. I bez­piecznie. Twórcy Pod-Grzybka umiejęt­nie unikają tworzenia atmosfery zadumy czy - nie daj Boże! - grozy. Scenogra­fia Andrzeja Dworakowskiego jest jed­nocześnie na tyle naturalistyczna, by nikt nie miał wątpliwości, że patrzy na drzewo, grzyba, lisa czy jeża, a jedno­cześnie znakowa, wizyjna. Ten dualizm najciekawiej przejawia się w momencie przejścia bohaterów w zaświaty. Wystar­czyło trochę dymu, zmiana koloru światła i zwierzaków na niebieski, by przenieść się z ziemi do krainy cieni. Wystarczyła jedna kanapa i podłoga z obluzowanymi deskami, byśmy znaleźli się w niebie.

Przykuwająca uwagę warstwa wizu­alna, humor, sympatyczne postaci plu­szowych zwierzaków (pacynki naturalnej wielkości, grane bez parawanu), dyna­miczna współczesna muzyka, piosenki, układy choreograficzne - wszystko to stanowi ciepły, zabawny kontrapunkt dla trudnego tematu widowiska. Inscenizacja łączy bogactwo środków wyrazu z lekko­ścią formy.

Wszystko dostosowane jest do moż­liwości percepcyjnych dziecka, wycho­dzi naprzeciw jego potrzebie zmiany i zabawy.

Aktorzy świetnie czują się w napisa­nych rolach. Dialogi nie zgrzytają sztucz­nością, nie zalatują dydaktycznym na­tręctwem. Zamiast tego bawią błyskotli­wym, a jednocześnie dla każdego zrozu­miałym humorem. W efekcie młody widz podąża od sceny do sceny, bawiąc się znakomicie, ciesząc zmysły i – niejako przy okazji - przyswajając zaszyty w tea­tralnych fajerwerkach przekaz.

...mądrość umierania

Marta Guśniowska zapisała w prostej historii z życia zwierząt rytuał odchodze­nia, żegnania się z życiem. Trochę prze­wrotnie, bo wbrew oczekiwaniom, na przekór stereotypom.

Oto Stary Lis zostaje postrzelony. Umiera. Nie spodziewajmy się jednak tragicznych gestów i monologów. Sta­remu Lisowi udaje się ochronić młokosa przed fizjologicznym wymiarem umie­rania. Nie eksponuje swego bólu, stra­chu. A przecież musi się bać. Ukrywa to, bo nie myśli o sobie, nie zasklepia się w egoizmie, nie celebruje osobistej tra­gedii. Ostatnie chwile wykorzystuje na to, by przygotować młodego do życia, w któ­rym dziadka już nie będzie. Stary umiera, ale nie zatruwa młodego śmiercią.

Drugim aktem rytuału jest ostatnie spotkanie z przyjaciółmi. W rozmowach z nimi ujawniają się nieproste „prawdy o życiu”. Na przykład taka, że Pies, który poluje na lisy, jest tak naprawdę przyja­cielem umierającego.

Czas, by pojawiła się Śmierć (idealnie obsadzona Alicja Bach). Zamiast kościo­trupa z kosą, spotykamy miłą, obdarzoną łagodnym głosem panią ze skrzypcami. Może taka właśnie jest śmierć, jeżeli potrafimy ją przyjąć z godnością?

Potem jest sąd. Tu też niespodzianka: żadnego straszenia piekłem. A prze­cież Stary Lis nie był święty: oszukiwał, zagryzał kury. Ale oddał życie za swego wnuka, zasłonił go przed kulą kłusow­nika. I to wystarczy, by trafić do nieba. Bo życie jest pełne upadków, lis nie zwal­czy w sobie lisiej natury, ale zawsze jest szansa, nigdy nie jest za późno, by zrobić coś dobrego.

Wszystko idzie jak... w dobrym scena­riuszu. Tylko Mały Lis się upiera: nie opu­ści dziadka, chce iść razem z nim. Znów niespodzianka: Śmierć pozwala. Obaj trafiają do biura podróży Charona (kolejny - po postaci Kłusownika i Łosia - popis aktorski Ryszarda Dolińskiego). Zamiast posępnego przewoźnika dusz, spoty­kamy sprawnego biznesmena, który kusi specjalnymi ofertami, zachwala swoje usługi...

Podobnie jest w lisim niebie. Jego mieszkańcy grają w karty, ostro kan­tując, gadają o lisich sprawach, kłócą się. Nie ma w nich ani odrobiny patosu czy świętoszkowatości. Jedynym, co ich różni od ziemskich pobratym­ców, jest kolor: lisy w niebie są niebie­skie. No bo jakie miałyby być? I jesz­cze jedno: nie mogą wrócić na ziemię. Niebo to taka złota klatka. Mały Lis, choć nie chce tego przyznać, tęskni za życiem, jego miejsce jest na ziemi. Ci, którzy odeszli, będą mu sekundować w pogoniach i amorach, podglądając ziemię przez dziury w podłodze nieba.

Podsumowując: zero grozy, dużo pysznego dowcipu. A morał?

Niech żyje, kto jest żywy

Dzieci bawią się na Pod-Grzybku zna­komicie. Dorośli też. Ale mają z tym pro­blem. Czy przypadkiem nie ulegliśmy jakiemuś błazeństwu, śmiesznostce na poważny, najpoważniejszy, temat? O co w tym wszystkim chodzi?

Może o to, że tak naprawdę nic nie wiemy i niczego nie możemy się dowie­dzieć o tym, co się z nami dzieje po śmierci? O ile coś się w ogóle dzieje... Może każdego spotka to, w co wierzył? W końcu Jeż (mała rola, ale świetnie napisana i popisowo zagrana przez Grażynę Kozłowską), który uwielbiał przebie­gać przez dwupasmowe drogi, nie tra­fił do lisiego nieba. Bo jeże mają swoje niebo...

Ta opowieść o śmierci jest radosnym hymnem na cześć życia. Zamiast trwo­żyć, zasiewa w sercu nadzieję. Zamiast prawić morały, wskazuje na prawdy naj­prostsze: miejscem umarłych jest niebo i nasza pamięć (o ile na nie zasłużyli), a kto żywy jest, niech żyje. Z całych sił. To najlepsze, co możemy zrobić ­dla siebie i dla tych, którzy odeszli.

Danse macabre Starego Lisa

Sylwia Grygorowicz, "Teatralia", 19.10.2009

ROZWIŃ

Można czasem odnieść wrażenie, że w dzisiejszej kulturze śmierć utraciła swoją tajemniczość i majestat. Na ekranach telewizorów codziennie "giną" miliony ludzi, w różnych konwencjach, od dramatu poprzez film wojenny do komedii, widzowie natomiast chłoną sceny śmierci najczęściej bezrefleksyjnie, jako kolejne obrazki lub informacje w wiadomościach. Inaczej śmierć wygląda w teatrze - w spektaklach dla dorosłych pojawia się w pełni swojej godności i powagi, w spektaklach dla dzieci natomiast nie gości prawie wcale. Dlatego tak odważnym wydaje się spektakl "Pod-Grzybek", najnowsza premiera Białostockiego Teatru Lalek.

Zgodnie ze starą zasadą Alfreda Hitchcocka "najpierw trzęsienie ziemi, a potem napięcie rośnie", spektakl zaczyna się od mocnej sceny. Po lesie, przy wtórze śpiewu ptaków biegają dwa lisy: Stary Lis (Paweł S. Szymański) i jego wnuk, Mały Lis (Michał Jarmoszuk). W pewnym momencie pojawia się Kłusownik (Ryszard Doliński) z Psem (Jacek Dojlidko) - za pierwszym razem lisom udaje się zbiec, za drugim razem Stary Lis, ratując wnuka, pada martwy od kuli myśliwego.

Widzowi, bombardowanemu na co dzień hollywoodzkim kanonem umierania, ciąg dalszy wydaje się dość oczywisty - oto zaraz przyjdzie Mały Lis, wypłacze swoją gorycz i żal oraz poprzysięgnie zemstę, zostawiając dzieciństwo daleko za sobą. Parę sekund, w których aktor z pacynką leżą bezwładnie na scenie, ciążą i dłużą się, a wśród dzieci na widowni panuje cisza. To jest też chyba najważniejszy moment całego spektaklu, kiedy rozstrzyga się, jak dzieci przyjmą to, o czym się najczęściej z nimi nie rozmawia.

Mały Lis rzeczywiście zaraz przychodzi, okazuje się jednak, że Stary Lis jeszcze żyje, ale już dogorywa. Wieść oczywiście szybko się roznosi i zaczynają się odwiedziny innych mieszkańców lasu, Jeża, Kur, czy Łosia, po nich natomiast przychodzi Śmierć. Grana przez Alicję Bach postać z wielką białą kokardą na głowie nijak nie kojarzy się z wysuszonym kościotrupem - jest ciepła, przyjazna, a zamiast kosy ma skrzypce, na których pogrywa czasem.

Śmierć zabiera Lisa do lisiego nieba, Małemu Lisowi zaś, który nie chce rozstać się z dziadkiem, pozwala go odprowadzić i zostać na jakiś czas w niebie, miejscu, gdzie wszystkie lisy mają to, co lubią najbardziej. Mały Lis spotyka tam swoich przodków, trafia na koncert Lisielsów, odkrywa też dziurę w niebie, skąd można podglądać świat i ich las, aż wreszcie decyduje się opuścić lisie niebo, zakochując się w lisiczce ujrzanej przez tę dziurę.

Spektakl nie stroni od humoru i dowcipu, pełno w nim komicznych sytuacji i postaci. Mamy jeża, zabawiającego się przebieganiem przez dwupasmówkę, mamy Charona (Ryszard Doliński) w roli drobnego biznesmena, a pradziadek Małego Lisa nawet w niebie oszukuje w karty. To wszystko pomaga ocieplić nieco obraz śmierci, obala negatywne wrażenia z nią związane. Pozwala też nabrać dystansu i chroni od wpadania w tak częste w tym temacie żałobne tony. Autorka scenariusza, Marta Guśniowska, nie boi się śmiechu zestawionego z taką tematyką i chwała jej za to.

Można by teraz rozpisać się na temat muzyki czy scenografii, nie to jednak jest najważniejsze. Muzyka Piotra Klimka na ogół pomaga budować ciepły nastrój spektaklu, czasem jednak razi i niszczy ten klimat, szczególnie przy wstępie i zakończeniu. Ciekawa jest scenografia Andrzeja Dworakowskiego, surrealistyczne nieco ukazanie lisiego nieba; fenomen jednak "Pod-Grzybka" leży zupełnie gdzie indziej.

Najważniejszy bowiem jest sposób, w jaki spektakl mówi o śmierci do dzieci. Ktoś kiedyś powiedział, że dzieciństwo kończy się w momencie uświadomienia sobie dogłębnie swojej przemijalności, śmiertelności. Dziecko nie rozumie najczęściej śmierci, widzi jej skutki w postaci braku bliskiej osoby, nie odnosi jednak tego do siebie, nie rozumie, że ono kiedyś też będzie musiało odejść. Dlatego o śmierci z dziećmi trzeba rozmawiać łagodnie i ostrożnie, pamiętając, że każde niewłaściwe słowo może dziecku zaprojektować na resztę życia, napełniając je lękiem i przerażeniem.

Łagodność ta jest obecna w "Pod-Grzybku". Spektakl nie ukazuje śmierci jako mrocznego widma, rozdzielającego kochane osoby, czającego się gdzieś przy człowieku i czyhającego na jego najmniejsze potknięcie, aby móc później z tryumfem porwać go z tego świata na jakieś nieznane rubieże. Tutaj śmierć pełna jest matczynego ciepła, dba o to, aby każdemu było jak najlepiej. Widząc ból Małego Lisa pozwala mu spędzić trochę czasu w niebie z dziadkiem, przyjmuje też jeża do lisiego nieba, by mógł być razem z przyjaciółmi. Ta śmierć wydaje się mądra i rozumna, zna tych, po których przychodzi i wie, co dla nich jest najlepsze, lisie niebo zaś i czas po śmierci urasta do rangi wiecznej sielanki.

Dlatego też najlepszym przymiotnikiem określającym ten spektakl wydaje się słowo "terapeutyczny". "Pod-Grzybek" bowiem leczy podejście do śmiertelności wyrażane w wizjach danse macabre, w obrazach wielkiego kościotrupa w czarnym płaszczu. Ponadto zaś jest po prostu dobrze opowiedzianą historią, ukazującą ważne rzeczy w nieograny, ale prawdziwy sposób, okraszoną piękną muzyką, scenografią i dobrym aktorstwem.

Świat dla najmłodszych

Agata Drwięga, Nowa Siła Krytyczna, 13.04.2011

ROZWIŃ

(...)
Nieco starsi widzowie małych WST mieli okazję obejrzeć m.in. "Pod-Grzybka" Białostockiego Teatru Lalek (na zdjęciu scena ze spektaklu). Spektakl w reżyserii Krzysztofa Raua oparty na dramacie Marty Guśniewskiej porusza temat śmierci i robi to w sposób nie pozbawiony poczucia humoru.

Główną postacią jest lisek Młody (Michał Jarmoszuk), którego dziadek (Paweł S. Szymański) został zastrzelony przez Kłusownika (Ryszard Doliński). Malec - nie mogąc pogodzić się z rozłąką - prosi Śmierć (Alicja Bach), by pozwoliła mu pójść za opiekunem do lisiego nieba. Tam jednak, niewidzialny dla mieszkańców nadziemskiej krainy, nudzi się i zaczyna tęsknić do swoich przyjaciół i lasu, który był jego domem. Przez dziurę w chmurach obserwuje życie, jakiego przed chwilą był gotów dobrowolnie się wyrzec. Bohater postanawia wrócić na ziemię, gdzie spotyka śliczną Lisicę (Łucja Grzeszczyk), w której się zakochuje. Jego przodkowie pozostają w lisim niebie i stamtąd kibicują młodym liskom.

Prosta historia, przedstawiona za pomocą pacynek, w scenografii zbudowanej z drewnianych, pomalowanych i odpowiednio wyciętych płaskich plansz, w przystępny sposób mówi o przemijaniu. Schemat budzący natychmiastowe skojarzenia chociażby z disnejowskim "Królem lwem" (motyw śmierci opiekuna i przodków czuwających z gwiazd nad bezpieczeństwem żyjących) został potraktowany przez realizatorów z przymrużeniem oka.

W tej inscenizacji szczególnie ważna wydaje się personifikacja Śmierci. Starsza pulchna kobieta z rozczochranymi włosami i zabawnie wplecioną w nie wstążką, jest dla Młodego niczym kochana i mądra babcia. Jej wesoła gra na skrzypcach i ciepły tembr głosu nie przystają do tradycyjnej wizji kościotrupa z kosą. Stary lis nie boi się przejść pod jej opiekę, a jego ufność i świadomość takiej kolei rzeczy udzielają się Młodemu. Życie w lisim niebie przypomina wieczną emeryturę: dziadek i pradziadek (Ryszard Doliński) grają w karty zabawnie się przy tym sprzeczając. Ich sytuacja wydaje się sielankowa, jednak niepozbawiona melancholii. Bohaterowie często wspominają czasy, gdy mieszkali w lesie. Przez dziurę w platformie przypominającej sporych rozmiarów huśtawkę ogrodową podglądają życie, które było kiedyś ich udziałem. Ziemia znajdująca się za przezroczystą kotarą, wydaje się być blisko, lecz jest przestrzenią dla nich niedostępną. Nie zastąpią jej ani wymyślne smakołyki, ani koncert rockowej kapeli grającej wśród efektownych dymów i baniek mydlanych. Mimo że dla najstarszych postaci tej historii powrót jest niemożliwy, całość nie pozostawia w najmłodszych odbiorcach wrażenia smutku. Ostatecznie dziadkowie są pogodzeni ze swoim losem, a historia Młodego kończy się happy endem i spotkaniem z powabną Lisiczką.

Drugi plan - tło dla lisiej historii - wypełniają postaci zwierzaków żyjących w sąsiedztwie głównych bohaterów: flegmatyczny Łoś (Ryszard Doliński), głupiutkie Kury (Grażyna Kozłowska, Łucja Grzeszczyk i Izabela Maria Wilczewska), przyjaciel Starego Lisa i mylący tropy Pies (Jacek Dojlidko). Niekwestionowanym ulubieńcem publiczności okazuje się postrzelony Jeż (Grażyna Kozłowska), z pasją uprawiający sport ekstremalny polegający na przebieganiu jezdni. Zamiłowanie do adrenaliny sprawia, że kolczasty świrus trafia do nieba razem ze Starym Lisem.

Błyskotliwie napisane dialogi i wartka akcja przedstawienia sprawiają, że ważny i zarazem trudny temat, jakim jest odejście osoby bliskiej, wybrzmiewa jasno, jednak nie pozostawia uczucia lęku czy przytłaczającego patosu. Płynący ze sceny komunikat o kruchości życia (martwy jeż ginący na drodze) i nieodwracalności mechanizmu przemijania (dziadkowie, którzy przeżyli swoje życie i nie mogą do niego powrócić) prześlizguje się wśród zabawnych scenek (jak zebrania Komitetu Kur z Kurnika) czy kreskówkowych chwytów (klinowanie się rogów łosia wśród gałęzi).

"Pod-Grzybek" nie daje odpowiedzi na wiele pytań, jakie może postawić dziecko, gdy zetknie się ze zjawiskiem śmierci. Jednak zadanie sztuki nie polega na podawaniu jednoznacznie brzmiących rozwiązań, a na prowokowaniu do dyskusji, a taką rolę spektakl Białostockiego Teatru Lalek niewątpliwie spełnia.

My się Pani nie boimy!

Klaudia Lewczuk, www.qlturka.pl/08.04, 22.04.201

ROZWIŃ

W tym roku po raz pierwszy przy okazji ogólnopolskiego festiwalu teatralnego - Warszawskich Spotkań Teatralnych - zorganizowano cykl spektakli (i warsztatów) specjalnie z myślą o dzieciach (małe WST). To spektakle najnowsze, z poprzedniego sezonu, oraz - nie bójmy się tego powiedzieć - najlepsze w kraju. Wybrane spośród wielu propozycji specjalnie dla najmłodszych warszawskich widzów. Czyli współczesny teatr dla dzieci w pigułce.

W Teatrze Powszechnym grano "Pod-Grzybka". To ważny spektakl - opowiada o śmierci. Niewiele jest współczesnych utworów dla dzieci na ten temat. Twórcy spektaklu widocznie zmęczeni baśniami Andersena i braci Grimm, postanowili wyjść naprzeciw potrzebie optymizmu i radykalnie porzucili powagę i ponury klimat odchodzenia. Bez wzruszenia i patosu. Najprościej mówiąc: na każdego kiedyś przyjdzie pora. Śmierć jest nieodłączną częścią każdego życia. Spektakl jednak nie straszy, nie demonizuje. Ale też nie oszukuje, że będzie inaczej. Opowiada o śmierci jak o wszystkim innym, jak o przygodzie. Tylko takiej już ostatecznej, krańcowej.

W spektaklu pod postaciami leśnych zwierząt zakamuflowane są ludzkie typy i przywary. Dostrzegamy w nich cechy przypisywane przez nas, nie wiedzieć czemu, zwierzętom. Poznajemy więc - jak to się nieraz o nim mówi - chytrego i przebiegłego Starego Lisa (Paweł S. Szymański). Spotykamy także na scenie Młodego Lisa (Michał Jarmoszuk) i od razu zaczynamy go lubić. Jest jeszcze zupełnie naiwny i zaczyna się uczyć lisiej przebiegłości od swego dziadka. Kolejne zwierzęce postacie są zbudowane na podstawie naszych o nich wyobrażeń. Pies Myśliwego (Jacek Dojlidko) jest wierny i oddany, ale nie Myśliwemu bynajmniej. Ucieka od swego okrutnego pana i zaprzyjaźnia się z leśnymi zwierzętami. Kury chodzą czwórkami (zawsze jednak którejś zdarza się zgubić), gdaczą dość bezmyślnie i dużo. Jest też szalony Jeż (to rola Grażyny Kozłowskiej, uwielbiana przez dzieci), który dla rozrywki przebiega ulicę, bo lubi adrenalinę. Niestety... któregoś razu nie udaje mu się dobiec do krawędzi jezdni... Jeż także trafia do Nieba.

A do Nieba zabiera bohaterów Śmierć (Alicja Bach). Nie ta straszna kostucha bez litości. Śmierć to bardzo miła pani, która gra na skrzypcach, uśmiecha się i jest wyjątkowo gościnna. I nie ma w tym żadnego podstępu! Jednak, by znaleźć się w Niebie, trzeba mieć na swoim koncie dobre uczynki. W przypadku Starego Lisa nie jest to tak oczywiste... Nikomu nie jest go żal, ba! kury to się nawet cieszą, że Lis umiera i że już ich nie pożre. Tutaj przewija się cały orszak postaci, które trochę na umieraniu Lisa żerują. Łoś, usłyszawszy, że Lis już długo raczej nie pociągnie, przychodzi na stypę. Jeż, który nie widział nigdy umarłego, przybiega podekscytowany takim wydarzeniem. Tylko Młody Lis zdaje się być naprawdę przejęty losem dziadka. Przejęty jest do tego stopnia, że wyrusza go odprowadzić do Nieba. Podoba mu się tam bardzo i pragnie tam zostać...

Plastyczna i symboliczna scenografia z łatwością przenosi nas z niebiańskiego planu na ziemski. Wspaniali, żywiołowi aktorzy i animowane przez nich kukły, małe, co prawda, ale zgrabnie skrojone powodują, że nie traktujemy opowiadanej historii jeden do jednego. Lalki zwiększają dystans, trudno się z lalką - jak z bohaterem-aktorem - utożsamiać. Ale nie przeszkadza to w oglądaniu losów zwierzaków na serio, a nade wszystko nie przeszkadza to w dobrej zabawie. Może nawet jej sprzyja. Wszystko technicznie wypracowane jest doskonale, idzie płynnie. Może z wyjątkiem piosenek śpiewanych przez aktorów ze sceny, podczas gdy muzyka dobiega z offu. Niestety, w dalszych rzędach nie było słychać słów (to pewnie kwestia niedostosowania możliwości akustycznych nowej dla aktorów przestrzeni).

Iluzję sceniczną współtworzą światło i efekty dźwiękowe. Spektakl jest jasny i dynamiczny. Dużo się dzieje, jest kolorowo, i nawet dla najmłodszych widzów spektakl będzie interesujący.

W Niebie jest fajnie. Można wszystko - jak mówi Lis Staruszek (Ryszard Doliński). Zwierzęta zmieniają tu kolor na niebieski, mogą jeść, co sobie wymarzą, dostają, o co tylko poproszą. A w lisim Niebie to nawet oszustwa i przebiegłość nie uchodzą za złe, lisy przecież nigdy się nie zmienią. Dobrze, że Niebo nie reprezentuje tylko katolickich wartości, bo z pewnością nie wszyscy na widowni byli tego wyznania. Nie ma boga/bogów. Pojawia się Charon, który za obola chętnie przeprawi przez rzekę umarłych. To zabawne odwołanie do greckiej mitologii także uniwersalizuje świat pozagrobowy. Wizja Nieba jest dla wszystkich czytelna, ale przez to relatywna moralnie. Czy w Niebie rzeczywiście będzie można mieć, czego się zapragnie? Czy panuje anarchia i wszystko wolno? To jeden z tych trudnych tematów, o których nie wiadomo, jak opowiedzieć dziecku, by nie sprzedawać mu przy tym jakiejś zakłamanej ideologii. Jednak w przypadku "Pod-Grzybka" nie ma obawy, że to za wcześnie, by dziecko dowiedziało się o śmierci. Myślę, że nawet czterolatki poradzą sobie z tym tematem, bo w ujęciu Pana Raua Śmierć nie straszy, nie wydziera nam z rąk naszych bliskich. Jest w niej ukryta niesamowita nadzieja. Nadzieja, że ten, kto nas opuścił, będzie teraz bezpieczny i szczęśliwy.

Śmierć gra na skrzypcach a Bóg nie jada sernika

Justyna Czarnota, Nowa Siła Krytyczna, 16.04.2011

ROZWIŃ

Oba spektakle podejmują tematy tabu, zbyt łatwo pomijane nie tylko w teatrze dla dzieci, ale w dyskursie społecznym w ogóle - o spektaklach "Pod-Grzybek" w reż. Krzysztofa Raua z Białostockiego Teatru Lalek oraz "Na Arce o ósmej" w reż. Pawła Aignera z Teatru Baj Pomorski z Torunia, prezentowanych na małych Warszawskich Spotkaniach Teatralnych pisze Justyna Czarnota z Nowej Siły Krytycznej.

"Pod-Grzybek" Marty Guśniowskiej od prapremiery - która odbyła się w październiku 2009 roku w Białostockim Teatrze Lalek - wydaje się bodaj najchętniej adaptowaną polską sztuką współczesną skierowaną do młodego widza. Spektakl znajduje się obecnie w repertuarze trzech teatrów (oprócz Białegostoku, w Opolu i - od niedawna - w Toruniu). "Na Arce o ósmej" - sztukę niemieckiego dramatopisarza Urlicha Huba (która jest obecnie najpopularniejszym w Polsce zagranicznym tekstem dramatycznym adresowanym do młodej publiczności) w podobnym przedziale czasowym zaadaptowało siedem teatrów. Nieprzypadkowo przytaczam powyższe dane. Inscenizacje obu dramatów pojawiły się na małych WST. Oba teksty są ambitnymi, doskonale skonstruowanymi dramaturgicznie propozycjami, które podejmują tzw. trudne tematy - tabu dla dzieci, ale też częstokroć pomijane w dyskursie społecznym w ogóle. Guśniowska opowiada o nieuchronności śmierci, Hub zastanawia się nad pozycją Boga w dzisiejszym świecie. W obu przypadkach napięcie wynikające z powagi problemu rozładowywane jest przez humorystyczne scenki i zabawne perypetie postaci, dzięki czemu teatralna rozmowa z dzieckiem jest zdecydowanie łatwiejsza.

Inscenizacja Białostockiego Teatru Lalek jest bardzo tradycyjna w warstwie formalnej. Wykorzystano pacynki (tylko Kłusownik i Śmierć - nieprzypadkowo - mają ludzkie postaci), wykonane z miękkich i kolorowych materiałów, animowane przez aktorów bez użycia parawanu. Przypominają one leśne zwierzątka; szczególną uwagę zwraca jeż, którego kolczasty tułów powstał z nałożenia na nadgarstek odpowiednio wyprofilowanej "bransolety", gdzie dłoń animatorki stanowi pyszczek. Proste lalki współgrają z nieskomplikowaną scenografią: płaskie, mobilne plansze o kształcie drzew i grzybów symbolizują ziemię; strefę nieba sygnalizuje się przez opuszczenie na linach czerwonej huśtawki i zmianę koloru sierści zwierząt na niebieski.

Bohaterami historii Guśniowskiej są lisy. Stary, chroniąc przed śmiercią Młodego, zostaje postrzelony podczas polowania. Musi więc umrzeć. Agonia wcale nie wygląda strasznie, to pogodne pożegnanie ze światem i przyjaciółmi (ociężałym Łosiem o temperamencie Kłapouchego z "Kubusia Puchatka", Psem myśliwskim, który stara się uchronić leśnych kolegów przed swoim panem - kłusownikiem), ale i nieprzyjaciółmi - do lisa przychodzą także trzy kury, wznosząc radosne okrzyki "Cip, cip, hurra", ciesząc się, że uratowały się przed jego zębami. Młody odprowadza dziadka do bram nieba (ocalenie życia wnukowi zmazuje bowiem wszystkie wcześniejsze grzechy) i za zgodą Śmierci wchodzi do Lisiego Raju. Pobyt tam przekona Młodego, że dalsze życie jest nie tylko możliwe, ale konieczne i naturalne. Dziadek tymczasem odnajdzie swoje miejsce u boku przodków, będzie razem z nimi rżnął namiętnie w karty, wcinał frykasy i słuchał koncertów. A przez dziurę w chmurze spojrzy od czasu do czasu na ziemski świat, podpowiadając wnukowi, co ma zrobić, aby np. poderwać Lisiczkę.

Sytuacje napięcia rozładowane są komediowymi wstawkami (nawet epizod przewożenia lisów przez Charona przez Styks ma taki charakter!), dowcipnymi dialogami, częstokroć opartymi na grze słów. Teatralna debata na poważny temat przeprowadzana jest w bezpieczny dla dziecka sposób. W "Pod-Grzybku" o śmieci mówi się delikatnie, jako o czymś nieuchronnym, ale nie przerażającym. Stary umiera bez bólu czy panicznego strachu, z godnością; troszczy się nie o to, co spotka go po śmierci (czy można się dziwić, skoro ma ona postać miłej kobiety wygrywającej na skrzypcach melodie, za których dźwiękiem chce się podążać?), ile raczej - jak poradzi sobie skazany na samotność wnuk. Reżyser, Krzysztof Rau, całą historię wpisał w metateatralną klamrę. Na początku aktorzy tańczą i śpiewają, zapraszając widzów do obejrzenia spektaklu, na końcu - dziękują za uwagę. Ten zabieg również dodatkowo bierze w nawias samo przedstawienie, podkreśla jego bajkowy klimat.

(...)

Zarówno kwestię istnienia Boga, jak temat śmierci jeszcze do niedawna teatr adresowany do najmłodszych pomijał milczeniem. Dziś poważne i trudne zagadnienia stają się ważne dla dramatopisarzy i reżyserów. Trzeba pamiętać, że spektakl powinien stanowić jedynie punkt wyjścia do dyskusji z dzieckiem. Dyskusji, która odbędzie się już poza sceną...

HISTORIA / HISTORY

Udział w festiwalach, przeglądach, nagrody

ROZWIŃ

2010 r. XVII Międzynarodowy Festiwal Teatrów Lalek SPOTKANIA w Toruniu

2011 r. [30]/31. Warszawskie Spotkania Teatralne 

Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

Korzystając z serwisu internetowego Białostockiego Teatru Lalek akceptują Państwo zasady Polityki prywatności, wyrażają zgodę na zbieranie danych niezbędnych do administrowania stroną i prowadzenia statystyk oraz wyrażają zgodę na używanie plików cookies w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów na stronie.

Do góry btl kształt