Trufel uwielbia parówki. Gdy je zjada, tak śmiesznie falują mu uszy. Lubi też spacery i... jamniczkę Pralinkę, którą poznaje na jednym z nich. Trudno nie pokochać tego czworonoga. Potrafi być prawdziwym przyjacielem. Spektaklem „Trufel" na podstawie sztuki Marty Guśniowskiej w reżyserii Vasila Dashkevicha nowy sezon artystyczny rozpoczął Białostocki Teatr Lalek.
To piękny tekst o przyjaźni, spełnianiu marzeń i życiu, które może mieć wiele barw. Trufel to piesek ze schroniska, którego przygarnia młoda kobieta z myślą o samotnym ojcu. Piesek nie posiada się z radości, gorzej jest z jego nowym właścicielem. Czas jednak płynie, tydzień próby zbliża się do końca i początkowa niechęć przeradza się w przyjaźń. Ciepły i pełen humoru spektakl ma tradycyjną lalkową formę, która z pewnością przypadnie do gustu dzieciom.
Trufel, Pralinka i latające parówki
Mieszkał w schronisku, a teraz będzie mieć swój dom. Swojego pana. Nowe imię. Trufel – przecież pan Paweł lubi trufle czekoladowe. Gdy domaga się jedzenia, budzi pana lizaniem po policzku. „Był biały, jest żółty" – Trufel niestety obsikuje dywanik. Kocha spacery po parku. Tak, wie, że trochę ciągnie smycz. I głośno chrapie. „Chciałbym mieć psa, który tak głośno chrapie" – nie krył jeden z chłopców podczas prapremiery spektaklu. Sucha karma? Lepsze są parówki, nawet te uciekające. Trufel wyjada je prosto z garnka. Pan nie jest zachwycony.
Śledzimy opowieść, którą piesek snuje w pierwszej osobie. To rodzaj pamiętnika prowadzonego przez zwierzaka podczas kilkudniowego pobytu w nowym domu. Początkowa niechęć do czworonoga mija. „Dobry pies" – nagradza go pan, gdy ten przynosi klucz zostawiony po zewnętrznej stronie drzwi wejściowych. Gdy córka przyjeżdża zabrać Trufla do siebie, okazuje się, że więź Pawła i pieska jest tak duża, że trudno tę przyjaźń przerwać. Dzięki spacerom z Truflem, podczas których ten ugania się za Pralinką, Paweł poznaje przemiłą Ewcię. A to już krok od wspólnej kawy. Tak rodzi się nie tylko przyjaźń, ale i głębsze uczucie.
„Kundel czy beagle, jeden pies!"
Spektakl powstał na podstawie sztuki Marty Guśniowskiej, dramaturżki Białostockiego Teatru Lalek, której twórczość widzowie doskonale znają. Nie będą zawiedzeni. „Trufel" to pełna ciepła, poczucia humoru, lekko opowiedziana historia. Ach, te latające parówki! A że pisarka sama ma psa, nietrudno jej było uczynić czworonoga głównym bohaterem sztuki. Nie jest również tajemnicą, że poprzez zwierzęce postaci łatwiej trafić do dziecięcego widza. Jak na autorkę przystało nie może też zabraknąć słownych zabaw („Kundel czy beagle, jeden pies!" - zwraca się do Trufla kot sąsiad). Morał będzie przyjemny i nieoczywisty.
Za reżyserię odpowiada Vasil Dashkevich, student białostockiej Akademii Teatralnej (opiekę artystyczną sprawował Jacek Malinowski). Trzeba przyznać, że wyszedł z tego zadania zwycięsko. Prowadzi historię w atrakcyjny dla młodego widza, pełen dynamiki sposób. Pochodzący z artystycznej rodziny Dashkevich urodził się w białoruskim Witebsku. Studiował reżyserię teatru lalek na Białoruskiej Państwowej Akademii Sztuk Pięknych. Po usunięciu z uczelni z powodu uczestnictwa w opozycyjnych protestach rozpoczął studia na białostockiej uczelni. Mimo młodego wieku Dashkevich reżyserował już „Żywoty świętych osiedlowych" (2024) i był asystentem reżysera spektaklu „Pupile" (2025). Warto śledzić jego artystyczną, lalkarską drogę.
Muppety mają głos
„Trufel" to propozycja dla wszystkich miłośników lalek. Przedstawienie zostało zrealizowane w tradycyjnej formie jako spektakl parawanowy z wykorzystaniem lalek typu muppety i jawajki. Trufel i jego nowy pan występuje w dwojakiej postaci – jako muppet i lalka jawajka. Zachwycające jest to rozwiązanie.
Obsada staje na wysokości zadania. Piotr Wiktorko znakomicie wypada w roli Trufla – nieokrzesanego pieska o wilczym apetycie. Tworzy świetny duet z Pawłem S. Szymańskim w roli jego pana. Agata Stasiulewicz i Ewa Żebrowska z werwą odgrywają m.in. role Pralinki, jej właścicielki, kota czy córki Ewy.
Dzieci zafascynowane wpatrują się w otwierające się okienka, w których rozgrywa się akcja. Za scenografię odpowiada Paulina Karczewska, również studentka białostockiej Akademii Teatralnej, która miała nie lada sztukę. Rzadko bowiem widzowie mają szansę obejrzeć spektakl, w którym nie zobaczą aktorów, a jedynie lalki. Strona formalna jest utrzymana w ciepłych, pastelowych kolorach. Nic dziwnego, że dzieci chcą podejść do lalek i je przytulić. Historię dopełnia muzyka Marcina Nagnajewicza, w którym główną rolę odgrywa klarnet. Są momenty, w których dzieci podśpiewują wpadające w ucho dźwięki.
Każdy z nas potrzebuje obok drugiej przyjaznej duszy. Nawet gdy czasami chcemy pobyć sami. Może warto pomyśleć o przygarnięciu zwierzaka? Korzyść będzie obopólna.