Zobacz opis Zobacz opis sztuki: KSIĘŻNICZKA ANGINA
Kategoria BTL Nowa Dramaturgia
KATEGORIA WIEKOWA Dla młodzieży i dorosłych
CZAS TRWANIA 120 minut

KSIĘŻNICZKA ANGINA

OPIS / OVERVIEW

KSIĘŻNICZKA ANGINA

„Kiedy jakaś mała dziewczynka mówi zupełnie inaczej niż małe dziewczynki, jest całkiem możliwe, że naprawdę wcale nie jest dziewczynką. Może być właściwie wszystkim, nawet chorobą…”

Oto Angina – księżniczka, która wskutek intrygi okrutnej Gużyny i złego Kolbetowa zmuszona jest uciekać ze swego królestwa, odbywa niezwykłą podróż. W towarzystwie wiernego Kanclerza Witamińskiego pędzi czerwonym samochodem-słoniem do swego Wuja, do domu ozdobionego kafelkami w Lisieux, gdzie znaleźć ma schronienie. Po drodze jednak spotyka ich całe spektrum najdziwniejszych przygód i postaci…

Znakomite kreacje aktorskie, niezwykła, wykonana z rozmachem scenografia oraz potęgująca atmosferę absurdu muzyka budują niezwykły, pełen niedopowiedzeń świat, gdzie baśń przeplata się z grozą, a rzeczywistość z fantazją.

„Nonsens jest bliższy rzeczywistości niż rozum, który służy tylko temu, by ją znosić.” 
Po tych słowach Rolanda Topora nie pozostaje nam nic innego, jak tylko poprosić o pozostawienie rozumu w szatni, wraz z wierzchnim okryciem. Odbiorą go Państwo po spektaklu, na który z pełną odpowiedzialnością zapraszamy… 

5 lutego 2011
Premiera Księżniczki Anginy w reż. Pawła Aignera
Zobacz
2 lutego 2011
Konferencja prasowa przed premierą Księżniczki Anginy
Zobacz

TWÓRCY / CREATORS

autor / author
Roland Topor
przekład / translation
Agnieszka Taborska
reżyseria / direction
Paweł Aigner
scenografia / scenography
Pavel Hubička (Czechy)
kostiumy / costumes
Zofia de Ines
muzyka / music
W. A. Mozart, Piotr Klimek
projekcja / video
Krzysztof Kiziewicz
asystent reżysera / direstor's assistant
Mateusz Tymura

OBSADA / CAST

ZAPOWIEDZI PRASOWE / PRESS ANNOUNCEMENTS

Angina i upiorne manekiny

Monika Żmijewska, "Gazeta Wyborcza", 03.02.2011

ROZWIŃ

U lalkarzy nonsens i czarny humor w baśniowej oprawie. W Węgierce - bal manekinów. Przed nami teatralne premiery na podstawie tekstów autorów wywodzących się z Polski

Na scenie Białostockiego Teatru Lalek pojawi się w weekend roztrzaskane auto - ważny dla najnowszej premiery lalkarzy element scenografii. To dzieło Pavla Hubicki, czeskiego scenografa, zaprzyjaźnionego z białostockim teatrem, skonstruowane na potrzeby "Księżniczki Anginy" Rolanda Topora. Reżyser Paweł Aigner sięgnął po historię księżniczki, która wskutek intrygi okrutnej Gużyny i złego Kolbetowa zmuszona jest uciekać ze swego królestwa. W towarzystwie wiernego Kanclerza Witamińskiego pędzi czerwonym samochodem do wuja, gdzie znaleźć ma schronienie...

To historia niemożliwa i nieobliczalna, jak zresztą cala twórczość ciągle mało znanego w Polsce Topora, w której jawa miesza się ze snem, okrucieństwo z baśnią, a rzeczywistość z fantazją. Nie dość, że dzieło Topora jest specyficzne, to realizuje je grono znakomitych twórców. Pełne przepychu kostiumy (a będzie ich wiele - aktorzy nie nadążają z przebieraniem, jeden z nich stroje zmienia sześć razy) przygotowała Zofia de Ines, guru polskiej kostiumologii teatralnej.

Aigner niegdyś był aktorem BTL. Jak wygląda jego współpraca z Hubicką, można było zobaczyć choćby w ciekawym spektaklu "Johan Padan odkrywa Amerykę", jaką przygotowali w białostockiej Akademii Teatralnej kilka lat temu.

- Przedstawienie tekstu Topora było moim marzeniem realizacyjnym od dawna. Wiedziałem, że to idealny świat dla teatru. Zacząłem szukać sceny, która będzie w stanie pokonać świat toporowskiego absurdu, okrucieństwa, nietypowego poczucia humoru. I znalazłem - mówi Aigner. - Wszyscy się tu dołożyli do zbudowania dziwnego świata: aktorzy, scenograf, kostiumolog. Ale też Piotr Klimek, autor muzyki do spółki z Mozartem oraz Krzysztof Kiziewicz, autor projekcji. Ta dwoistość świata, nieprzejmowanie się linearnością, sięganie do mrocznej natury człowieka, spiętrzenie rozmaitych emocji jest u Topora fascynujące. Rzadko który autor, który nie pisał tekstów na scenę, okazał się tak sceniczny. Po przeczytaniu jego pamiętników, fragmentów, które pisał jako kilkulatek, pamiętający antysemicką nagonkę, już nie umiem inaczej czytać "Anginy" jak przez jego doświadczenia. Widzę w tej księżniczce maleńkie dziecko uwięzione w dorosłym człowieku.

Zofia de Ines stworzyła surrealistyczne kostiumy. - Bardzo ciekawie układała mi się współpraca z Pavlem Hubicką, który na całą tę przestrzeń spektaklu popatrzył katastroficznie - mówi scenografka.

Hubicka: - Roztrzaskane auto symbolizuje moment wypadku, w którym przed oczami przelatuje całe życie. Pół sekundy, mnóstwo wspomnień.

Premiera spektaklu - w sobotę i niedzielę w BTL o godz. 18.

Groteska i czarny humor. Księżniczka Angina - światowa prapremiera.

Anna Kopeć, "Kurier Poranny", 2.02.2011

ROZWIŃ

Na przedstawienie zrealizowane na podstawie tekstu francuskiego pisarza Rolanda Topora zaprasza Białostocki Teatr Lalek. Tym razem to spektakl dla dorosłych widzów.

Ta pełna absurdu i okrutna opowieść to idealna rzecz dla teatru lalek - uważa Paweł Aigner, reżyser spektaklu. - Znajdziemy w niej coś, co w realnym życiu wydaje się być zupełnie niezrozumiałe.

Reżyser nad spektaklem pracował kilka lat. Na scenie Białostockiego Teatru Lalek wystawi "Księżniczkę Anginę" autorstwa Rolanda Topora - francuskiego pisarza, grafika i reżysera teatralnego, którego twórczość inspirowana jest surrealizmem. Jak dotąd historia ta nie była wystawiana teatralnych deskach.

- Długo szukałem odpowiedniego teatru, który byłby w stanie zmierzyć się z nie do końca odkrytym pisarzem, ale także zespołu, który zrozumie specyficzny rodzaj dowcipu.

To historia Anginy - księżniczki, która wskutek intrygi okrutnej Gużyny i złego Kolbetowa zmuszona jest uciekać ze swego królestwa. W tytułowej roli zagra Łucja Grzeszczyk, na scenie zobaczymy także m.in. Ryszarda Dolińskiego, Barbarę Muszyńską-Pieckę, Wiesława Czołpińskiego czy Adama Zielenieckiego.

Niezwykłe kostiumy

Kostiumy do spektaklu przygotowała znana z całej Polsce Zofia de Ines.

- Kostiumy są surrealistyczną interpretacją postaci, wymieszane są tu elementy realne z zupełnie odrealnionymi - mówi kostiumolog. - Bardzo dobrze pracowało mi się ze scenografem, który miał ciekawą katastroficzną wizję całości.

- Długo szukałem ostatecznej wersji dekoracji. Obawiałem się, aby nie ugrzęznąć w banalnej stylistyce - przyznaje Pavel Hubicka, czeski scenograf. - Zdecydowaliśmy się wykorzystać moment pewnej rozsypki, żeby w pewnym sensie zatrzymać spektakl.

Efekty pracy twórców spektaklu będzie można obejrzeć już w najbliższy weekend. "Księżniczka Angina" to przedstawienie dla dorosłych.

Światowa prapremiera spektaklu według prozy Topora

Sylwia Wieczeryńska, PAP, 05.02.2011

ROZWIŃ

O mrocznej naturze człowieka, ale z elementami surrealizmu, absurdu i czarnego humoru opowiada spektakl "Księżniczka Angina" na podstawie książki Rolanda Topora, którego premiera odbędzie się w sobotę wieczorem w Białostockim Teatrze Lalek.

To światowa prapremiera tego tekstu Topora na scenie teatralnej - zapowiada reżyser Paweł Aigner. Dodał, że do tej pory powstał jedynie niezrealizowany scenariusz filmowy, a także nieskończona adaptacja francuska sztuki na podstawie książki.

Roland Topor (1938-97) urodził się i zmarł w Paryżu, ale jego rodzina ma polskie korzenie. Nie tylko pisał, ale również reżyserował, tworzył scenografie i grafiki. Aigner uważa, że Topor ciągle jest mało znanym autorem w Polsce, a w jego prozie miesza się "jawa ze snem, okrucieństwo z baśnią, a rzeczywistość z fantazją". Dodał, że mimo, iż Topor nie pisał utworów na scenę, jego powieści są bardzo sceniczne.

"Księżniczka Angina" to historia o księżniczce, która wskutek intrygi okrutnej Gużyny i złego Kolbetowa musi uciekać ze swojego królestwa. Ma się schronić u Wuja, a w ucieczce pomaga jej Kanclerz Witamiński.

- "Księżniczka Angina" to idealny świat dla teatru lalek. Bardzo długo szukałem teatru, który mógłby pokonać rodzaj toporowskiego absurdu, okrucieństwa i czarnego humoru - powiedział Aigner.

Scenariusz do przedstawienia powstawał kilka lat. Reżyser dodał, że dzięki elementom typowym dla teatru lalek mógł pokazać dwoistość świata Topora: z jednej strony realny, normalny świat, z drugiej - mroczną naturę człowieka, która pojawia się jako błyski m.in. w snach.

Według Aignera, "Księżniczka Angina" jest opowieścią o Toporze, o jego melancholii, odbiorze rzeczywistości, która jest nie do zniesienia. Historia z pamiętników Topora, który jako żydowski chłopiec musiał uciekać z Paryża w antysemickiej nagonce, sprawiła, że reżyser w tytułowej księżniczce zobaczył samego autora.

Kostiumy do przedstawienia zaprojektowała Zofia de Ines, znana kostiumolog teatralna. Jak powiedziała de Ines, stroje są surrealistyczną interpretacją postaci - "przemieszane są w nich elementy realne z odrealnionymi".

Główną częścią scenografii jest czerwony samochód. To pomysł scenografa Pavla Hubicki, Czecha, który od dawna współpracuje z Białostockim Teatrem lalek. Hubicka powiedział, że roztrzaskane auto ma symbolizować ten moment wypadku, w którym "przed oczami przelatuje całe życie". Dodał, że dzięki temu udało się zatrzymać czas w przedstawieniu i pokazać "rozsypkę świata".

GALERIA / GALLERY

RECENZJE / REVIEWS

W co się wrzyna angina?

Monika Żmijewska, "Gazeta Wyborcza", 7.02.2011

ROZWIŃ

Pomylona księżniczka, rozrywanie królików, magiczne masło roślinne, a do tego kompletny brak logiki. Jak to wszystko pogodzić w jednym spektaklu? U Topora wszystko jest możliwe, a nawet ma sens.

Na początek antyreklama. Wszystkim tym, którzy preferują spektakle z konkretną fabułą, gdzie wszystko jasne jest od a do z, logika jest najlogiczniejsza pod słońcem, czas płynie normalnie, i humor także jest oczywisty, nie meandrując niebezpiecznie na boki - "Księżniczki Anginy" w Białostockim Teatrze Lalek - nie polecamy. Szkoda ich czasu, biedacy wiercić się będą na krzesłach, i z tej niechęci do absurdów nie zauważą może nawet, że gdzieś między owymi absurdami kryje się opowieść o zagubieniu i mrocznej naturze człowieka.

Jeśli zaś widz ceni sobie na scenie dziwactwa wszelakie, spiętrzenie nonsensów, nieobliczalny rytm spektaklu - gdy nie wiadomo, co się zdarzy za chwilę; wolty nastroju, zderzenie liryczności z rubasznością, słowem: surrealizm w najczystszej postaci - o, taki widz na "Księżniczce" czuć się będzie znakomicie.

Rymowanek dostatek

Za jeden z tekstów Rolanda Topora zabrał się Paweł Aigner, niegdyś ceniony aktor BTL-u, dziś ceniony reżyser, pracujący w różnych polskich teatrach. Po kilkuletnich przymiarkach zaadaptował tekst na scenę - efekt jest ciekawy, choć pod koniec spektakl wytraca tempo i przydałoby mu się parę cięć. Ale to w sumie drobiazgi wobec zgrabnie skrojonej całości. Aktorzy BTL dobrze się czują w oparach absurdu i na szczęście ze sceny nie bije żenująca sztuczność, jak to się zdarza tam, gdzie zespół aktorski z takim ładunkiem nonsensu sobie nie radzi, nie czuje go. W BTL absurd sobie hasa po scenie dość lekko, nieustannie zwodząc widza na manowce. Już, już ten ostatni uwiedziony jest dramatyczną sceną, by za chwilę dostać pstryczka w nos, nieoczekiwanym wulgaryzmem czy kpiną. I odwrotnie. Tu raczej nie wiadomo, co się zdarzy za chwilę, jakie słowo padnie ze sceny, jaka emocja storpeduje tę poprzednią. Taka to już toporowska uroda - nigdy nie wiadomo, w jakim kierunku pójdzie dziecięca rymowanka (polecamy szczególnie tę, opowiadającą "w co się wrzyna angina").

Auto zamiast karety

Dziwny spektakl zaczyna się od dziwnej sceny - wypadku. Czerwonym autem pędzi dziwna para: mała dziewczynka i starszy jegomość. Potrącają młodego człowieka, para debatuje, co też z nim uczynić: wypatroszyć? zabrać ze sobą? Młodzieniec (Michał Jarmoszuk) na szczęście tylko trochę poobijany, wstaje, zaczyna rozmawiać z tymi, którzy go poobijali i tak zostaje wciągnięty w historię pełną przygód. Dziewczynka okazuje się być księżniczką Anginą (Łucja Grzeszczyk), jegomość to kanclerz Witamiński (Ryszard Doliński). We dwójkę uciekają z księstwa, gdzie urządzono spisek. Po drodze, a to goni ich Sinobrody (bawiący się w budowanie grozy Adam Zieleniecki). A to kanclerz spotyka swoją dawną ukochaną (dowcipna i zdystansowana Barbara Muszyńska). A to nawiedzony ksiądz (i straszny, i śmieszny Wiesław Czołpiński) nie chce kanclerza wpuścić do królestwa bożego...

Dzieje się dużo, bywa niewiarygodnie, ale nie fabuła jest w sumie tu ważna, co rozmaite smaczki językowe, nieoczekiwane puenty, ów nierzeczywisty świat rządzący się prawami snu. Ale myli się ten, kto sądzi, że tego typu zabawy na scenie to jedynie dowcipne popisy. Za tym nielinearną przestrzenią pełną nonsensów kryje się coś więcej - smutna - mimo humorystycznej otoczki - opowieść o lęku przed rozpadem. Z różnych surrealistycznych kawałków poskładać można historię zagubionej dziewczynki, dla której rzeczywistość okazuje się być tak nie do zniesienia, że trzeba ją sobie jakoś w głowie poukładać po swojemu.

Stąd stworzenie alternatywnej (bo z wykorzystaniem czerwonego auta a nie karety) historii o księżniczce uciekającej przed złą wróżką, i broniącej się choćby masłem roślinnym. Stąd przemieszanie rozmaitych - wziętych z zakamarków podświadomości - wątków: mroczne zamki, św. Mikołaj, sadomasochistyczne zapędy, osobnik w masce na twarzy rodem z "Milczenia owiec", demoniczny księżulo plujący jadem, czy dziecięce upodobanie do upiornej stylistyki (historie o robakach, figury z wnętrznościami na wierzchu). I stąd też wrażenie, że wszystko, co się dzieje na scenie, to nieskrępowana zabawa małej dziewczynki, teatralizującej wszystko i pociągającej za sznurki.

Choć tak naprawdę jednak do końca nie wiemy, co tu jest jawą, a co snem. Może być to opowieść o potędze wyobraźni chorego umysłu, w którą zostajemy wciągnięci, by uciec od świata realnego. A może też, kto wie, Angina naprawdę istniała?

Upiorności i wnętrzności

Chwalić trzeba aktorów, szczególnie główną trójcę. Łucję Grzeszczyk (Angina) ogląda się z przyjemnością - ma w sobie wszystko to, co do roli księżniczki-dziewczynki-dziwaczki trzeba: wdzięk, delikatność, psotność, złośliwość, histeryczność. Gra naturalnie, lekko, nie ma w niej fałszu. Michał Jarmoszuk (Jonathan) też nieźle dotrzymuje jej kroku - zresztą oboje na scenie wypadają świeżo. Z takim ładunkiem młodzieńczości skonfrontowano postać Kanclerza (Ryszard Doliński), sympatycznego osobnika, który jeszcze z życia i uciech erotycznych z pasją korzysta, a jednocześnie ciągle opowiada, jak się psuje od środka i nieustannie sposobi się na śmierć (sceny, w których Doliński z egzaltacją i dramatyzmem pokłada się, by oddać ducha, tymczasem ciągle mu coś przeszkadza i sam zaczyna marudzić - to jedne z najlepszych i najzabawniejszych scen w całym spektaklu).

Jednym z aktorów przedstawienia jest scenografia Pavla Hubicki, podkreślająca nutę katastrofizmu, ale też i pełna zabawnych niespodzianek. Rozbity samochód, który w zależności od potrzeby staje się alkową, amboną, tajemniczą skrytką, czy przestrzenią teatralną - mruga światłami, kolebie się, pędzi (ciekawa choreograficznie jest scena, gdy pasażerowie wskutek szybkości niemal przyklejają się do szyby). W pewnym momencie dzięki wizualizacjom Krzysztofa Kiziewicza staje się nawet rodzajem telewizora, filmowej migawki, gdy w jednej chwili przed oczami przesuwają się najważniejsze wydarzenia. W tej przestrzeni dobrze się też komponują (i ilustrują podświadome ludzkie potrzeby) kostiumy Zofii de Inez. Wściekle czerwona, niemal jak krew kamizelka Witamińskiego to jak sztandar życia, którego mimo wszystko trzyma się z uporem. Żałobno-weselna suknia ukochanej kanclerza pokazuje dwoistość świata, a maska na twarzy osobnika w skórze - podświadome ciągoty człowieka do niszczenia i zadawania cierpienia. Do tego muzyka aranżowana przez Piotra Klimka, która łącząc różne rytmy (od marsza pogrzebowego po piosenki Fogga) dobrze oddaje nieobliczalność spektaklu.

Absurdalna księżniczka Angina

Anna Kopeć, "Kurier Poranny", 9.02.2011

ROZWIŃ

Spektakl mało logiczny. Pozornie rozbite auto zamiast karocy, wnętrzności białych króliczków rozrzucane na scenie, jedna z bohaterek przechadzająca się w sukni balowej i z wieńcem pogrzebowym na głowie.

Poziom absurdu przekraczający wszelkie dopuszczalne normy, oryginalna scenografia, wywrotowe tempo akcji i bezbłędne zagrane role gwarantują, że na najnowszej sztuce Pawła Aignera publiczność nie będzie się nudzić nawet przez chwilę.

Paweł Aigner, wcześniej aktor Białostockiego Teatru Lalek, wyreżyserował spektakl pełen nonsensów, przewrotny i nieco perwersyjny. Do sztuki "Księżniczka Angina", na podstawie tekstu Rolanda Topora zaangażował osobliwy zespół aktorski, co dało genialny i niepowtarzalny efekt.

To historia małej dziewczynki, rzekomo księżniczki, która przez intrygę okrutnej Gużyny i Kolbetowa musi opuścić swoje królestwo. Czerwonym autkiem z nieodłącznym towarzyszem kanclerzem Witamińskim udają się w daleką podróż. Nagle potrącają młodego człowieka i tym samym wciągają go w swój świat pełen niecodziennych przygód.

Na scenie dzieje się dużo i szybko. Całość w niecodziennych dekoracjach autorstwa czeskiego scenografa Pavla Hubicki podana jest z niewyobrażalną dawką absurdalnego humoru. Smaku scenografii dodają wymyślne kostiumy Zofii de Ines.

Na szczególną pochwałę zasługują aktorzy. Zwłaszcza główny kwartet. Tytułowa bohaterka, grana przez Łucję Grzeszczyk jest słodka i niewinna, by za chwilę pokazać swoje prawdziwe, psotne i rozkapryszone oblicze. Aktorka wciela się w tę postać z dużą łatwością i prawdziwym zaangażowaniem. Podobnie jak Michał Jaroszuk, który gra młodego chłopaka Jonatana. W towarzystwie zwariowanych bohaterów on wydaje się najbardziej racjonalnie myślącą osobą.

Małej księżniczce towarzyszy trochę nieporadny i mało bohaterski kanclerz Witamiński. Tę rolę gra niezawodny Ryszard Doliński - to zdecydowane jedna z największych gwiazd tego spektaklu. W złotym wdzianku brawurowo śpiewający piosenkę Franka Sinatry jest bezkonkurencyjny. Raz na jakiś czas mało skutecznie umiera na scenie. Mino słabej kondycji fizycznej nie pozostaje obojętny na wdzięki byłej kochanki Coffee. Ta postać, grana przez Barbarę Muszyńską-Pieckę jest nieco naiwna, dowcipna, chwilami bezpruderyjna - coraz z kanclerzem Witamińskim zaznaje pewnych uciech cielesnych. Z wieńcem pogrzebowym w roli wianka na głowie.

Do końca nie dowiemy się co jest rzeczywistością, a co fikcją. Interpretacja zupełnie dowolna. Dziwne połączenie bezsensów ma jednak swoja logikę. Między wierszami można wyczytać historię dziewczynki samotnej i zagubionej w świecie dorosłych.

"Księżniczka Angina" to genialna rzecz dla widzów, którzy nie do końca poważnie traktują otaczającą rzeczywistość, miłośników czarnego humoru i wszelkich nonsensów.

Topor w Białymstoku

Iga Kruk, teatrakcje.pl, 6.05.2011

ROZWIŃ

To, co działo się na scenie można określić tylko jednym słowem: obłęd. I to obłęd czystej teatralności, umowności posuniętej do ostatecznych granic.

Księżniczkę Anginę dosłownie połknęłam – już dawno. Dlatego gdy tylko dowiedziałam się, że w Białostockim Teatrze Lalek zostało zrealizowane przedstawienie na jej podstawie, bez wahania zdecydowałam się na podróż na Podlasie. Do pociągu wsiadałam pełna nawet nie nadziei, ale radosnego oczekiwania – dzięki silnemu przekonaniu, że BTL to miejsce idealne do dokonania zadania tak karkołomnego jak adaptacja szalonej prozy Rolanda Topora. Byłam pewna, że tam znajdzie ona swój idealny sceniczny wyraz.

Czy miałam rację? Cóż, i tak, i nie. Tym, co zachwycało i to nawet przed rozpoczęciem spektaklu – była scenografia. Pavel Hubička nie tylko stworzył dla nas wariacki, barwny świat, rządzący się własnymi prawami, ale także wykorzystał cały techniczny potencjał tkwiący w białostockiej scenie – stawiając jednocześnie przed zespołem aktorskim niecodzienne zadania, z którymi, trzeba przyznać, radzili sobie doskonale i (w większości przypadków) z ogromną naturalnością. To, co działo się na scenie można określić tylko jednym słowem: obłęd. I to obłęd czystej teatralności, umowności posuniętej do ostatecznych granic. Chciałoby się mu oddać całkowicie, tak samo jak oddaje się szaleństwu prozy Topora…

Jest jednak coś, co na to nie pozwala – choć nie wiem, jak tę kwestię odebraliby Ci, którzy nie znają książki. Mam na myśli pewne ograniczenie treści – zawężenie jej do samej fabuły, która pozwala na zastosowanie tych wszystkich spektakularnych scenicznych chwytów, ale zupełnie ich nie tłumaczy. Zapewne świadomie, reżyser pominął całą, tak przecież istotną, kwestię językowego szaleństwa, kształtowania rzeczywistości poprzez słowa. Ona pojawia się, owszem, ale tylko w niezmiernie delikatnym zarysie, którego można nawet nie zauważyć. Sądzę że taka decyzja mocno zubaża przedstawienie – niepotrzebnie, bo zespół białostockiego teatru, tak pełen energii i elastyczności, na pewno udźwignąłby takie zadanie.

Jednak, pomimo mojego zarzutu – jestem przekonana, że jest to coś naprawdę godnego uwagi, której dokonaniom BTL-u w ogóle poświęca się zbyt mało. Ważna, pierwsza adaptacja wyjątkowej książki, która nie boi się zawartego w niej absurdu – wręcz przeciwnie stara się odważnie z nim grać. Być może efekt nie sięga ideału, o którym myślałam jadąc na spektakl – ale i tak dałam się porwać, zachwycić. A o to przecież wciąż chodzi w teatrze.

Księżniczka Angina

Chesney, kulturalnytorun.pl, 24.10.2011

ROZWIŃ

Na widowni. Pan: "Nic z tego nie rozumiem. Słabe". W domyśle: "Reżyser łamie reguły". Tak, "Księżniczka Angina" jest wbrew zasadom, ale ani to nie powinno automatycznie dodawać spektaklowi plusów, ani odbierać publice poczucia bezpieczeństwa

Nie łudźmy się, że jest inaczej - Toruń na teatralnej mapie Polski to francuski ogród. Często sztuczny, udekorowany, z wyraźnie zaznaczonymi ścieżkami i jaskrawymi tabliczkami z napisem: "Nie deptać!". Festiwale to wspaniała okazja, aby spotkać się z przedstawieniami, do których nie pasują nasze zbudowane z przyzwyczajenia toruńskie ogrodowe mapy.

Na festiwalu teatralnym "Spotkania" pierwszą niespodzianką była "Księżniczka Angina". Spektakl jest inscenizacją Rolanda Topora, więc dziwność osacza widzów "na momencie". Rzuca się na nich jak afrykańskie owady na bezbronnych przybyszów z Północy. Tak to już jest z surrealizmem. Wystarczy szczypta, a nasz świat wali się, znika - zapadamy w sen.

"Księżniczka Angina" zaczyna się strzelaniną. Huk i dym, choć światła jeszcze dobrze nie przygasły. I kolejne strzały. I kolejne. Nikt jednak nie ginie. Jakiś chłopak mówi, że przywiózł Anginę tak jak mu kazano: "Przecież jest Pan jej wujkiem". "Nie!!!" - mówi zdegustowany wuj księżniczki (podobno!) i próbuje zabijać swoim śmiesznym pistolecikiem. Za chwilę szum i migotanie świateł. Jesteśmy w innym czasie. Wcześniej. W innym miejscu. Zaczynamy mozolnie podróżować tam, gdzie przed chwilą byliśmy.

Twórczość Topora to nielinearność, nonsens i groteska, deficyt logiki. To wszystko obtoczone w humorze - czarnym i absurdalnym. Paweł Aigner, reżyser "Ksieżniczki", czerpie z tego zestawu zachłannie, ale nie bez namysłu, choć czasami może ze zbyt dużą skłonnością do kolorowania kolorowego, zniekształcania tego, co już wystarczająco metamorficzne. Do rzeczy jednak.

Historia jest znana. Mamy królestwo i przewrót. Źli przejmują władzę, a prawowici władcy muszą uciekać. Nie wszystko jednak stracone - jest nadzieja. I tutaj zaczynają się niespodzianki. Uciekająca księżniczka to dziewczynka w getrach. Wytyka język, robi głupie miny i organizuje chore testy, w których pyta o pierdoły, a które - podobno - pozwalają jej na poznanie natury pytanego. Lubimy ją jednak - stoi po jasnej stronie mocy - ale mamy nadzieję, że obok niej jest ktoś bardziej rozgarnięty. Nic z tego. Podróżuje z nią Witamiński, kanclerz. To lowelas i moczymorda, choć poczciwiec. Lubi umierać i wygłaszać monumentalne frazesy, a od czasu do czasu ubiera świńską maskę i świntuszy, ze swoją kochanicą, której charakterystyczną cechą jest skrzypiące lewe kolano. Spotykamy te osobliwości odkąd na ich drodze staje najzwyklejszy chłopak. Taki ktoś z nas. Nasz łącznik z dziwnym światem, nasz dowód na to, że my też możemy być częścią tej odnormalnionej wizji Topora, że wcale nie musimy reagować na nią jak na dwugłowego cielca, bo jest ona jak najbardziej ludzka.

Bohaterowie jadą więc do Lisieux, do wuja Anginy. Po drodze dopada ich trochę fantastyki: wróżki, zły czarodziej z trzema gołymi panami na łańcuchach, czarna magia, brodaci i łysi, starzy i z wnętrznościami na wierzchu, skórzani i wielcy - tacy z "Mad Maxa". Nie napisałem jeszcze o czerwonym rozklekotanym wozie zamiast złotej karety i pluszowych królikach - pozostałościach z królewskiego skarbca. No i scena - nawet ona musi być krzywa, pochylona i meta-. Co zrobić? Księżniczka nie jest księżniczką, fabuła fabułą, to i scena nie może być sceną.

Coś byłoby jednak nie tak, gdyby historię - mimo że oderwaną od przyczynowości i skutkowości oraz pradawnych prawideł - próbować naprostowywać do nieśmiertelnych wyobrażeń o teatrze: początku, rozwinięcia, spodziewanego punktu kulminacyjnego i rozwiązania akcji. Stop! Aigner daje jasne sygnały, że spektakl jest jak dmuchany balon - Teatr urasta tu do niebotycznych rozmiarów. Trochę tak jakby postaci były świadome sztuczności, w której porusza się Melpomena, ta porzucona muza, o której dziś wspomina się tylko na profesorskich odczytach albo w programie "1 z 10". "Księżniczka Angina" to więc teatr w teatrze, historia niby umyślnie zniekształcona przez dziewczynkę w długich włosach, następczynię tronu, która po prostu bawi się w swoim pokoju i przestawia ołowiane figurki, w tym jedną reprezentującą nas.

Aigner, mimo że surrealizm jest jasno nakreślony w warstwie tekstowej i przedstawieniu postaci, wzmacnia go jeszcze na poziomie kostiumów i scenografii. To słodzenie tortu i psucie efektu. Pretensje można również mieć do płaszczyzny aktorskiej. Artystów z Białostockiego Teatru Lalek o słaby warsztat oskarżyć może tylko dyletant - aktorzy byli doskonali, a Kanclerz Witamiński (Ryszard Doliński) zasługuje na owacje na stojąco. Za mało w "Księżniczce" było jednak poszukiwań i performatywnego podejścia, improwizacji. Ten spektakl byłby wspaniałą okazją do pokazania ciemnej strony stanisławoskiej szkoły gry, której podstawą jest psychologizm postaci. Odwołuje się do tego kończąca] animacja, wyświetlana na dachu samochodu, prezentująca próby do spektaklu - to jednak za mało. "Udawanie emocji" trzeba było porzucić całkowicie.

Teatrowi z Białegostoku należą się jednak podziękowania za przywiezienie do Torunia nowej perspektywy, a Pawłowi Aignerowi za spójny i przemyślny chaos. Na plus można zapisać również warstwę muzyczną i dęte covery Mozartowskiego "Requiem". Na podsumowanie zaś cytat. W jednej ze scen główna bohaterka mówi, że "śmierć to takie ciastko: coś między ptysiem, a truskawkowym." To samo można powiedzieć o teatrze. Choć ten ma chyba więcej z markiza.

Nie ma jak tuńczyk w oleju

Monika Roman, "Dziennik Teatralny", 4.05.2011

ROZWIŃ

Białostocki Teatr Lalek słynie z stosowania w spektaklach niekonwencjonalnych rozwiązań, ciągłego eksperymentowania. Twórcy współpracujący z teatrem do realizacji przedstawień wykorzystują różnorodne metody, sięgają po nigdy wcześniej nierealizowane teksty. Dzięki nowatorskiemu podejściu BTL ukształtował specyficzny charakter, rozpoznawalny w Polsce i na świecie. Profil ten jest doceniany zarówno w kraju, jak i za granicą, dowodem niech będą liczne nagrody i wyróżnienia, które teatr nieustannie zdobywa

Najnowszym spektaklem dla dorosłych zrealizowanym w BTL jest „Księżniczka Angina” według Rolanda Topora. Autor kreśli na kartach powieści świat pełen absurdów i sprzeczności. Absurdeska Topora jest formą wyrażenia niezgody na zastaną rzeczywistość. Reżyser-Paweł Aigner, sięgając po najpóźniejsze dzieło francuskiego pisarza, postawił sobie niełatwe zadanie. „Księżniczka Angina” czytana powierzchownie wydaje się pełną żartobliwych obrazów i dialogów opowieścią. Łatwo jest się w tym komizmie zatracić i wiele wprawy potrzeba, aby zręcznie przekazać główną myśl utworu pod jego pozornie humorystyczną fabułą.

Absurd sytuacyjny

Scena wyścielona zieloną murawą, w jej lewym rogu zauważamy czerwony samochód, z tyłu umieszczono kratę, na której wiszą chaotycznie porozrzucane fragmenty auta: drzwi i felgi. Po środku sceny leży samochodowy fotel. Wokoło poniewierają się białe, pluszowe króliki. Takie rozmieszczenie elementów scenografii sugeruje, że przed chwilą miał tu miejsce poważny wypadek drogowy, w którym auto zostało mocno uszkodzone (fotel z pewnością wypadł z pojazdu podczas gwałtownego zderzenia bądź hamowania), a pasażerowie odnieśli poważne obrażenia. Wykorzystanie dwóch, niepasujących do siebie kolorów (zieleni i czerwieni) sprawia, że nieruchoma scenografia wydaje się żyć, a nawet uosabiać pewien rodzaj szaleństwa, jakiegoś bezsensu. Kolory gryzą się ze sobą, wchodzą w interakcję. Połączenie tak jaskrawych barw sprawia, że już na poziomie dekoracji zauważamy dzianie się.

W akcję widz zostaje wrzucony gwałtownie. Na scenę wbiega Jonatan, padają głośne strzały. Publiczność jest zdezorientowana i oszołomiona. Chaos, krzyki, rozpaczliwe wołania. Wszystko dzieje się bardzo szybko. Nagle jedna z postaci znika, słychać natomiast przeraźliwy pisk opon, trzask łamanej blachy, odgłosy uderzeń. Emocje opadają, hałasy milkną. Zza samochodu wyłania się ruda dziewczynka, tuż za nią chwiejnym krokiem maszeruje jej niemłody towarzysz.

Ofiarą wypadku okazuje się Jonatan- młody, „normalny” chłopak. Na dziwną parę trafił więc przypadkiem i trudno się dziwić, że nawiązanie z nimi kontaktu sprawia mu pewne trudności. Poszkodowany początkowo gubi się w niedorzecznościach, niepewnie porusza się po scenie, domaga się wyjaśnień, próbuje racjonalnie wytłumaczyć zjawiska, które ma okazję obserwować:

„Jonatan: Ale mysz to co innego niż słoń!
Angina: Skąd wiesz, mają ten sam kolor, są ssakami i żywią się zielskiem.
Jonatan: Ale nie są takiego samego kształtu, ani rozmiaru!
Angina: Mały słoń jest wciąż słoniem, prawda? A wielka mysz – myszą. Rozmiary nie są ważne. Co do kształtu, to są łudząco podobne. Przy odrobinie dobrej woli prawie identyczne.”

Widz utożsamia się z chłopcem, próbuje poukładać wydarzenia, ma nadzieję, że wkrótce coś lub ktoś wyjaśni, o co tu naprawdę chodzi. Aigner w dosyć ciekawy sposób pozbawia publiczność złudzeń, że da się tu cokolwiek racjonalnie wytłumaczyć. Wykorzystał w tym celu powtarzający się w utworze Topora motyw tuńczyka w oleju. W pewnym momencie zostaje opuszczona z góry tablica z rysunkiem samochodu i napisem: „Nie ma jak tuńczyk w oleju”. Widz obserwując ten dziwaczny fragment scenografii zadaje sobie pytanie: Jaki tuńczyk? Do czego to przypiąć, przyłatać? Odpowiedź powinna chyba brzmieć następująco: napis jest charakterystyką Anginy, Kanclerza i tego, co dzieje się wokół nich. Dekoracja zostaje wciągnięta z powrotem, ale wprowadzony za jej pomocą absurd pozostaje do końca spektaklu.

Z biegiem czasu Jonatan przestaje dziewczynkę prosić o wyjaśnienia, chociaż nie znaczy to, że przyjmuje zastaną sytuację bez żadnych refleksji- co jakiś czas da się słyszeć z offu przesiąknięte wątpliwościami myśli młodzieńca. Jednakże nie można oprzeć się wrażeniu, że chłopak powoli utożsamia się ze światem Księżniczki i Markiza Witamińskiego.

Młodość i starość

Na planie „Księżniczki Anginy” doszło do zderzenia dwóch etapów ludzkiego życia, którymi są młodość i starość. Bohaterami reprezentującymi etap pierwszy są Angina i Jonatan, wiek podeszły uosabiają natomiast Kanclerz i Coffee.
Angina ma na sobie rajstopy w paski i zieloną, falbaniastą spódniczkę, wygląda jak ruda wersja Alicji z Krainy Czarów. Ta zbieżność z pewnością nie jest przypadkowa. Topor twierdził, że dziewczynki w baśniach zazwyczaj przedstawianie są jako przyszłe matki. Za pomocą imitującej niemowlę lalki i wózeczka przygotowują się do przyszłego macierzyństwa - roli, która została im przypisana kulturowo. Jednak ani Angina, ani Alicja żadnych atrybutów kobiety dającej życie nie posiadają, nie bawią się lalkami w dom i rodzinę, nie karmią swoich zabawek. Księżniczka zamiast lalki ma bagażnik pełen białych królików. Osobowość małej jest bardzo skomplikowana. Odnajdziemy w niej zarówno cechy rozkapryszonego dziecka, jak i kokietki wodzącej mężczyzn za nos, nieustannie domagającej się komplementów. Łucja Grzeszczyk świetnie sprawdza się w roli dziewczynki o dwoistej naturze, sprawnie przechodzi z jednej roli w drugą.

Kanclerz to rubaszny pijak. Jego nieco przerzedzone włosy przyprószone są siwizną. Brzuch prawdopodobnie od nadmiaru piwa urósł mu do bardzo dużych rozmiarów. Starca ubrał Aigner w czarne spodnie i płaszcz. Uzupełnił jednak tę garderobę o czerwoną, połyskującą, lateksową kamizelkę. Czerwień jak podaje Kopaliński w „Słowniku symboli” oznacza siłę, witalność a także nieposkromioną namiętność. Kamizelka współgra z nazwiskiem starca, które brzmi Witamiński. Witamiński, czyli witalność, zdrowie. Postać Kanclerza jest zatem pełna sprzeczności, walczą tu ze sobą siła, żywotność, wspomnienie młodości i zbliżająca się śmierć. Nieodłączna towarzyszka, Księżniczka Angina, jest swego rodzaju dopełnieniem Kanclerza. Swym wigorem, młodzieńczością nie tylko uzupełnia jego siły, ale stanowi też kontrastowe tło, które służy uwydatnieniu postępującego niedołęstwa nadużywającego alkoholu mężczyzny. Aby podkreślić stan emocjonalny, w jakim znajduje się bohater, dziewczynka śpiewa jeden z napisanych przezeń wierszy: „Czy wiesz, że Angina: w pęcherz się wrzyna, przysparza bóli, w żołądku muli…”. Reżyser wykorzystuje w spektaklu tylko utwór z „okresu panicznego”, chcąc przez to utwierdzić widza w przekonaniu, że z tej na pozór pełnej wigoru postaci powoli uchodzi życie. Rozpaczliwą próbą ocalenia resztek młodzieńczości podejmowaną przez Markiza są miłosne igraszki z Coffee. Zza czerwonego „słonia” słychać w pewnym momencie miłosne okrzyki i westchnienia. Coffee ubrana w różowy komplet bielizny wygląda jak nastolatka. Kanclerz ma na sobie maskę świni. Jednak nawet podczas igraszek nie wszystko wychodzi sprawnie. Penis, równie wiekowy co jego właściciel, odmawia posłuszeństwa. Zobrazowano to za pomocą lalki, przypominającej fallusa z reżyserowanego przez Henriego Xhonex’a i Rolanda Topora filmu „Markiz”. Różowa, dość dużych rozmiarów pacynka ma ludzką twarz. Twarz jest groteskowa, przypomina średniowieczne maszkarony. Coffee animuje pacynkę, próbuje postawić ją do pionu, jednak bezskutecznie. Wraz z wiekiem siły witalne maleją i nie da się tego w żaden sposób ukryć. Frywolna natura Kanclerza, pijackie ekscesy są próbą ucieczki od myśli o zbliżającym się końcu. Również wywołujące salwy śmiechu dialogi, śpiew, miny oddalają tematykę spraw ostatecznych. Mimo to śmierć nie daje o sobie zapomnieć. Zbliżanie się nieuniknionego końca symbolizują szczury. Kukiełki szczura po raz pierwszy wyłaniają się z podziemi, podczas spotkania z Coffee. Obserwujemy je przez kilka chwil, bo szybko znikają. Znikają jednak tylko po to, by za jakiś czas pojawić się znowu. Nikt oprócz Kanclerza nie widzi gryzoni. Witamiński walczy z nimi, przez chwilę szczurami staje się publiczność. Na widowni zostają zapalone światła. Kanclerz wygłasza skierowany do widza monolog o nadchodzących zastępach szczurów, uformowanych w szeregi. Publiczność ma prawo odnieść te słowa do siebie, siedzi przecież w rzędach krzeseł, które przypominają szeregi formowane w wojsku. Widz oczekuje w teatrze dramatycznych zdarzeń, skłaniając niejednokrotnie autora do pozbawiania swych bohaterów życia. Kanclerz być może zdaje sobie z tego sprawę i dlatego wytyka oglądających palcem.

Coffee jest podobno córką Króla Kawy i stąd jej nazwisko. Nie da się jednak uniknąć zupełnie innego skojarzenia. Słówko „kawa” pod względem brzmienia przypomina inny angielski wyraz oznaczający trumnę. Coffee pojawia się na scenie nagle, niespodziewanie. Ubrana jest w białe, długie futro, pod nim nosi jasno-różową sukienkę. Za pomocą ubrania próbuje się odmłodzić. Oczekiwanego efektu nie uzyskuje, wygląda po prostu śmiesznie. W żaden sposób nie odejmie sobie lat, nie przywróci swej dawnej sprawności fizycznej. Symbolizuje to umieszczony na łydce ortopedyczny stelaż, który utrudnia królowej chodzenie. Podczas przemieszczania się po scenie kobieta wydaje skrzypiące dźwięki, zupełnie jak stary mebel, który okres swej świetności ma już dawno ze sobą. Podeszły wiek córki Króla Kawy wypomina młodziutka Angina, nazywając ją nieustannie staruchą. W scenach końcowych królowa pojawia się w sukni żałobno-ślubnej. Długa, sięgająca kostek kreacja ma przyozdobiona jest biało-czarnymi falbanami. Na głowie Coffee ma welon, w który wpięte są wstęgi z napisem „ostatnie pożegnanie”. Strój ma upamiętniać śmierć jej męża, Smarkacza. Jest również swego rodzaju strojem żałobnym po Kanclerzu i po utraconej na zawsze młodości.

Śmierć, rozpad, rozkład

Pierwszym sygnałem mającym dać do zrozumienia widzowi, że świat Księżniczki Anginy powoli się rozpada, jest wprowadzenie na scenę ludzi niekompletnych, bo pozbawionych niektórych fragmentów ciała. Postaci te przypominają zombie. Owinięte są skrawkami materiału, mają przymocowane w różnych miejscach olbrzymich rozmiarów kawałki dłoni. Monstra w amoku krążą po scenie i znikają tak nagle, jak się pojawiły.

Bohaterowie z jednego epizodu w następny przemieszczają się czerwonym słoniem. Celem podróży ma być dom wuja małej Księżniczki. Jazda z jednego miejsca w drugie pokazywana jest humorystycznie: komiczne miny aktorów, nieprzyzwoite zachowania Kanclerza wywołują na widowni śmiech. Jednak ostatnia z wypraw, która ma doprowadzić Anginę i Jonatana do kresu wędrówki, nie jest brawurową samochodową wycieczką, ale tańcem będącym swego rodzaju danse macabre. Księżniczka i młody chłopak kręcą się w kółko, powolny taniec-błędne koło oboje kończą w Lisieux. Jednak w miejscowości nie odnajdują poszukiwanej przez nich willi ozdobionej kafelkami. Zamiast mieszkania wuja znajdują zupełnie inny dom- dom starców. Miejsce, w którym nie ma ani przyszłości, ani teraźniejszości. Tu pryska magiczna bańka, w której dotąd żyła Angina i w którą został wtrącony Jonatan. Świat iluzji niszczy ostatecznie doktor Paktuff. Uświadamia on młodzieńcowi, że Księżniczka jest tylko pomyloną dziewczynką i jedyne słuszne rozwiązanie sytuacji polega na oddaniu małej do sierocińca. Okazuje się, że Angina chcąc uciec od rzeczywistości, wykreowała własny świat. Wiara w projekcje wyobraźni była na tyle silna, że wytwory imaginacji Anginy ożyły i nawet przekonały o swej prawdziwości osoby z najbliższego otoczenia dziewczynki.

Na śmierć Kanclerza składa się szereg symbolicznych epizodów. Bracia Brodacze wyłaniający się co pewien czas z podziemi są pierwszą oznaką zbliżającego się końca. Tango Coffee i Witamińskiego przy dźwiękach piosenki „Ta ostatnia niedziela” również jest jednoznacznym sygnałem. Reżyser przysłania nieco tragizm sytuacji zabawnymi scenami, jednak komizmem tym manipuluje sprawnie i nie zasłania całkowicie grozy sytuacji. Spod wywołujących uśmiech dialogów nieustannie prześwituje śmierć. Aigner wprowadza na scenę Anioły Śmierci ubrane w białe szaty pobrudzone krwią. Anioły przychodzą po Pijaka, wraz z nimi zjawia się postać przypominająca Księdza. Ksiądz trzyma w ręce kadzidło w kształcie ludzkiej głowy, właściwie jest to głowa dziecięcej lalki. Duchowny wygłasza nad ciałem Markiza mowę pożegnalną, podczas której wypomina wszystkie jego grzechy. Przygaszone światła, wypowiadanie słów przez megafon, dym wydobywający się z kadzidła-głowy tworzą klimat mroczny, przerażający. Drastyczna scena okazuje się jedynie majakiem. Reżyser uśmierca bohatera w bardziej subtelny sposób. Ubiera go w kostium Elvisa Presleya, każe mu śpiewać „New York, New York”. W rytmie tego utworu, tanecznym krokiem, po drabinie wniesionej przez niebędącego aktorem pracownika teatru Naczelny Kanclerz Korony wkracza do nieba.

Wprowadzenie na scenę nie-aktora i wyświetlanie na jednym z kawałków auta fragmentów prób do spektakli stanowi pewnego rodzaju unicestwienie granicy pomiędzy teatrem a życiem, widzem a akcją sceniczną.

„Księżniczka Angina” jest spektaklem dopracowanym w każdym, nawet najdrobniejszym szczególe. Scenografia, gra aktorska, muzyka-wszystkie te elementy współgrają ze sobą, oddając absurdalny klimat przedstawienia. Aigner zdołał uniknąć niebezpieczeństwa, które wiąże się z wystawianiem utworu Topora: udało mu się doskonale połączyć śmiech z poważnymi problemami egzystencjalnymi, jakimi są starość, strach, śmierć, rozpaczliwe próby odnalezienia się w niezrozumiałej rzeczywistości. Pod przykrywką dozowanego w przemyślany sposób komizmu reżyser ukazał sensy, które zawarł w swej powieści Roland Topor.

MULTIMEDIA

odtwórz Trailer spektaklu "Księżniczka Angina"
Trailer spektaklu "Księżniczka Angina"

HISTORIA / HISTORY

Udział w festiwalach, przeglądach, nagrody

ROZWIŃ

2011 r. XVIII Międzynarodowy Festiwal Teatrów Lalek SPOTKANIA w Toruniu

  • nagroda aktorska ufundowana przez Prezydenta Torunia za najlepszą rolę kobiecą – Księżniczkę Anginę w wykonaniu Łucji Grzeszczyk
  • nagroda aktorska ufundowana przez Prezydenta Torunia za najlepszą rolę męską – Kanclerza Witamińskiego w wykonaniu Ryszarda Dolińskiego
  • wyróżnienie honorowe dla Barbary Muszyńskiej-Piecka za rolę Coffe
  • wyróżnienie honorowe dla Pawła Aignera za reżyserię i adaptację Księżniczki Anginy Rolanda Topora z Białostockiego Teatru Lalek oraz reżyserię pozakonkursowego przedstawienia Na arce o ósmej Ulricha Huba z Teatru Baj Pomorski w Toruniu
  • nieformalne jury zespołu The Kalesons przyznało własną główną nagrodę, którą otrzymał Jerzy Miller z działu technicznego Białostockiego Teatru Lalek – „za najlepsze wniesienie drabiny teatralnej”. 

2012 r. MASKARADA - Przegląd Teatrów Ożywionej Formy vol. 3 w Rzeszowie 

Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

Korzystając z serwisu internetowego Białostockiego Teatru Lalek akceptują Państwo zasady Polityki prywatności, wyrażają zgodę na zbieranie danych niezbędnych do administrowania stroną i prowadzenia statystyk oraz wyrażają zgodę na używanie plików cookies w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów na stronie.

Do góry btl kształt