Zobacz opis Zobacz opis sztuki: CZARNE PTAKI BIAŁEGOSTOKU
Kategoria BTL Nowa Dramaturgia
KATEGORIA WIEKOWA Dla młodzieży i dorosłych
CZAS TRWANIA 100 minut

CZARNE PTAKI BIAŁEGOSTOKU

OPIS / OVERVIEW

CZARNE PTAKI BIAŁEGOSTOKU

Któż nigdy nie przechadzał się parkiem, obok Białostockiego Teatru Lalek? Nie widział czarnej chmury Ptaków, nie słyszał Ich krakania, trzepotu czarnych skrzydeł? Mało kto jednak zastanowił się, czy aby na pewno jest to zwyczajny ptasi gwar… Czy aby owe Ptaki nie chcą przypadkiem czegoś nam powiedzieć?

Takie pytania zadał sobie Eric Bass, światowej sławy amerykański reżyser, kiedy kilka lat temu spacerował po wspomnianym parku. Przystanął. Wsłuchał się. I usłyszał. Niezwykłą historię polskich Żydów, których dusze, pomimo śmierci lub wypędzenia, nie mogły opuścić swego miasta, Białegostoku. Zostały tu, czekając, aż ktoś Ich wysłucha. I tak się stało…

Historia reżysera posłużyła za kanwę jego scenariusza. Oto bowiem w Białymstoku pojawia się młoda Amerykanka żydowskiego pochodzenia, Henny, która przyjeżdża na spotkanie ze swoim polskim kolegą, Jankiem. Początkowo jej pobyt ma charakter iście rozrywkowy – oboje z Jankiem interesują się tańcem i nim właśnie planują się zająć. Wszystko jednakże zmienia z chwilą, gdy Henny wchodzi do Parku. Ptaki bowiem rozpoznają ją, jako kogoś, kto wysłucha ich smutnej historii…

Spektakl, będący wynikiem współpracy Białostockiego Teatru Lalek z amerykańskim Sandglass Theater, opowiada o trudnych relacjach polsko-żydowskich w okresie 1906-1968, ale także o relacji człowieka do historii w ogóle. Czy przeszłość naszego kraju jest również naszą przeszłością? Czy jesteśmy odpowiedzialni za czyny naszych przodków? A może historia sprzed naszych narodzin zupełnie nas nie dotyczy. Na te pytania starają się odpowiedzieć twórcy najnowszej premiery BTL. 
Przepiękne lalki, klimatyczna muzyka i oryginalna choreografia składają się na niepowtarzalną atmosferę spektaklu, gdzie przeszłość miesza się z teraźniejszością, a rzeczywistość z magią.

Po obejrzeniu przedstawienia zapewne trudno będzie przejść obok rozkrzyczanych Ptaków, zgromadzonych na drzewach pobliskiego parku, obojętnie. Kto wie? Może warto przystanąć i wsłuchać się w Ich historię. W historię Czarnych Ptaków Białegostoku.

 

 

 

Koprodukcja Białostockiego Teatru Lalek i Sandglass Theater (USA)

11 kwietnia 2012
Konferencja prasowa przed premierą spektaklu Czarne Ptaki Białegostoku
Zobacz
14 kwietnia 2012
Premiera Czarnych ptaków Białegostoku
Zobacz

TWÓRCY / CREATORS

autor, reżyseria / author, direction
Eric Bass (USA)
przekład / translation
Piotr Doliński
współpraca artystyczna / artistic cooperation
Ines Zeller Bass (USA)
scenografia / scenography
Eva Farkasova (Słowacja)
muzyka / music
Miamon Miller (USA)
choreografia / choreography
Shoshana Bass (USA)
przygotowanie wokalne / vocal training
Krzysztof Dzierma
asystent reżysera / director's assistant
Mateusz Tymura

OBSADA / CAST

ZAPOWIEDZI PRASOWE / PRESS ANNOUNCEMENTS

Czarne liście odleciały z drzew... I powstał spektakl

Monika Żmijewska, "Gazeta Wyborcza", 31.03.2012

ROZWIŃ

Parę lat temu Eric Bass, wybitny amerykański lalkarz, szedł parkiem przy ul. Kalinowskiego. Nagle z drzew zerwały się setki ptaków, a Bass w ich trzepocie usłyszał historię białostockich Żydów. Minęło kilka lat, Bass znów przyjechał do Białegostoku, a na tym wspomnieniu oparł swój scenariusz. Spektakl właśnie przygotowuje Białostocki Teatr Lalek

Premiera "Czarnych ptaków Białegostoku" odbędzie się 14 kwietnia. W jego realizację zaangażowana jest cała rodzina Bassów: Eric, jego żona Ines Zeller Bass oraz córka Shosanna Bass. Rodzice "Ptaki..." przygotowują wraz zespołem teatralnym BTL, a córka zagra w kilku pierwszych spektaklach, jest też autorką choreografii.

- Przedstawienie opowiada o czterech fragmentach białostockiej historii: 1906 roku, kiedy doszło do pogromu, 1941 roku - to czasy getta, 1968 - to z kolei rok, w którym wygnano Żydów. I wreszcie współczesność, Jutro - opowiadał na otwartym spotkaniu dla publiczności Eric Bass. - Pamiętam moment początkowy tego przedstawienia, kiedy zrodził mi się w głowie. Po zajęciach w Akademii Teatralnej szedłem sobie koło teatru lalek. Nagle wszystkie czarne liście z drzew odleciały. Zdałem sobie sprawę, że to nie były liście. Tego dnia rozmawiałem z kimś o historii żydowskich mieszkańców Białegostoku. Dowiedziałem się, jak wielu ich tu mieszkało przed Hitlerem i jak wielu zginęło w czasie holocaustu. W momencie gdy ptaki odleciały stało się dla mnie jasne, że to były to dusze tych własnie Żydów. Zostały tu, czekając na coś.

Bass własne wspomnienie przekuł w scenariusz. Istotną częścią akcji spektaklu, mówiącego o trudnych polsko-żydowskich stosunkach, jest przyjazd młodej Amerykanki żydowskiego pochodzenia Henny (zagra ją Shosanna Bass, a potem zastąpi Łucja Grzeszczyk). Henny przyjeżdża do Białegostoku na spotkanie z polskim kolegą Jankiem. Początkowo jej pobyt ma charakter rozrywkowy, ale gdy Henny wchodzi do parku, wszystko się zmienia. Ptaki chcą, by ich wysłuchała...

W jednej ze scen (jej fragment pokazały dwie aktorki BTL) w tunelu biegnącym pod gettem spotykają sie dwie kobiety: Polka i Żydówka. Pierwsza, oschła starsza kobieta, przynosi chleb, druga, milcząca i przerażona, w zamian za chleb oddaje dwie pary butów. Przez chwilę rozmawiają. Scena zagrana jest ascetycznie i przejmująco, praktycznie bez scenografii.

Odpowiedzialność za przodków

- Czy jest szansa, że po tym spektaklu my, Polacy, widzowie, poczujemy się lepiej? - pytał z widowni Ryszard Doliński, aktor.

BTL, jakby niechcący nawiązując do ostatnich antysemickich incydentów w regionie, czy traumy Jedwabnego.

Ines Zeller - Bass odpowiedziała: - W tej części spektaklu, która opowiada o dniu jutrzejszym, Shosanna, nasza córka, spotyka polskiego chłopaka. Myślę, że właśnie w jutrze jest nadzieja. Ja na przykład jestem Niemką. Mogę się czuć winna za swój kraj, za to, co jego przedstawiciele zrobili innym narodom. Robię wszystko co tylko mogę, by nie oceniać ludzi. Staram się żyć kosmpolitycznie.

- To nie jest przedstawienie o winie, raczej o dialogu - mówił Eric Bass. - Nie ma jednak dialogu, zmiany, naprawiania, jeśli są rzeczy, o których nie możemy rozmawiać. Jeśli nie weźmiemy w posiadanie naszej historii, nie będziemy mogli rozmawiać nigdy. Ludzkie zachowanie jest złożone, wszyscy jestesmy zmanipulowani politycznie jako jednostki, grupy. Żyjemy w przedziałach czasowych. Ja na przykład mogę powiedzieć, że pochodzę z kraju, który uśmiercił tysiące rdzennych mieszkańców Stanów Zjednoczonych, jak też podejmuje działania wojenne w innych krajach. Ines pochodzi z kraju, który produkuje samochody, którymi ja bym jeździł, i tak dalej i dalej. Nie można mówić: to nie moja wina, ja urodziłem się później, nie mam z tym nic wspólnego. Bo to oznacza koniec rozmowy, można już sobie iść.

Takie pytania - czy jesteśmy odpowiedzialni za czyny naszych przodków, czy przeszłość naszego kraju jest również naszą przeszłością ma właśnie stawiać najnowszy spektakl BTL. Oczywiście z wykorzystaniem lalek, dla rodziny Bassów najbardziej istotnego środka wyrazu.

Robienie niczego

Bassowie opowiadali o swoim warsztacie, drodze teatralnej, filozofii teatru. Ines: - Staramy się przede wszystkim zostawiać lalkę samej sobie i zniknąć za nią.

Eric: - Choć tak naprawdę aktor schowany za lalką jest tak samo widoczny, jak aktor nie schowany. Trzeba pozwolić lalce odgrywac scenę, niech lalka pokazuje swoje emocje. My, jako aktorzy, pilnujemy się, by nie zajmować sceny sobą, swoim ciałem. Najważniejsza jest lalka Jak to robimy? Mamy rozmaite treningi, staramy się, aby nasze ciało było w ciszy, trenujemy oddech, nie ruszamy lalki intencjami, chcemy poruszyć ją oddechem . Lalkę ręką przede wszystkim wspieramy, nie kontrolujemy.

Bass opowiedział też o trzech zasadach, którymi się kieruje w pracy lalkarza, zastrzegając jednocześnie, że to jest jego filozofia lalkarstwa, niekoniecznie muusi byc akceptowana przez innych.

- Na temat teatru lalek mógłbym powiedzieć trzy rzeczy. Po pierwsze: pracą lalkarza tak naprawdę jest robienie niczego. Lalkarz czasem tak bardzo stara się, by coś zrobić, coś przedstawić, że może zniszczyć naturalną moc lalek, dlatego powinien się pilnować. Po drugie: przedstawienie, które tworzy lalkarz, musi być spójne z tym jak widzi świat, nie może robić niczego wbrew sobie. Ja widzę świat jako coś złamanego. W takim przypadku rolą teatru jest robienie czegoś, by to naprawić. I po trzecie wreszcie: trzeba pamiętać, że wszystko, co widzimy na scenie, ma znaczenie metaforyczne. Metafory same wychodzą z lalek, z ich zetknięcia się ze światem.

Zagrać na bębnie

By jeszcze precyzyjniej dookreślić filozofię swojego teatru - Bass opowiedział anegdotę:

- W latach 70.-tych pracowałem w nowojorskim Teatrze Otwarte Oko. Graliśmy w bardzo dziwnych miejscach, raz nawet w światyni zen. Wchodzimy do świątyni i pierwsze co się od razu rzuca w oczy to olbrzymie bębny, wyglądające jak ogromne beczki do piwa. Mnich bierze dwa patyki i gra. Strasznie się tym podeksytowałem. Zapytałem: "Czy mogę?". Mogłem. Zacząłem więc uderzać. I słyszę: "Stój, wszystko robisz źle. Uderzasz w skórę bebna, a powinieneś grać przez skórę bębna, dalej przez drugą stronę bębna, i na świat". To była dla mnie najważniejsza lekcja lakarstwa w życiu. Tak właśnie robimy: Nie gramy lalką. Gramy przez lalkę, i dalej, na świat.

Eric i Ines spotkali się na początku lat 80-tych w Niemczech i od tej pory są nierozłączni. W 1982 roku założyli Sandglass Theater, który od 1986 roku ma siedzibę w Putney - Vermont w USA. Eric - dziś jeden z najwybitnieszych twórców teatrów lalek ostatniego 30-lecia, zaczynał w amerykańskich teatrach wędrownych w latach 70-tych. Ines jako lalkarka zaczynała w niemieckim teatrze marionetkowym. W 1980 Bass stworzył "Jesienne portrety" - jeden z najpiękniejszych solowych spektakli lalkarskich końca XX wieku, nagradzany na całym świecie i do dziś pokazywany na wszystkich kontynentach (jego fragment nagrany na taśmie filmowej przez Marka Waszkiela, szefa BTL można było zobaczyć też na spotkaniu). Inne znane spektakle Bassa to m.in. "Zaproszenia do nieba" (1986), "Wiejskie dziecko" (1993), "Kaukaskie kredowe koło Brechta" (1996), "Między piaskiem i gwiazdami" (2003). W 2005 roku razem ze studentami białostockiej Akademii Teatralnej zrealizował premierę spektaklu "Rudzielec".

Czarne ptaki Białegostoku w BTL-u

Anna Kopeć, "Kurier Poranny", 11.04.2012

ROZWIŃ

Trzy ważne daty z historii białostockich Żydów i spojrzenie w przyszłość. Takim momentom poświęcona jest najnowsza sztuka teatru lalek, która powstaje w koprodukcji z amerykańskim Sandglass Theater. Choć podejmuje niełatwy temat, nie będzie mówić o winie, a o dialogu.

Pogrom w 1906 roku, likwidacja białostockiego getta w 1941 roku, wygnanie Żydów w 1968 roku. W takich ramach czasowych mieści się spektakl "Czarne ptaki Białegostoku”. Historie te razem z widzem poznaje młoda Żydówka, która przyjeżdża ze Stanów Zjednoczonych z młodym białostoczaninem, by wspólnie stworzyć projekt taneczny. Inspiracją do sztuki było ciekawe doświadczenie, jakiego reżyser Eric Bass – światowej sławy amerykański lalkarz żydowskiego pochodzenia – doznał kilka lat temu w białostockim parku.

– Po zajęciach w Akademii Teatralnej spacerowałem w parku obok teatru lalek. Nagle wszystkie czarne ptaki z drzew odleciały. Tego dnia rozmawiałem z kimś o losach białostockich Żydów. W tym momencie zrozumiałem, że ptaki, które odleciały, to właśnie dusze tych ludzi, które zostały tu czekając na coś – opowiada reżyser. – Dla artysty granica między metaforą, fantazją a światem realnym jest bardzo cienka. W tych odlatujących ptakach zobaczyłem Żydów, którzy zginęli w czasie Holocaustu.

"Czarne ptaki Białegostoku” to przedsięwzięcie rodzinne i bardzo międzynarodowe. Asystentka i żona reżysera – Inez Zeller Bass – jest Niemką, scenografka – Eva Farkasova – Słowaczką, autor muzyki Miamon Miller to Amerykanin żydowskiego pochodzenia. Efekt ich współpracy z białostockimi lalkarzami będzie można obejrzeć podczas premiery, już w sobotę o godz. 18.

Amerykanin opowie o czarnych ptakach Białegostoku

Monika Żmijewska, "Gazeta Wyborcza", 12.04.2012

ROZWIŃ

Pogrom z 1906 roku, potem czasy getta, exodus Żydów w 1968 roku i wreszcie czasy współczesne, dające nadzieję. O tym wszystkim opowie najnowsza premiera w Białostockim Teatrze Lalek. Trwają ostatnie próby. Co ciekawe, tekst sztuki mówiącej o Białymstoku napisał Amerykanin. On też ją reżyseruje, wspomaga go żona i córka - choreografka.

Spektakl (premiera - w sobotę, 14 kwietnia, godz. 18) to "Czarne ptaki Białegostoku". Białostockich aktorów prowadzą zaś: wybitny amerykański lalkarz Eric Bass, Ines Zeller-Bass (jego żona współprowadząca z nim teatr Sandglass w Vermont w USA) oraz córka Shosanna, która także zagra w kilku pierwszych spektaklach. Pomysł na przedstawienie nie wziął się ot, tak, z nieokreślonych wyobrażeń amerykańskiego reżysera na temat białostockiej żydowskiej historii. Bass parę lat temu był w Białymstoku przez jakiś czas - prowadził zajęcia ze studentami lalkarstwa.

- Pamiętam moment początkowy tego przedstawienia, kiedy zrodził mi się w głowie. Po zajęciach w Akademii Teatralnej szedłem sobie koło teatru lalek. Nagle wszystkie czarne liście z drzew odleciały. Po chwili zdałem sobie sprawę, że to nie były liście. Tego dnia rozmawiałem z kimś o historii żydowskich mieszkańców Białegostoku. Dowiedziałem się, jak wielu ich tu mieszkało przed Hitlerem i jak wielu zginęło w czasie holocaustu. W momencie gdy ptaki odleciały, stało się dla mnie jasne, że to były to dusze tych właśnie Żydów. Zostały tu, czekając na coś - opowiadał reżyser.

Bass własne wspomnienie przekuł w scenariusz. Istotną częścią akcji spektaklu, mówiącego o trudnych polsko-żydowskich stosunkach, jest przyjazd młodej Amerykanki żydowskiego pochodzenia Henny (zagra ją Shosanna Bass, a potem zastąpi Łucja Grzeszczyk). Henny przyjeżdża do Białegostoku na spotkanie z polskim kolegą Jankiem. Początkowo jej pobyt ma charakter rozrywkowy. Młodzi umawiają się pod teatrem lalek, ale gdy Henny wchodzi do parku, słyszy zrywające się do lotu ptaki, wszystko się zmienia. Ptaki chcą, by ich wysłuchała... Gdy dziewczyna idzie przez wzgórze, mające przecież bogatą, prawosławno-żydowską historię - wszystko wskrzesza w niej pewną pamięć przodków. Stąd w spektaklu pojawiają się trzy wątki - z 1906 roku, gdy Białystok jest rosyjski; z 1941 roku, gdy rzecz dzieje się w getcie; i wreszcie z 1968 roku, gdy zaczyna się exodus Żydów.

- To będzie refleksja na różne tematy polsko-żydowskie, poetycka historia umiejscowiona w trzech epokach, w jakiś sposób związana z Białymstokiem, ale niedotycząca żadnych konkretnych losów W takim poetyckim spektaklu, zagranym za pomocą wielu lalek, chcemy wrócić do tematów delikatnych, dla wielu bolesnych. Musimy się z nimi mierzyć, powinniśmy o nich rozmawiać, bo każde pokolenie wnosi inny odbiór - mówi Marek Waszkiel, dyrektor Białostockiego Teatru Lalek.

- To nie jest przedstawienie o winie, raczej o dialogu - mówi Bass. - Nie ma jednak dialogu, zmiany, naprawiania, jeśli są rzeczy, o których nie możemy rozmawiać. Jeśli nie weźmiemy w posiadanie naszej historii, nie będziemy mogli rozmawiać nigdy. Ludzkie zachowanie jest złożone, wszyscy jesteśmy zmanipulowani politycznie jako jednostki, grupy. Żyjemy w przedziałach czasowych. Myślę, że nie do końca można powiedzieć po prostu: to nie moja wina, ja urodziłem się później, nie mam z tym nic wspólnego. Bo to oznacza koniec rozmowy, można już sobie iść.

Takie pytania - czy jesteśmy odpowiedzialni za czyny naszych przodków, czy przeszłość naszego kraju jest również naszą przeszłością ma właśnie stawiać najnowszy spektakl BTL.

Eric i Ines Bassowie spotkali się na początku lat 80-tych w Niemczech i od tej pory są nierozłączni. W 1982 roku założyli Sandglass Theater, który od 1986 roku ma siedzibę w Putney - Vermont w USA. Eric - dziś jeden z najwybitniejszych twórców teatrów lalek ostatniego 30-lecia, zaczynał w amerykańskich teatrach wędrownych w latach 70-tych. Ines jako lalkarka zaczynała w niemieckim teatrze marionetkowym. W 1980 Bass stworzył "Jesienne portrety" - jeden z najpiękniejszych solowych spektakli lalkarskich końca XX wieku, nagradzany na całym świecie i do dziś pokazywany na wszystkich kontynentach. Inne znane spektakle Bassa to m.in. "Zaproszenia do nieba" (1986), "Wiejskie dziecko" (1993), "Kaukaskie kredowe koło Brechta" (1996), "Między piaskiem i gwiazdami" (2003). W 2005 roku razem ze studentami białostockiej Akademii Teatralnej zrealizował premierę spektaklu "Rudzielec".

GALERIA / GALLERY

RECENZJE / REVIEWS

Czarne ptaki Białegostoku, czyli historia relacji polsko-żydowskich

Anna Kopeć, "Kurier Poranny", 16.04.2012

ROZWIŃ

Najnowsza produkcja Białostockiego Teatru Lalek to spektakl, który mimo że nie daje jednoznacznych odpowiedzi, to skłania widza do poważnej refleksji. "Czarne ptaki Białegostoku" celnie trafiają w nasze narodowe grzechy. To sztuka obowiązkowa dla każdego mieszkańca.

Pogrom z 1906 roku, czasy białostockiego getta w 1941 roku i wygnanie Żydów w 1968 roku - takie momenty zobrazował w swojej sztuce Eric Bass - światowej sławy lalkarz i reżyser żydowskiego pochodzenia. I właśnie ze swojego - amerykańskiego - punktu widzenia pokazał losy białostockich Żydów.

Widz poznaje je razem z Heny młodą tancerką ze Stanów Zjednoczonych, która przyjeżdża do naszego miasta, by z kolegą Jankiem popracować nad projektem tanecznym. Jej wizyta przybiera nieoczekiwany obrót. Ptaki krążące nad parkiem rozpoznają w niej kogoś, kto powinien wysłuchać ich historii. A ta nie jest łatwa i przyjemna dla polskiej publiczności. Niektórych dotkliwie mogą zaboleć słowa: "Nie jesteśmy Niemcami, nie jesteśmy nazistami, ale to nie oznacza, że lubimy Żydów". Tak polska przekupka, która w podziemnym tunelu sprzedaje chleb Żydom za bajońskie sumy, opisuje ich codzienne relacje.

Podobnych, nieco stereotypowych scen w tym spektaklu nie brakuje. Trzeba przyznać, że reżyser dość jednoznacznie określił Polaków - jako przekupnych, chwilami bezdusznych i nietolerancyjnych. Oglądając takie postawy widz faktycznie czuje się mało komfortowo. Reżyserowi należą się szczególne brawa za odwagę za to, że postanowił polskie grzechy narodowe obnażyć w świetle dziennym. Jak się okazuje Amerykanin doskonale zna także historię Białegostoku, zaryzykuję stwierdzenie, że nawet lepiej niż niejeden mieszkaniec.

"Czarne ptaki Białegostoku" to sztuka doskonale skomponowana, wypełniona różnymi, oryginalnymi środkami przekazu. To prawdziwa magia teatru - w pełnym tego słowa znaczeniu. Poszczególne sceny są bardzo dobrze przemyślane i skonstruowane. Oryginalna scenografia Czeszki Evy Farkasovej dobrze oddaje klimat podziemnego tunelu, czy przestrzeni teatru lalek. Ogromną rolę odgrywają tutaj multimedia.
Fenomenalnie w tej sztuce wypadają aktorzy animujący lalki: Izabela Wilczewska, Zbigniew Litwińczuk i Eliza Krasicka. Są precyzyjni, bardzo skupieni, zyskują także talentem wokalnym. Równie dobrze prezentuje się duet Shoshana Bass i Michał Jarmoszuk - odtwórców ról Heny i Janka.

"Czarne ptaki Białegostoku" mogą wydawać się stereotypowym i kontrowersyjnym obrazem historii, na szczęście udało się przedstawić sztukę bez zbędnego patosu czy manii rozliczenia.

Trochę sztetla, trochę histerii. Żydowska opowieść w lalkach

Monika Żmijewska, "Gazeta Wyborcza", 17.04.2012

ROZWIŃ

Na patyczku - procesja, getto, drut kolczasty. Z offu - wściekły Gomułka. Żydowska dziewczyna - już prawdziwa, śliczna jak malowanie, wesoło rozmawia przez komórkę. Białostockie trudne historie z ostatniego stulecia splotły się w pewnym miejscu, gdzie krąży chmara czarnych ptaków.

Każdy zna park przy Białostockim Teatrze Lalek. Ale nie każdy w obsiadających drzewa ptakach dostrzeże coś więcej niż... ptaki. Eric Bass, amerykański reżyser, nie mający nic wspólnego z Białymstokiem, który szedł tamtędy kilka lat temu - dostrzegł. W łopocie skrzydeł usłyszał szepty dawnych żydowskich mieszkańców miasta. Uznał, że to dusze kiedyś tu mieszkających Żydów, które nie mogą, nie chcą opuścić miasta, czekają na coś.

Dziwaczna historia? Może i tak, ale czy nie może być prawdziwa? Przy okazji intrygująco można ją przekuć w spektakl - pod tytułem, a jakże: "Czarne ptaki Białegostoku". Bass napisał sztukę, w której połączył kilka wątków z przeszłości miasta - czasy pogromu 1906, czasy getta, wreszcie nagonkę antysemicka w 1968 roku i współczesność. Połączył też kilka technik teatralnych: plan żywy przemieszał z lalkowym, lalki półmetrowe z marionetkami, wreszcie papierowy teatr cieni, skądinąd najciekawiej wypadający w całym przedstawieniu.

To twoja historia

Oto w Białymstoku pojawia się młoda żydowska dziewczyna, obładowana torbami, żywa jak srebro (w tej roli autentyczna w swojej amerykańskości, bo to Amerykanka, Shoshana Bass, córka reżysera, a zarazem choreografka spektaklu. Z czasem zastąpi ją w spektaklu Łucja Grzeszczyk). Henny przyjeżdża do polskiego kolegi Janka. Ale nim się spotkają, Henny w parku opadają czarne ptaki, chcące opowiedzieć jej swoje historie. Przed oczami dziewczyny i widzów zaczynają się wizualizować rozmaite obrazy z przeszłości Białegostoku, a ona sama co i rusz słyszy (to akurat męczący lejtmotyw spektaklu): "nie urodziłaś się w 1906/1941/1968.... ale to twoja historia".

To niezwykłe opowieści, choć opowiedziane w sposób nierówny. Zdarzają się tu sceny nużące, nieco trącące egzaltacją, przydługie (choćby wspomniany, zbyt oczywisty lejtmotyw, czy sztuczna scena z ptasimi lalkami atakującymi Henny). Ale w ogólnym bilansie: fakt, że mamy autorską sztukę o bolesnej przeszłości Białegostoku, na dodatek napisaną z perspektywy człowieka zza oceanu - tylko cieszy. Bass zmontował spektakl, w którym w ciągu godziny, zagrany najprostszymi środkami wyrazu, jak w pigułce, jawi się najróżniejszy Białystok. To Białystok prawie jak sztetl z chagallowskich obrazów, w którym w mroku błyskają światła synagogi i niesie się cichy śpiew. To też Białystok wypełniony strachem czasu pogromu. Rozdarty na pół płotem opasującym getto. Czy wreszcie Białystok szarpany antysemicką histerią.

Jak to pokazać w spektaklu za sprawą piątki aktorów? Bass postawił na obrazy-znaki, urastające do rangi symbolu. Są tu sceny wielkiej urody, szczególnie te, w których reżyser wybrał prostotę, szlachetność środków wyrazu.

Świat pękł na pół

Oto zmierzają ku sobie dwie procesje, katolicka i prawosławna. Nagle słychać wybuch, tętent kopyt, niedługo potem strzały, ginie blisko 90 osób (efekt działań Rosjan, którzy otworzyli ogień do tłumu, o zamach oskarżyli ludność żydowską, w wyniku czego zaczął się pogrom). W spektaklu tłum animuje jedna osoba - to po prostu kartonowa lalka-nielalka, osadzona na patyczku. Brzmi mało fascynująco, ale jak wygląda! To kwestia oświetlenia, muzyki, dzięki którym powstaje niezwykły teatr cieni, działający na emocje widzów. Podobnie przejmująco aktorzy odgrywają sceny, gdy miasto zaczyna opasywać drut kolczasty, tworzy się getto i nic już nie będzie takie jak kiedyś. Ciekawie wypada łączenie różnych technik, następujących po sobie w szybkim tempie. I tak scena nawiązująca do tradycji fotoplastykonu sprzed stu lat szybko zostaje zastąpiona przez plan żywy: dwie aktorki (Eliza Krasicka i Izabela Maria Wilczewska) animują duże lalki, praktycznie bez scenografii, po prostu na kawałku muru (scenografia Eva Farkasova). To mocny wątek w spektaklu: minimum słów, lakoniczna rozmowa, niech resztę dopowiedzą gesty. W tunelu pod gettem spotykają się dwie kobiety: wychudzona Żydówka i polska kobieta. Ta pierwsza ma buty, ta druga ma chleb. Rozmawiają chwilę. Cóż to za rozmowa! Jest w niej wszystko, co towarzyszyło ludziom w tamtych czasach: strach, poczucie poniżenia, chęć ucieczki, szorstkość, rozpacz, rozpęknięcie świata na pół.

Słowa, dużo słów za to wylewa się jakiś czas później z ust rozgoryczonego dyrektora teatru lalek z 1968 roku (lalkę animuje Zbigniew Litwińczuk). Krąży po scenie, rozmawia z asystentem, ironizuje, ale w głosie ma mnóstwo bólu.

- Kim jestem? Syjonistą? Wrogiem ludu, jednym z 40 tysięcy? Członkiem piątej kolumny? - pyta dyrektor uosabiając w tych pytaniach niemożność zrozumienia sytuacji, jaką zainaugurował swoim wystąpieniem Władysław Gomułka (głos z offu).

Jest nadzieja?

Dlaczego? - to pytanie zresztą pojawia się często w spektaklu. Pyta o to stary Żyd, któremu wybito szybę w sklepie i zabito rodzinę. Pyta o to Żydówka w getcie - choć niewerbalnie. Pyta o to stary lalkarz. Wraz z pytanie pojawia się postać niedźwiedzia, za pomocą której twórcy spektaklu, w formie przypowieści, próbują wyjaśnić skąd bierze się zło na świecie. Próba wyjaśnienia wypada co prawda nieco karkołomnie i nie zawsze klarownie, ale jest tu istotna. Po wizualizację słów "Każdy z nas ma w sobie niedźwiedzia, obok jest świętość i niedźwiedź" - odsyłamy już do spektaklu. Jak też i do finału tej ptasiej opowieści. Bo jest w przedstawieniu jednak jasna przyszłość: losy Henny i Janka zapętlają się i dają na swój sposób nadzieję.

Czarne ptaki, które są świadkami naszej historii

"Gazeta Współczesna", 16.04.2012

ROZWIŃ

Spektakl "Czarne ptaki Białegostoku" w reż. Erica Bass'a zachwyca wizualnie i muzycznie. Nie można mu też nic zarzucić pod kątem choreografii. Jednak jeśli chodzi o wersję fabularną, pozostaje lekki niedosyt. I chciałoby się czegoś więcej.

Spektakl to efekt współpracy Białostockiego Teatru Lalek i amerykańskiego Sandglass Theater. Poznajemy historię trudnych relacji polsko-żydowskich w latach 1906 (pogrom Żydów), 1941 (likwidacja białostockiego getta) i 1968 (wygnanie Żydów). Jest też nawiązanie do współczesności. I właśnie współczesność jest punktem wyjścia, momentem zawiązania się akcji spektaklu. To klamra spinająca w całość wszystkie wątki. Otóż na początku poznajemy Henny (podczas premiery zagrała ją rewelacyjnie Shoshana Bass, później zastąpi ją Łucja Grzeszczyk), która przyjeżdża do Białegostoku, by rozpocząć współpracę nad spektaklem z polskim kolegą - Jankiem. W parku, koło teatru lalek, dziewczynę zatrzymują czarne ptaki. Jak się okazuje, są to zaklęte dusze polskich Żydów, którzy związani byli z Białymstokiem. I którzy (w większości) tu zginęli. Ich dusze unosiły się nad parkiem, póki nie znalazł się ktoś, kto zechciał wysłuchać historii, jakie ze sobą nosiły. Historie te, choć momentami wzruszające, nie były aż tak mocne i wymowne, by na długo zapadły w pamięć. Widz zapamięta natomiast pieśni, swoisty moralitet, które oddzielają od siebie poszczególne historie. Duży plus za ten pomysł.

Wizualna wersja spektaklu, lalki i scenografia to prawdziwy majstersztyk. Mamy tu teatr tańca, cieni i teatr w teatrze, gdzie lalki animowane przez aktora same też animują. Pomysł świetny, zrealizowany z sukcesem.

Aktorzy po raz kolejny poradzili sobie znakomicie. Grają jakby przez lalkę. Nadają jej ludzkie cechy w sposób tak sugestywny, że można zapomnieć o tym, iż w ogóle są jacyś aktorzy. Stają się niewidzialni, a uwaga widza skupia się tylko na lalce, która na scenie naprawdę żyje.

Pogrom, getto i rok 1968

Andrzej Lechowski, "Gazeta Wyborcza", 27.04.2012

ROZWIŃ

Jak dramatyczne momenty z historii Białegostoku pokazał w swym spektaklu Amerykanin Eric Bass, a jak zobaczył je białostocki historyk Andrzej Lechowski?

Białostocki Teatr Lalek za sprawą Erica Bass`a zabrał się za historię. Spektakl "Czarne ptaki Białegostoku" jednym się podobał, innym nie. Ja, jeszcze przed premierą, byłem pełen entuzjazmu, że oto ktoś z zewnątrz opowie nam coś o nas. Obejrzałem i niczego nowego o białostoczanach się nie dowiedziałem. Mało tego. Elementem, który mi najbardziej w spektaklu przeszkadzał była historia. Pokazana została stereotypowo, nachalnie i nieprawdziwie, a patrzyłem i słuchałem uważnie.

1906 rok. Pogrom żydowski. Pokazany został tak, jak nas w szkole uczono historii. Wyrwana z kontekstu data, koniecznie do zapamiętania (!), po niej jakiś tumult. Rosjanie tłuką Żydów. Dlaczego? Dlaczego w Białymstoku? Wiem, że sztuka nie może być podręcznikiem historii. Musi opowiadać o emocjach jej towarzyszących. Czyli historia, która w tym spektaklu jest kanwą, musi być prawdziwa. Konia z rzędem temu, kto udowodni, że publiczność oglądająca spektakl łapie i odczytuje emocje z czerwca 1906 roku. Wątpię, czy znany jest dramat białostockiego policmajstra Dierkaczowa. A jest on w tej opowieści kluczowy. W maju 1906 roku Białystok kipiał. Nie było dnia bez prowokacji, napadu, strzelaniny. Jednym z najistotniejszych elementów podgrzewania nastrojów był klub Otdych - Wypoczynek, znajdujący się przy Warszawskiej 13. Białostoczanie słusznie traktowali go jako czarnoseciński bastion. To tu w trakcie suto zakrapianych libacji przygotowywano scenariusze gwałtów, awantur, pisano teksty ulotek, agitowano, rozniecając antysemityzm. Głównym animatorem tych działań był prystaw I cyrkułu policji, Szeremietow. To w jego cyrkule przy Warszawskiej 3 snuto wszystkie zbrodnicze plany. Jego głównym przeciwnikiem, a zarazem przełożonym był policmajster Dierkaczow. Określano go jako "człowieka uczciwego, sprawiedliwego, grzecznego wobec aresztantów i surowego wobec podwładnych, wśród których tępił nadużycia i łapownictwo". To wszystko sprawiało, że policmajster cieszył się dużą sympatią wśród białostoczan.

To z kolei rozwścieczało Szeremietowa. Żydowi, który remontował mu mieszkanie, miał oświadczyć - "poczekajcie tylko, a w ciągu trzech, czterech tygodni urządzimy wam taką krwawą łaźnię, że nawet wasz kochany policmajster Dierkaczow nic wam nie pomoże". Ale też i strona żydowska nie zachowywała się biernie. Od 1903 roku w Białymstoku nasilał się terroryzm. Pierwsza bomba zdetonowana została przez anarchistów w styczniu 1904 roku. Podłożona została na Lipowej pod łukiem triumfalnym wybudowanym w 1897 roku na przyjazd cara Mikołaja II. W wyniku eksplozji zginęła 46 letnia kobieta. We wspomnieniach z tamtych lat czytamy, że "funkcjonariuszom policyjnym i agentom bezpieczeństwa publicznego niebezpiecznie było przejść nawet w dzień ulicą Sienkiewicza lub Lipową. Skądś z pod bramy wybiegał jakiś wyrostek i rzucał w nich bombę lub zaczynał strzelać do nich z brauninga. W większości wypadków bombowiec ten zmykał nie będąc zatrzymany. Tak na ulicy Sienkiewicza koło domu Nr 14 jakiś młodzieniec rzucił bombę w policmajstra Pielonkina, która oderwała policmajstrowi nogę. Też młodzieniec jakiś rzucił bombę w grupę aspirantów policyjnych, która stała w dzień na rogu ulicy Sienkiewicza i Rynku Kościuszki. Do policyjnego komisarza powiatowego Połchowskiego wykonawca wyroku trybunału rewolucyjnego strzelał kilkakrotnie na chodniku koło apteki Kuryckiego (znajdowała się na Sienkiewicza nieopodal Warszawskiej A.L.). Strzelano i bito policję bombami w dzień i w nocy w centrum miasta.

Co się tyczy krańców miasta przeważnie Piasków i Chanajek to tam nie mógł pokazać się ani jeden funkcjonariusz policji. "Przez półtora roku, które poprzedzały pogrom, w Białymstoku zabito ponad stu policjantów! To samo spotkało kilkudziesięciu agentów ochrany. W tak zrewoltowanym mieście 3 czerwca 1906 roku wybuchły zamieszki na rynku. Rozlewowi krwi w ostatnim momencie zapobiegł Dierkaczow. Uspokajając mieszkańców miał powiedzieć, że pogrom w mieście nastąpić może tylko "po jego trupie". Nie pomylił się. 11 czerwca na Suraskiej doszło do awantury. Bojówki żydowskich robotników starły się z policją. W trakcie zamieszania został zastrzelony Dierkaczow. Jego śmierć wykorzystano jako pretekst do wywołania pogromu. Szeremietow, który cieszył się poparciem gubernatora w Grodnie mógł teraz działać swobodnie.

W czwartek 14 czerwca w Białymstoku zostały zorganizowane dwie duże procesje. Katolicy świętowali Boże Ciało, prawosławni zaś czcili kasatę unii. Pogrom rozpoczął się od strzałów skierowanych do procesji prawosławnej. Nieznani sprawcy strzelali z okien domu Rachitesa, który stał na rogu Warszawskiej i Pałacowej i z kamienicy Folmana, w której był osławiony klub Otdych. Tak to Rosjanie strzelając do prawosławnej procesji, dali sygnał do zabijania Żydów.

A jak prosto, czarno - biało, widzi to wydarzenie Bass?. Nie chce wyjść po za schemat - szabasowe świece kontra kozacka nahajka. Nie ma w jego, bo nie w naszej, historii miejsca na pozytywnego szeryfa Dierkaczowa i schwarzcharaktera Szeremietowa. Autor zasłania się sloganem, że interesuje go wyłącznie dramat pogromu i w imię tego każe aktorom ponuro intonować frazę, że działo się to w 1906 roku.

Mija się też Bass całkiem z faktami w kolejnej sekwencji spektaklu. Symbolicznie, ale przecież każdy symbol swe źródło ma w prawdzie, rozgrywa dramat getta w 1941 roku. Tymczasem białostockie getto powstało w sierpniu 1941 roku. A dramat 1941 roku rozegrał się nie w getcie, ale w Schulhofie, gdzie w wielkiej synagodze spalono kilkuset Żydów. W białostockim getcie przez cały 1942 rok panowały względnie dobre warunki bytowe. Nikt nie umierał na ulicy z głodu. Nie było handlu buty - chleb, palto - chleb. Białostockie getto za sprawą Judenratu i jego przewodniczącego inżyniera Barasza funkcjonowało sprawnie. Dramat rozpoczął się w lutym 1943 roku, a zakończył w sierpniu tegoż samego roku. Stereotypowe podejście autora z nieprawdziwą, mylącą chronologią przeszkadza w przeżywaniu tego co sama historia nam przekazuje. Bass zamiast mówić, sam powinien słuchać. Jest przecież tyle relacji. Jest oskarżycielska, pisana tuż po zagładzie, bo w 1946 roku, książeczka Szymona Datnera. W zestawieniu ze znanymi nam materiałami wersja Bassa jest nieistotna.

To jednak nic w porównaniu z finałem. Autor, brnąc po omacku przez historię Białegostoku w ostatniej odsłonie dotyczącej 1968 roku napisał swoją wersję dziejów naszego miasta. Oto w Białostockim Teatrze Lalek, wówczas jeszcze w Świerszczu, dyrektorem jest Żyd. Taka licentia poetica. Byłaby do przyjęcia gdyby nie to, że w dwóch poprzednich kwestiach autor, choć nieudolnie, próbuje podać nam historię Białegostoku. Tym samym wywołuje u widza przekonanie, że i w trzeciej odsłonie też ona będzie główną kreatorką. Tym bardziej okazuje się to zgubne, że przecież dzieje tej zasłużonej sceny nie są wiedzą powszechnie przyswojoną. Mało kto wie, że pierwszym dyrektorem teatru był Piotr Sawicki, po nim była Joanna Piekarska, którą w październiku 1969 roku zastąpił Krzysztof Rau. W wizji Bassa to Piekarska występuje w roli Żyda.

W rzeczy samej, jak w ostatnio wydanej monografii dziejów Białegostoku pisze profesor Joanna Sadowska, marzec 1968 roku miał w Białymstoku temperaturę umiarkowaną. "Nie było przeciw komu kierować wielkiej akcji antysemickiej, bo po wojnie Żydów w Białymstoku, zwłaszcza na stanowiskach, pozostało bardzo niewielu".

Jedyną głośną ofiarą nagonki antysemickiej w Białymstoku był profesor Jakub Chlebowski. Ten wybitny internista od 1951 roku pracował w Białymstoku. W latach 1959-1962 był rektorem Akademii Medycznej. W kwietniu 1968 roku uczelniana organizacja partyjna piętnując "wrogą postawę" profesora, pozbawiła go stanowisk kierowniczych w uczelni, którą on współtworzył. W tych samych dniach zarząd białostockiego oddziału Towarzystwa Społeczno Kulturalnego Żydów wydał rezolucję, w której odcinał się "od wszelkiego nacjonalizmu, w tym od Syjonizmu". Zapewniał też, że "środowisko żydowskie Białegostoku wraz z ludźmi pracy naszego miasta wiernie stoi przy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej". Ale stali już bez prof. Jakuba Chlebowskiego, który 16 października 1968 roku z rodziną wyjechał do Izraela. 25 stycznia 1969 roku zginął w wypadku samochodowym.

Wniosek z tej inscenizacji jest jeden. Historii, tak jak i wszystkiego, trzeba się uczyć. Ona sama jest najlepszym dramatem. Trzeba ją tylko opowiedzieć. Nie zmyślać.

HISTORIA / HISTORY

Udział w festiwalach, przeglądach, nagrody

ROZWIŃ

2012 r. 8. Międzynarodowy Festiwal Teatrów Niezwykłych Puppets in the Green Mountains w Putney (USA)

Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

Korzystając z serwisu internetowego Białostockiego Teatru Lalek akceptują Państwo zasady Polityki prywatności, wyrażają zgodę na zbieranie danych niezbędnych do administrowania stroną i prowadzenia statystyk oraz wyrażają zgodę na używanie plików cookies w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów na stronie.

Do góry btl kształt