Zobacz opis Zobacz opis sztuki: ZEMSTA
Kategoria BTL Klasyka
KATEGORIA WIEKOWA Dla młodzieży i dorosłych
CZAS TRWANIA 100 min.

ZEMSTA

OPIS / OVERVIEW

ZEMSTA

Któż z nas nie czytał „Zemsty”? To klasyk nad klasykami, jedna z najzabawniejszych polskich komedii pióra niekwestionowanego mistrza humoru, Aleksandra Fredry.

Ta napisana w 1830 roku komedia wciąż pozostaje równie aktualna. Dziś może jeszcze bardziej, niż kiedykolwiek, obnaża nasze wady, przywary, małostki i śmieszności.

Zrealizowana z rozmachem ponadczasowa komedia Fredry bawi do łez i wzrusza. Reżyser Paweł Aigner serwuje nam mieszkankę wybuchową: brawurowe sceny walki, romantyczne uniesienia, barwni bohaterowie, z krwi i kości. To wszystko  na scenie Białostockiego Teatru Lalek. Zapraszamy!

Spektakl bierze udział w IX Konkursie na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa”.

31 maja 2023
Konferencja prasowa przed premierą spektaklu "Zemsta"
Zobacz
4 czerwca 2023
Premiera spektaklu "Zemsta"
Zobacz
5 lutego 2024
"Zemsta" nagrodzona
Zobacz

TWÓRCY / CREATORS

autor / author
Aleksander Fredro
reżyseria / direction
Paweł Aigner
scenografia / scenography
Magdalena Gajewska
muzyka / music
Tomasz Lewandowski
pojedynki / duels
Rafał Domagała
fotografie / photos
Krzysztof Bieliński

OBSADA / CAST

ZAPOWIEDZI PRASOWE / PRESS ANNOUNCEMENTS

Premiera „Zemsty” w reż. Pawła Aignera w BTL-u - 4 czerwca

Grzegorz Janikowski, PAP, 24.05.2023

ROZWIŃ

Uważam, że "Zemsta" to bardzo gorzka komedia, i to dość współczesna w przesłaniu. To będzie obraz Polski ukazany poprzez dawną, polską zaciekłość - mówi PAP Paweł Aigner, reżyser nowego przedstawienia w Białostockim Teatrze Lalek. Premiera "Zemsty" wg Aleksandra Fredry - 4 czerwca.

"Przedstawienie zaczynamy od zacytowania fragmentu Ody do młodości, a potem sprawy nabierają rozpędu i toczą się coraz gorzej. To będzie obraz Polski ukazany poprzez dawną, polską zaciekłość" - wyjaśnił reżyser.

"W spektaklu Fredrowski mur będzie raczej metaforą relacji pomiędzy postaciami. Pokazujemy to w sposób sformalizowany poprzez taniec, specjalnie opracowane ruchy" - powiedział Aigner, dodając, że już na początku przedstawienia "dochodzi do sporej destrukcji scenografii".

Zaznaczył, że początek spektaklu "naznaczony będzie dbałością o każdy szczegół". "Zanim ludzie wejdą na widownię, służący zadbają o formę. Czyszczą scenę i widzimy, że wszystko jest wypucowane" - mówił. "Jednak chwilę później zainscenizowaliśmy wielką scenę bitewną pomiędzy bohaterami. Podczas tych pojedynków na kije i szable dochodzi do całkowitego połamania mebli, a cała przestrzeń sceny w trakcie tej jatki ulega degradacji" - zwrócił uwagę reżyser.

"Aktorzy do końca już grają tę Zemstę w takim zdemolowanym salonie. Wszystko jest zakurzone, drzwi wyrwane, ściany się osunęły, a żyrandol zleciał z sufitu" - powiedział. "Bo to jest przedstawienie o upadłym świecie" - podkreślił.

Podkreślił, że "w pewnym sensie komedia Fredry jest jednak bardzo zabawna". "Mam nadzieję, że to będzie bardzo dobra komedia, ale nasycona bardzo trafnymi analizami tego polskiego, szlacheckiego charakteru, naszej zaciekłości" - powiedział. "To obraz kraju, w którym tak jakby zabrakło epoki oświecenia" - ocenił, dodając, że "być może charakter Polaków nie zmienił się od XIX wieku".

Pytany o finał przedstawienia, Aigner wyjaśnił, że "nie będzie happy endu". "Takiego bajkowego zakończenia, jak u Fredry nie będzie. W finale pada znana kwestia zgoda, a Bóg wtedy rękę poda, ale to jest wypowiedziane z przymusu" - mówił. "Postaci pod przymusem podają sobie te ręce, ale widać, że bohaterowie wprost nie mogą na siebie patrzeć. Po tej kwestii pojawia się zaśpiewany rodzaj modlitwy. To kilka wersów z kwestii Cześnika o Rejencie - główny temat, rodzaj prośby - który się pojawia kilka razy w spektaklu" - powiedział. "Z tą modlitewnie wyśpiewaną kwestią przez wszystkich: od człowieka, Co się wszystkim nisko kłania, Niech nas zawsze Bóg obrania widz zostaje z obrazem gruzów scenicznych" - wyjaśnił.

"Po tych słowach na scenie zamiast ciemności rozpoczyna się na nowo zaciekła walka pomiędzy bohaterami" - powiedział Paweł Aigner, podkreślając, że "walczą ze sobą do końca".

Reżyser zaznaczył, że "to będzie przedstawienie kostiumowe, grane w żywym planie". Część bohaterów wystąpi we współczesnych strojach, a część nosić będzie dawne, szlacheckie ubiory albo ich elementy. Na scenie widz zobaczy swoiście polski misz-masz" - powiedział.

Paweł Aigner wyreżyserował "Zemstę" w 2018 r. w Teatrze "Maska" w Rzeszowie. "Jednak pierwotnie scenariusz i pomysły obsadowe były opracowane dla Białostockiego Teatru Lalek" - mówił. "To nie jest takie samo przedstawienie. Białostocki spektakl jest dłuższy, dokonałem trochę innych skrótów, no i w obsadzie mam innych aktorów" - wyjaśnił reżyser.

Aleksander Fredro napisał "Zemstę" w 1830 r. "Zrealizowana z rozmachem ponadczasowa komedia Fredry bawi do łez i wzrusza. Reżyser Paweł Aigner serwuje nam mieszkankę wybuchową: brawurowe sceny walki, romantyczne uniesienia, barwni bohaterowie, z krwi i kości" - czytamy w zapowiedzi spektaklu.

Scenografię zaprojektowała Magdalena Gajewska. Muzykę skomponował Tomasz Lewandowski. Sceny pojedynków ułożył Rafał Domagała.

Występują: Barbara Muszyńska-Piecka, Magdalena Ołdziejewska, Ryszard Doliński, Wiesław Czołpiński, Zbigniew Litwińczuk, Krzysztof Pilat, Michał Jarmoszuk, Krzysztof Bitdorf, Mateusz Smaczny, Piotr Wiktorko i Maciej Zalewski.

Zemsta w teatrze, czyli niedzielna premiera

Urszula Śleszyńska, "Gazeta Współczesna", 1.06.2023

ROZWIŃ

Takiego Fredry jeszcze nie grali! „Zemsta" w Białostockim Teatrze Lalek, mimo że klasyką będąca - zapowiada się nad wyraz nowocześnie.

Reżyser Paweł Aigner i zespół BTL postarają się pokazać, że tak naprawdę tekst Aleksandra Fredry, mimo upływu lat, jest wciąż aktualny i na czasie.

- „Zemsta" Fredry to żywa klasyka - mówił podczas wczorajszej konferencji prasowej dyrektor BTL Jacek Malinowski. - Zresztą nadal aktualna. Wspaniali twórcy, wspaniali aktorzy - mówią wierszem, śpiewają, tańczą. Teatr totalny.

Fredro swoją komedię napisał w 1830 roku i wciąż jest ona aktualna. Obnaża nasze wady, przywary, małostki i śmieszności. Inscenizacja w BTL zapewni nie tylko rozrywkę, ale też zmusi do myślenia i zastanowienia się nad kondycją obecnego świata. Nie zabraknie rozmachu i humoru, ale pojawią się też wzruszenia. Jak to u Pawła Aignera - będzie wybuchowo. Na widzów czekają brawurowe sceny walki, romantyczne uniesienia i barwni bohaterowie. Wśród nich oczywiście Cześnik, w którego rolę wcieli się Ryszard Doliński.

- Tempo tego spektaklu jest duże - zapewnia Ryszard Doliński. - Jeszcze nie graliśmy chyba w takim. Zawsze marzyłem, żeby zagrać w klasyce. I niby z tytułu to klasyka, a z dziania się? Zobaczymy. Na pewno będzie się podobało.

- Nie oszczędzamy tutaj żadnych postaci, tak jak nie oszczędzamy scenografii - dodaje Mateusz Smaczny, który zagra Wacława. - Chyba tutaj nie ma do końca czystych postaci z tylko i wyłącznie pięknymi motywacjami. Uczucia są oczywiście szczere i wielkie, ale sposób dochodzenia do swoich celów chyba nie zawsze i niekoniecznie.

Scenografię do spektaklu przygotowała Magdalena Gajewska, a muzykę - Tomasz Lewandowski. O pojedynki zadbał Rafał Domagała. A czy na koniec zapanuje zgoda i Bóg rękę poda? Dowiemy się już w niedzielę, 4 czerwca. Premiera rozpocznie się o godz.16.

- Z tego tekstu to wcale nie wynika, ta zgoda - zapewnia Paweł Aigner. - Jak to będzie u nas, tego nie zdradzę. Powiem tylko, że Fredro był ciekawszy niż nam się wydaje.

Będzie "bajzel" - zapowiadają twórcy "Zemsty". Premiera w BTL

Anna Kulikowska, bialystokonline.pl

ROZWIŃ

"Zemsta" Aleksandra Fredry to tekst ponadczasowy. Będzie można przekonać się o tym, wybierając się na spektakl do Białostockiego Teatru Lalek.

Pokaz premierowy "Zemsty" w reż. Pawła Aignera odbędzie się w niedzielę (4.06) w Białostockim Teatrze Lalek.

- Jest to żywa klasyka. Teatr totalny - zapowiada Jacek Malinowski, dyrektor BTL-u.

- Mamy jedną scenę, w której scenografia zostaje rozwalona - zdradził reżyser przedstawienia.

Paweł Aigner przyznaje, że "Zemsta" Fredry jest wciąż niezwykle aktualnym utworem.

- Nie traktowałem tego tekstu ani przyczyn i skutków, jako obowiązujący kanon. To wszystko jest rozegrane między ludźmi. Meble, obrazy w scenografii nie sytuują nas w jednym miejscu. To wszystko jest wielowarstwowe i wiele mówiące. Fredro tak odczytany, jest bardzo silną wypowiedzią, bo według mojej oceny, tego jak go czytałem, to niewiele się rozwinęliśmy. Jego diagnoza szlacheckiej Polski jest wciąż aktualna. Fredro tak utkał całą akcję, że ona nigdy nie stała się rodzajówką. Moim zdaniem daje możliwość wykrzyczenia tekstu, a nie tylko grzecznego teatru - powiedział Aigner.

W sztuce, jak dodaje reżyser, jest wiele namiętności, ale też potrzeby rozwalania starej struktury, w której żyjemy.

- Gorzka prawda o tym tekście jest taka, że pomimo humoru, my się w ogóle nie zmieniamy. Brakuje nam oświecenia, epoki, którą miał Zachód i utknęliśmy na wiele stuleci w romantyzmie, w którym przemoc, szabla, jest dla nas ogniem i napędem. Nie potrafimy się zatrzymać i ten tekst jest w tym sensie aktualny. Inscenizacja ta pokazuje pewien rodzaj rozpadu, a jednocześnie nie rezygnujmy z poczucia humoru, który przybiera formy ostrej jatki - mówił Paweł Aigner.

W "Zemście" zagrają: Barbara Muszyńska-Piecka, Magdalena Ołdziejewska, Ryszard Doliński, Wiesław Czołpiński, Zbigniew Litwińczuk, Krzysztof Pilat, Michał Jarmoszuk, Krzysztof Bitdorf, Mateusz Smaczny, Piotr Wiktorko, Maciej Zalewski.

Magdalena Gajewska stworzyła scenografię.

- Scenografia jest zabawą formą. Jednak jest ona bardzo adekwatna. Chciałam przemycić w stylistyce pewne cytaty z epoki, ale jednak opowiadamy o świecie współczesnym, o tu i teraz - zaznaczyła Magdalena Gajewska.

Ryszard Doliński gra Cześnika, aktor przyznaje, że tempo spektaklu jest bardzo dynamiczne.

Za muzykę odpowiada Tomasz Lewandowski.

- Moim i Pawła pomysłem jest to, aby odnieść się do muzyki romantycznej i fajnie, że jest ona pianistyczna, jest ona jednak przewrotną formą. Dużo na pewno znaczy muzyka i podbija sceny. Z jednej strony są emocje, z drugiej wartości i wielki finał - podkreślał Lewandowski.

ZEMSTA Fredry w reż. Pawła Aignera w BTL. Zaskakujące spojrzenie na klasykę

Magdalena Gosk, proanima.pl, 2.06.2023

ROZWIŃ

“Zemsta” to ponadczasowa lektura, która jest znana już dzieciom w wieku szkolnym. Dramat Aleksandra Fredry od prawie 200 lat bawi Polaków, wytykając im przywary, a także udowadniając, że miłość zwycięża wszystko – nawet spór o mur graniczny.

Białostocki Teatr Lalek przedstawia swoim widzom “Zemstę” w nowatorskim wydaniu.

Miałem taką zasadę: nie potraktowałem tego tekstu jako obowiązujący kanon. Wszystko jest rozegrane między ludźmi, a meble oraz obrazy w scenografii nie sytuują nas w jednym miejscu, nie narzucając nam logiki dawnego teatru. Wszystko jest takie wielowarstwowe i “wielomówne”; ta scenografia jest różnowymiarowym obrazem czy rzeźbą – w pewnym momencie staje się czymś innym, niż wcześniej była. Bardzo to przypomina to, co się dzieje w kraju. Komentarz Fredry jest bardzo silną wypowiedzią na temat Polaków i w mojej opinii, tak odczytany klasyk zwraca uwagę na to, że się w ogóle nie rozwinęliśmy. – podkreśla reżyser spektaklu Paweł Aigner. Zaznacza także, że mentalnie utknęliśmy w epoce szabli i przemocy rozumianej jak w epoce romantyzmu. To podejście nie zmieniło się aż do lat 20. XXI wieku, dlatego “Zemsta” jest nadal postrzegana jako “żywa klasyka”.  Aigner tym samym realizuje ideę teatru totalnego, który wymyka się narzuconym konwenansom, burzy dawny porządek – dosłownie i w przenośni – oraz komentuje rzeczywistość, nie idąc w półśrodki.

Duch Fredry wśród nas jest wiecznie żywy. Aktorzy, scenografowie, muzycy oraz sam reżyser postanowili go wywołać, prezentując na scenie niezwykłe widowisko. To tylko pokazuje, jak bardzo jest to ponadczasowy utwór i jak doskonale sprawdza się na deskach teatru.

Fredro wiecznie żywy, czyli rozpad mimo zgody. "Zemsta" gorzka, choć z humorem

Monika Żmijewska, "Gazeta Wyborcza", 1.06.2023

ROZWIŃ

Będzie śmiesznie i nieśmiesznie. Bo choć mija prawie 200 lat od napisania "Zemsty", to tekst Fredry mówi i o naszych czasach. - Gorzka prawda, mimo humoru, jest w nim taka: my się w ogóle nie zmieniamy, nie umiemy się zatrzymać, szabla, zaciekłość dalej jest dla nas napędem - mówi reżyser Paweł Aigner. Premiera spektaklu "Zemsta" w Białostockim Teatrze Lalek - 4 czerwca.

Znając wcześniejsze realizacje Pawła Aignera w Białostockim Teatrze Lalek – m.in. „Kandyda", „Texas Jima" czy „Słomkowy kapelusz" można liczyć na to, że i klasyka, obnażająca polskie wady, małostki i śmieszności – pod jego ręką może przerodzić się w spektakularne, dynamiczne, szaleńcze widowisko, pełne tropów, nawiązań, mrugnięć okiem do widzów czy komentarzy do współczesności. Jaka będzie jego wersja słynnego sąsiedzkiego sporu – dowiemy się w premierową niedzielę 4 czerwca, póki co reżyser z zespołem pokazał próbkę dziennikarzom. I zapowiedział, że tak jak tekst Fredry prezentuje pewien rozpad świata, tak i w spektaklu do rozpadu dojdzie. Również w sensie fizycznym.

– Mamy w spektaklu scenę, w której scenografia się rozpadnie. Cóż, w pewnym momencie robimy porządny bajzel – zdradza reżyser.

Mimo zgody walka trwa

Aigner podkreśla niezwykłą uniwersalność tekstu Fredry.

– Nie traktowałem go jako obowiązującego kanonu. Meble, obrazy w scenografii nie sytuują nas w jednym miejscu. To wszystko jest wielowarstwowe i wiele mówiące. Fredro tak odczytany jest bardzo silną wypowiedzią, pokazuje, że tak naprawdę niewiele od tamtego czasu się rozwinęliśmy. Jego diagnoza szlacheckiej Polski jest wciąż aktualna. Fredro tak utkał całą akcję, że ona nigdy, choć tak przez lata była grana – nie stała się rodzajówką. A to daje nam możliwość wykrzyczenia tekstu, a nie robienia tylko grzecznego teatru – mówi Aigner.

I dodaje: – Fredrowska diagnoza szlacheckiej Polski jest gorzka. I taka jest też prawda, wynikająca z tego tekstu teraz, gdy zabieramy się do niego po prawie dwóch stuleciach: my się w ogóle nie zmieniamy. Jakby zabrakło nam porządnego oświecenia, epoki, którą miał Zachód. W efekcie utknęliśmy na wiele stuleci w romantyzmie, w którym przemoc, szabla, zaciekłość jest dla nas ogniem i napędem. Nie potrafimy się zatrzymać i ten tekst jest w tym sensie bardzo aktualny. Mimo pozornej zgody i hasła w finale „Z nami zgoda, a Bóg wtedy rękę poda", walka w sumie trwa. Nasza inscenizacja więc pokazuje ów rodzaj zaciekłości i rozpadu, choć jednocześnie nie rezygnujemy z poczucia humoru, bo „Zemsta", mimo gorzkiej analizy polskiego charakteru to komedia w sumie bardzo zabawna – mówi Aigner.

Nie oszczędzamy postaci

W rolę Cześnika wciela się Ryszard Doliński, Rejenta – Wiesław Czołpiński, Papkina – Michał Jarmoszuk, Podstoliny – Barbara Muszyńska-Piecka, Klary – Magdalena Ołdziejewska, Wacława – Mateusz Smaczny, Dyndalskiego – Krzysztof Bitdorf. W pozostałych rolach wystąpią: Zbigniew Litwińczuk, Krzysztof Pilat, Piotr Wiktorko, Maciej Zalewski.

Doliński: – Kiedyś umawialiśmy się z reżyserem na rolę w „Zemście". Miałem być Dyndalskim, zgodziłem się, mało tekstu, chętnie. A tu okazuje się, że jednak mam być Cześnikiem. Dużo tekstu – żartuje aktor, który w inscenizacjach Aignera w BTL wciela się zwykle w czołowe postaci, a nawet w kilka. – Cóż, gramy w tempie ogromnym. „Zemsta" to niby klasyka, ale czy to rzeczywiście klasyka? To sama aktualność.

Michał Jarmoszuk gra Papkina, odzianego w niebieskie spodnie i górę od munduru miksującego style, obwieszoną medalami z różnych epok: – Jako jedyny nie uczestniczyłem w scenach fechtunku, ale walczę po swojemu, w papkinowski sposób – czyli totalnie nieudolnie. Papkin to rycerzyk, który jeździ po świecie, przystanie tam, gdzie wojna, gdzieś się na chwilę skryje, a jak kurz opadnie, pójdzie na pobojowisko, zedrze z ciał różne medale, dosztukuje na piersi, i tak tworzy dziwaczną hybrydę – rycerzyka, z tych co to dużo krzyczą, nic nie robią – opowiada o swojej postaci Jarmoszuk.

Mateusz Smaczny (Wacław): – Tak sobie myślę, że w tym spektaklu nie ma całkowicie czystych postaci. I my też ich nie oszczędzamy. Tak jak nie oszczędzamy scenografii.

Patos i gra na wspak

A scenografię, która dość szybko ulegnie zniszczeniu, przygotowała Magdalena Gajewska. Jej przestrzeń łączy w sobie salon wiejskiego dworku i brzezinę. Po obu stronach sceny wiszą obrazy głównych przeciwników, Rejenta i Cześnika, z rysami odgrywających ich aktorów. W żywym planie aktorzy występują w różnych kostiumach – zarówno szlacheckich, jak i współczesnych.

– To przestrzeń uniwersalna, podobnie jak kostiumy łącząca stylistyki, bawiąca się formą. Stosujemy pewne cytaty z epoki, bo tak naprawdę opowiadamy o świecie współczesnym – mówi scenografka.

W tej przestrzeni dochodzi zarówno do scen kameralnych, jak i brawurowych pojedynków (ułożonych przez Rafała Domagałę). Autorem muzyki jest Tomasz Lewandowski. – Moim i Pawła pomysłem jest to, aby odnieść się do muzyki romantycznej i fajnie, że jest ona pianistyczna, to dodaje spektaklowi przewrotności i podbija sceny – mówi kompozytor.

Paweł Aigner dodaje: – Muzyki w spektaklu jest dość dużo, pojawia się często w dziwnych miejscach i momentach. Nasi bohaterowie są patetyczni, wygłaszają różne tyrady, a my ten patos potęgujemy jeszcze też muzyką. Dzięki niej wszystko staje się przeskalowane, przeakcentowane, jeszcze bardziej komiczne. Muzyka pozwala nam też budować swoistą agresywność spektaklu.

I puentuje: – W spektaklu trzymamy się tekstu Fredry, niczego nie dopisałem, bo to jest tak świetnie napisane, że nie trzeba niczego dopisywać. Ale też gramy trochę a rebours, na odwrót, bo od tego, jak się wypowie pewne teksty, zależeć może też ich znaczenie. I my się tym świetnie bawimy.

„Zemsta” w wydaniu Białostockiego Teatru Lalek

(jd), Radio Akadera, 1.06.2023

ROZWIŃ
Już w najbliższą niedzielę (04.06) Białostocki Teatr lalek zaprasza na premierę klasycznej komedii Aleksandra Fredry „Zemsta”. W rolli Cześnika wystąpi Ryszard Doliński, Papkina zagra Michał Jarmoszuk, Wacława Mateusz Smaczny, a Klarę Magdalena Ołdziejewska.

Chociaż w tekście nie zmieni się ani jedno słowo, interpretacja ma sprawić, że widzowie odnajdą w niej pokłady aktualności.

– Nie traktowałem tego tekstu, tych przyczyn i skutków, jako obowiązujący kanon. To wszystko jest takie wielowarstwowe i wielomówne – mówi Paweł Aigner, reżyser przedstawienia. – Ta scenografia też jest takim trochę obrazem, rzeźbą i w pewnym momencie robi się zupełnie czymś innym, przypominającym to co się dzieje obecnie w kraju. Dzięki temu, Fredro tak odczytany, jest bardzo silną wypowiedzią zwłaszcza, że według mojej oceny, my się właściwie nie rozwinęliśmy.

Scenografię zaprojektowała Magdalena Gajewska. Muzykę skomponował Tomasz Lewandowski. Sceny pojedynków ułożył Rafał Domagała.<Występują: Barbara Muszyńska-Piecka, Magdalena Ołdziejewska, Ryszard Doliński, Wiesław Czołpiński, Zbigniew Litwińczuk, Krzysztof Pilat, Michał Jarmoszuk, Krzysztof Bitdorf, Mateusz Smaczny, Piotr Wiktorko i Maciej Zalewski.

GALERIA / GALLERY

RECENZJE / REVIEWS

"Zemsta" w Białostockim Teatrze Lalek to spektakl kompletny

Urszula Śleszyńska, "Kurier Poranny", 6.06.2023

ROZWIŃ

(...)

Jarmoszukowy Papkin jest momentami żałosny. Śmiejemy się z niego i dopiero po jakimś czasie dochodzimy do wniosku, że on, że ten Papkin, jest po trochu w każdym z nas. Jego obawy, jego chęć zaistnienia, pragnienie, by ktoś go pokochał. Z pozoru to błazen, śmieszek. Ale kiedy przyjrzymy mu się bliżej, rozłożymy tę postać na czynniki pierwsze - zauważymy smutną prawdę: "Z kogo się śmiejcie? Z samych siebie się śmiejecie".

Nie inaczej jest z Cześnikiem. W tę rolę brawurowo wcielił się Ryszard Doliński - aktor uznany, ze sporym dorobkiem. A wciąż widać, że mu się chce. Wszystkie te tiki, które dodał do postaci dodają jej prawdziwości. Momentami gnuśny, zapalczywy, grany z przesadną manierą. A jednak da się w to wszystko uwierzyć. W to, że tak właśnie wyglądałby Cześnik, gdyby faktycznie istniał.

W ogóle cały zespół wypada świetnie. Barbara Muszyńska-Piecka jako Podstolina zaskakuje, Mateusz Smaczny w roli Wacława mógłby skraść niejedno serce, a Krzysztof Bitdorf pokazuje, że nawet z roli mocno drugoplanowej da się zrobić majstersztyk.

(...)

„Zemsta” według Pawła Aignera to sztuka totalna

Jerzy Doroszkiewicz, geekstok.pl, 6.06.2023

ROZWIŃ

Paweł Aigner, reżyser który uwielbia produkować epickie opowieści, bawić widzów i wodzić za nos – wziął na warsztat najbardziej znane dzieło hrabiego Fredry. I dowiódł, że w XXI wieku to nie w durnych bulwarówkach, tylko w rymowanym tekście tkwi wielka siła. Bo jakże on polski, a tak naprawdę – ponadnarodowy.

Czy to opowieść o władzy? A czemuż by nie? Wszak Cześnik do biednych nie należy, a kto ma złoto, ten i za czasów Fredry i dziś kupić może niemal wszystko. Zatem zarzucenie parolu na młódkę przez starzejącego się hreczkosieja nie jest niczym niezwykłym i nie potrzeba tu szukać odwołań do jakiegoś Nabokova. Bo i owa Klara – reżyserowana przez Pawła Aignera na wzór cnót nie wygląda. Bo tekst Fredry tekstem, ale inscenizacja mówi swoje. A w wymyślaniu przezabawnych detali Aigner jest mistrzem. A że ma do dyspozycji autentyczne gwiazdy białostockiej sceny – wszystko wydaje się, jakby działo się od niechcenia.

Ot choćby dłoń Józefa Papkina (brawurowy Michał Jarmoszuk) uwięziona (?) pomiędzy nogami Cześnika (koncertowy Ryszard Doliński). Bo ileż możliwości pieprznej interpretacji zawiera ten króciutki gag w połączeniu z jarmoszukową vis comica. A kto przyjdzie z teatralną lornetką, dostrzeże na piersi „lwa północy” medale rodem z czasów PRL-u. Bo tu równie dobrze jak reżyser zabawiła się Magdalena Gajewska. A scenografia którą zbudowała… Na pewno do każdego spektaklu będzie potrzeba odtwarzania przynajmniej jednego wielkoformatowego portretu… Ale cicho, sza, bo zniszczę przyjemność wejścia w środek „Zemsty” przyszłym widzom, zwłaszcza tym z pierwszego rzędu.

Wacław (Mateusz Smaczny) i Klara (Magdalena Ołdziejewska) niewiele tu mają wspólnego z Romeo i Julią. Są zdecydowanie dużo gorętszą parą, a scena z wykorzystaniem jakowejś półkanapy to jeden z genialnych pomysłów reżysera. Bo czego nie widać, to sobie możemy dowyobrazić, o ile wcześniej nie rozpłaczemy się ze śmiechu. A to dopiero początek…

W roli podstoliny występuje niemniej brawurowa Barbara Muszyńska-Piecka. I podobnie jak w „Garderobianym” – jej rola jest niezwykle wyrazista i choć rzecz jasna utrzymana w tonie komediowym, to nie brakuje w niej erotycznych podtekstów. A że „każdy facet to świnia”, jak śpiewał niegdyś Big Cyc, to i Wacław i Cześnik w pewnym momencie tej opowieści udowodnią to widzom bez słów! Oto potęga wyobraźni połączona z potęgą reżyserii.

Kiedy Paweł Aigner podkreślał, że za sceny pojedynków odpowiadał Rafał Domagała, wydawać by się mogło, że „ten miś musi być drogi”. Wystarczy jednak przyjrzeć się fotografiom, a najlepiej zobaczyć na własne oczy, że zbiorowe sceny z wymachiwaniem szablami na kilku fechmistrzów zostały wyreżyserowane w sposób widowiskowy i miły oku wychowanemu na przykład na serialu „Czarne chmury” nie wspominając o „Panu Wołodyjowskim”.

Perełkami są postaci grane przez Krzysztofa Bitdorfa – wystarczy przyjrzeć się z jakim szacunkiem podchodzi do pożywienia, czy Krzysztofa Pilata, który traci palec. Tego nie można przegapić! Świetnie też fechtują Piotr Wiktorko i Maciej Zalewski, a kiedy śpiewają – zdaje się że muzyka czyni coś więcej niż tylko łagodzi obyczaje. Zbigniew Litwińczuk fantastycznie wygląda w sarmackiej charakteryzacji – szkoda, że nie ma zbyt wiele do zagrania.

I jest Rejent, czyli Wiesław Czołpiński. Zdystansowany, ale wystarczająco denerwujący, by Wacław-Smaczny złamał dane przez Aignera słowo i dołożył jedno słowo od siebie do tekstu „Zemsty”.

Paweł Aigner tekst Fredry momentami całkowicie stawia na głowie, przełamuje schemat trącącej myszką lektury i setek podobnych interpretacji, nawet, kiedy szlachciurami były kobiety. Na taką „Zemstę” warto przyjechać do Białegostoku. Oby wystarczająco często gościła w repertuarze Białostockiego Teatru Lalek.

Słowianie, my lubim sielanki

Karol Zimnoch, teatrologia.info, 12.06.2023

ROZWIŃ

Na scenie Białostockiego Teatru Lalek po raz kolejny gości klasyka i znów za przyczyną Pawła Aignera. Reżyser w Białymstoku zasłynął z inscenizacji Wolterowskiego „Kandyda”, a tym razem pokazał na scenie Teatru Lalek utwór polski, arcypolski – „Zemstę” Aleksandra Fredry, którą wystawił w 2018 w identycznym stylu w rzeszowskiej Masce. Jak jednak przyznaje, sztuka najwybitniejszego polskiego komediopisarza pozostaje niezwykle aktualna. I rzeczywiście Aigner umiał to świetnie przedstawić.

Jego „Zemsta” to przedstawienie wielowarstwowe, świetnie obnażające przywary nie tylko Polaków XIX wieku, lecz także tych współczesnych – czyli nas samych. Ale zacznijmy od początku. Publiczność wita służba Cześnika (Piotr Wiktorko, Maciej Zalewski, Krzysztof Bitdorf) intensywnie starająca się uporządkować przestrzeń (scenografia – Magdalena Gajewska). Pachołki czyszczą obraz swojego pana, plwając jednocześnie na portret Rejenta znajdujący się po drugiej stronie sceny. Wycierają kurze z salonowego szezlonga, peerelowskiego krzesełka oraz zupełnie współczesnego fotela. Pracę przerywa im głos dziewczynki z offu, starającej się jak najlepiej wyrecytować zagmatwany tekst Ody do młodości Adama Mickiewicza. Na scenę wkraczają postaci: Cześnik (Ryszard Doliński) oraz Papkin (Michał Jarmoszuk), a za nimi baraszkujący Klara (Magdalena Ołdziejewska) i Wacław (Mateusz Smaczny). Uniwersalność wymowy utworu, symbolizowaną przez patchworkową scenografię, podkreślają stroje bohaterów. Rejent i Cześnik są odziani po arcyszlachecku w kontusze i z szabelkami przy bokach, Papkin gwiazdorzy w barwnym stroju kawalerzysty, natomiast para zakochanych nosi zupełnie zwyczajne, współczesne ubrania, jak T-shirt czy trampki, co uwypukla różnice pokoleniowe, przedstawiane w ten sposób przez reżysera jako wybitnie aktualne. Zresztą takich zabiegów jest o wiele więcej: Klara robi sobie selfie z Papkinem, Rejent pisze na ścianie „CZEŚNIK TO BAMBIK”, a zniecierpliwiony Wacław kwituje rozmowę z ojcem „dobra, spierdalaj”. Warto jednak podkreślić, że Aigner nie zmienia w tekście zbyt wiele.

Wspomniane porządki szybko jednak idą na marne. Początkowy ład zostaje dramatycznie i ostentacyjnie zniszczony podczas przeganiania murarzy przez Cześnika i jego podwładnych. Dochodzi wówczas do dantejskich scen: ludzie okładają się pięściami, pałkami, szablami – czymkolwiek, co mają pod ręką – krew leje się strumieniami, meble i części kartonowego muru latają wokół i już do końca sztuki wszystko jest odgrywane na zdewastowanych pozostałościach ścian komnaty Cześnika. Z brzozowego lasku ze sceny grzybobrania z Pana Tadeusza w reżyserii Wajdy, który dotychczas był tłem wszystkich wydarzeń, pozostają tylko marne kikuty, a zieleń liści zmienia się w szarobure wysypisko śmieci. Widzowie stają się świadkami całkowitej dewastacji, którą Cześnik kwituje słowami: „dosyć… na dziś”, po czym opuszcza pobojowisko. Zostają na nim jednak inne postaci, w niewiele lepszym stanie niż scenografia. Wspierają się one o przewrócony szezlong niczym rozbitkowie „Tratwy Meduzy” Géricaulta. Scena już do końca przedstawienia pozostanie pobojowiskiem z roztrzaskanymi meblami, przekrzywionym żyrandolem i wysypiskiem w tle. Aigner nie bawi się w półśrodki i dokonuje dekonstrukcji totalnej – zarówno sceny, jak i dramatu, a w konsekwencji także naszej polskiej tożsamości.

Reżyser, który, jak utrzymywał w wywiadach, pragnął jakoby pozostać wierny treści utworu Fredry, nie oszczędza niczego i nikogo. W jego Zemście nie ma postaci szlachetnych czy sprawiedliwych. Z tej Sodomy nikt nie uchodzi cało. Nawet Wacław i Klara bardzo wyraźnie pokazują, że nie darzą się miłością platoniczną i to nie wspólnota dusz im w głowie. Zresztą syn Rejenta nie ma najmniejszych oporów przed niczym – chociażby po udobruchaniu Podstoliny (Barbara Muszyńska-Piecka) wychodzi na scenę w samych majtkach, popalając przy tym papierosa. Wszystko, aby osiągnąć swoje – może to być dewiza każdej postaci, niezależnie od stanu czy pokolenia. Inną ich cechą jest dziecinność. Wspomniany głos dziewczynki z offu pojawia się również w dalszej części spektaklu. W chwili największego napięcia mówi ona: „Wszak gdy wstąpił w progi moje,/ Włos mu z głowy spaść nie może”. Wszyscy zatrzymują się nagle, Cześnik zdejmuje swój kołpak, a Papkin czapkę kawaleryjską, jakby słyszeli głos samego Boga. Raptem – pstryk! – głos milknie i wszyscy wracają do swoich zajęć, to jest do bijatyki. Te i wiele innych scen (np. kiedy Papkin, czytając Klarze swój wiekopomny testament, nie rozpłakał się, a raczej rozryczał jak dziecko pozbawione zabawki) świadczą tylko o jednym – reżyser wyraźnie daje nam znać, że mamy do czynienia z dziecinadą.

Trzeba przyznać, że „Zemsta” Aignera to teatr totalny. Sceny przepełnione są ruchem, tańcem i śpiewem. Reżyser nie popadł w pułapkę rytmiczności dziewiętnastowiecznego wiersza – skutecznie przekuł jego zawiłości na swoją korzyść. Niesamowicie świeżo brzmią fragmenty, które są przez aktorów wyśpiewywane zamiast monotonnie recytowane. Bardzo często Papkin gwiazdorzy z mikrofonem w blasku reflektorów. Odkrycie melodyjności w tekście komedii szczególnie sprawdziło się w znanej wszystkim scenie pisania listu przez Cześnika. Właściwie wszystkie monologi są bardziej lub mniej umuzykalnione z akompaniamentem iście romantycznego fortepianu wygrywającego poloneza – lejtmotywu przedstawienia. Ta sławetna arcypolska melodia pojawia się zawsze, kiedy zgody na scenie nie ma. Taniec również jest bardzo przemyślany. Jak się bowiem okazuje, do poloneza znakomicie można także walczyć na szable. Zapadają w pamięć obrazy, gdy na scenę wylewa się korowód postaci niczym w pijackim transie, przypominający taniec śmierci z Siódmej pieczęci Ingmara Bergmana.

Aktorzy Białostockiego Teatru Lalek jak zwykle stanęli na wysokości zadania i swoje role odegrali świetnie. Szczególną uwagę zwraca rola Papkina w wykonaniu fenomenalnego Michała Jarmoszuka. Za każdym razem zawłaszcza on scenę, jakby była stworzona wyłącznie dla „lwa zuchwałego, strzelca boskiego, rębacza diablego” – wszak, w jego mniemaniu, tak jest w istocie. Niezapomniana pozostaje również kreacja Cześnika, którego zagrał Ryszard Doliński. Bezbłędnie ukazał on archetypicznego szlachcica, siedzącego w swoim żupanie na stercie kartonów, popijającego tani alkohol i ostrzącego swoją szabelkę. Również Rejent (Wiesław Czołpiński) przedstawiony został bardzo trafnie – w jednej ze scen modli się on swoim znanym powiedzonkiem, trzymając w ręku… siekierę. W tle stoją jego murarze (Krzysztof Pilat, Zbigniew Litwińczuk), którzy kurzą papierosy i dopowiadają „…zawsze zgadzać trzeba”. Aktorzy z powierzonymi im rolami poradzili sobie znakomicie.

Komedia kończy się przerażająco. Wszyscy szarpią się i okładają kułakami. Klara krzyczy na bliskich, żeby ci podali sobie ręce, i przez chwilę panuje spokój. Rejent i Cześnik, pełni obrzydzenia, niemogący na siebie patrzeć, podają sobie ręce, czy raczej stykają się opuszkami palców, hamując przy tym torsje. Nie jest to jednak ostatnia scena utworu, gdyż postacie zaczynają śpiewać swój hymn: „Od powietrza, ognia, wojny,/ I do tego od człowieka,/ Co się wszystkim nisko kłania,/ Niech nas zawsze Bóg obrania”. To jeszcze nie finał, po chwili bowiem na scenę pada czerwony snop światła, widma postaci ponownie rzucają się na siebie z pięściami, kijami i szablami, a na sam koniec Papkin polewa wszystko benzyną. Kurtyna opada.

Dopiero w epilogu przedstawienia początkowe zabiegi służby mające na celu stworzenie porządku na scenie nabierają sensu. Nagle okazuje się, że mamy tu do czynienia z cyklem – z wiecznym powrotem ładu i jatki, destrukcji i naprawy. Aigner nie wierzy w sielankowy happy end Fredry, sam Fredro chyba też nie za bardzo w niego wierzył. Pan Bóg nie podaje ręki Polakom o czerepach rubasznych. Tytułowa „Zemsta” nie ma końca i trwa – jak pokazuje nam reżyser – aż po dziś dzień.

Widowiskowa „Zemsta" w Białostockim Teatrze Lalek

Anna Dycha, dziennikteatralny.pl, 9.06.2023

ROZWIŃ

To jest „Zemsta" Aleksandra Fredry na miarę XXI wieku – tak śmiało można określić spektakl, który w Białostockim Teatrze Lalek wyreżyserował Paweł Aigner. Premiera została przyjęta kilkuminutową owacją na stojąco.

Wszyscy, którzy znają wcześniejsze realizacje Pawła Aignera w Białostockim Teatrze Lalek, m.in. „Texas Jim", „Kandyd czyli Optymizm" czy „Słomkowy kapelusz" wiedzieli, że można liczyć na smakowitą teatralną ucztę. I nie zawiedli się. „Zemsta" Aleksandra Fredry to widowisko utrzymane w szaleńczym wręcz tempie. Aktorzy robią na scenie porządny bajzel. Ale jak robią! Już na samym początku scenografia rozpada się i – to dosłownie. W powietrzu latają kartonowe pudła, snopki siana, ze ścian spadają obrazy, a żyrandol dynda u sufitu. Uwaga widzowie w pierwszych rzędach!

Teatr totalny

Paweł Aigner lubi podlać klasykę sosem nowoczesności, tworząc mieszankę iście wybuchową. Zaciekłe pojedynki na kije i szable, widowiskowa bitwa o mur, miłosne uniesienia, wpadająca w ucho fraza skrząca się dowcipem i zawrotne tempo spektaklu – to wszystko może się widzom podobać. Ponadto aktorzy nie tylko mówią wierszem, ale śpiewają i tańczą. Prawdziwy teatr totalny.

Sąsiedzki spór reżyser pokazuje w bardzo uniwersalny sposób. To szlacheckie zacietrzewienie jest wciąż w Polsce obecne. Narodowe przywary trzymają się mocno. W finale pada słynne: „Zgoda-zgoda, a Bóg wtedy rękę poda", ale wypowiadane z przymusu. Bohaterowie nie mogą na siebie patrzeć, z trudem wyciągają do siebie dłonie. Walka przecież wciąż trwa. Światła nie gasną, a ponownie dochodzi do bijatyki. Bohaterowie okładają się w najlepsze. Przemoc to wciąż sposób na rozwiązywanie konfliktów. Gorzka analiza.

W tym spektaklu nic nie jest na pół gwizdka. Wszystko na 200 procent. Tekst Fredry wręcz wykrzyczany, z pełną zaciekłością, zawziętością. W taki właśnie sposób Polacy sprzeczają się od wieków. Nic się w tej kwestii nie zmieniło. Tu nie ma „przebacz", będzie samo życie.

Aktorzy dają sceniczny popis

Cześnik Raptusiewicz (Ryszard Doliński) to stary kawaler, który łatwo wybucha gniewem. Chce ożenić się z Podstoliną dla pieniędzy. Ryszard Doliński znakomicie wydobywa komizm tej postaci. Na siłę roli oddziałują niuanse – mrugnięcie okiem czy zawadiacki wzrok. W pewnym momencie odgrywa nawet kobietę. Nieco mniej obecny na scenie jest Rejent Milczek (Wiesław Czołpiński). Skryty, małomówny, udaje pobożnego, ale nie liczy się ze zdaniem innych. Za plecami syna knuje intrygę, która ma go unieszczęśliwić.

Papkin w wykonaniu Michała Jarmoszuka to kreacja wybitna. Bohater karykaturalny, o wybujałej wyobraźni, której używa do kreowania nierealnych opowieści na swój temat. Przedstawiał się jako „lew Północy", odważny rycerz, tak naprawdę ubarwiając swój życiorys. Jechał tam, gdzie coś się działo, szedł na pobojowisko, zdzierał z piersi ciał medale i przypinał sobie. Nie posiadał nic poza angielską gitarą i zastawioną kolekcją motyli. Jarmoszuk oddaje cały komizm fredrowskiej postaci. Ubrany jest w mundur łączący style i współczesne spodnie w zielonym kolorze. Na głowie hełm z czerwonym pióropuszem. Reżyser daje aktorowi do ręki mikrofon. Wiadomo, że Jarmoszuk potrafi zaśpiewać, ale piosenkę „Oj, kot! Pani matko, kot, kot narobiłby w pokoiku łoskot" fałszuje jak z nut. Niezwykłe popisy widzowie mogą podziwiać choćby w scenie pisania testamentu. Jarmoszuk serwuje cały zestaw min, rodzajów śmiechu czy szeptów. Znakomicie opanował ruch sceniczny. Brawo.

W roli Wacława występuje Mateusz Smaczny, który jest ostatnio na wyraźnej fali wznoszącej. Jego bohater to rozkochany w Klarze, kipiący energią młodzieniec (świetna scena miłosna z kanapą), który jednocześnie potrafi zawrócić w głowie owdowiałej Podstolinie. Bardzo mocna kreacja, która wyraźnie Smacznemu pasuje. Nieco zniknął Krzysztof Bitdorf w roli Dyndalskiego, ale w scenie pisania listu daje popis swojego komediowego talentu.

W obsadzie mamy dwie panie. Magdalena Ołdziejewska wciela się w Klarę, a Barbara Muszyńska-Piecka – w Podstolinę. Obie odgrywają swoje kreacje brawurowo. Klara to urocza, szczera panna, która jest gotowa walczyć o swoje szczęście. Bardziej skomplikowane zamiary ma Podstolina, którą z kolei chcą usidlić Cześnik i Rejent. Sprytna i zaradna wdowa, mimo upływającego czasu i urody, doskonale potrafi poradzić sobie w męskim świecie. Usidla Wacława (komizm tych scen uwypukla dodatkowo różnica wieku między aktorami ją grającymi), flirtuje z Papkinem, ale w głębi duszy marzy o prawdziwym uczuciu.

Galerię postaci uzupełniają Piotr Wiktorko i Maciej Zalewski tworzący dwuznaczny sceniczny duet oraz Zbigniew Litwińczuk i Krzysztof Pilat w rolach murarzy zmuszanych przez Rejenta do złożenia fałszywych zeznań przeciwko Cześnikowi.

„Rejent to pindol, a Cześnik to bambik"

Warstwa formalna spektaklu jest pełna zaskoczeń. Szybko rozpadająca się scenografia (synonim degrengolady świata) przygotowana przez Magdalenę Gajewską łączy elementy szlacheckie i współczesne. Jesteśmy w szlacheckim dworku, za oknem obowiązkowy „polski krajobraz" z brzozami. Dość widoczne są elementy konstrukcyjne scenografii, które ulegną destrukcji. Ściany saloniku zdobią obrazy głównych bohaterów o rysach aktorów ich grających. Podobną mieszankę mamy w kostiumach. Góra jest historyczna, ale spodnie czy buty już współczesne. Potęguje to komizm postaci. Nie brakuje też pojedynków na szable opracowanych przez Rafała Domagałę, które podsycają tempo przedstawienia.

Ważną rolę w spektaklu pełni muzyka skomponowana przez Tomasza Lewandowskiego. Pojawia się w zaskakujących momentach i wzmaga komediowość scen, w których bohaterowie stają się patetyczni. Aktorzy wykonują także piosenki (również używając mikrofonu), dośpiewują też jak niemal grecki chór. Zabawa tekstem sprzed niemal 200 lat trwa w najlepsze. A ten wypowiadany w określony sposób potrafi być jeszcze bardziej zabawny.

Oczywiście u Aignera nie brakuje odwołań do współczesności. Zaczynając od łamiącej się brzozy, a kończąc na pisanych kredą epitetach: „Rejent to pindol; Cześnik to bambik". Gdy Wacław nie zgadza się ze swoim ojcem, który wybrał mu na żonę podstarzałą Podstolinę, rzuca nawet w jego stronę słowo na „s".

Spektakl Aignera bawi do łez. Jest śmiesznie, ale to śmiech przez łzy. Na scenie oglądamy bowiem gorzką prawdę o nas samych. Czy kiedyś uda nam się zatrzymać w tym szaleństwie?

Perpetuum Mobile

Anna Wakulik, e-teatr.pl, 20.12.2023

ROZWIŃ

W ciągu ostatnich dwóch lat mszczono się na mnie często. Widziałam liczne Zemsty, wśród których prym wiodły te szaroburożadne, pomagające planowanie w myślach, co na obiad i skąd pieniądze na starość; były też Zemsty-odstraszacze, których magma ruchowo-dźwiękowa skutecznie odwracała głowy młodocianej widowni od sceny i kierowała je ku sobie wzajemnie – z pożytkiem dla głów, jak sądzę; były też Zemsty-ubrać-ich-w-trampki-i-naprostować-wiersz, w których czuć nienawiść artystów do wyboru repertuarowego dyrekcji. Cóż, rok fredrowski, może byście wzięli się za Zemstę? Tę niechęć do tekstu uznałabym za najważniejszą od morza do Tatr: antyfascynacja, gorąca niechęć do wiersza, obrzydzenie wobec postaci, których interpretacja nie przyniesie Paszportu Polityki, więc po co się nad nimi zbyt długo pochylać?

Tymczasem w Białostockim Teatrze Lalek szok: Jan Englert miał rację! Fredro żywy na scenie – to się da! Możliwym jest usłyszeć, co ci ludzie do siebie mówią i zrozumieć, co mają na myśli. Można podążać za tempem ripost i wcale nie być tym zmęczonym. Można w końcu także pośmiać się na tej komedii, której komizm grzebany jest od Wschodu do Zachodu, chyba tylko dlatego, że skoro stare, to musi być choć trochę poważne. Otóż nie musi. Może być slapstickowe, może być podbite współczesnością („Cześnik to Bambik” pisane przez Rejenta na ścianie podczas przedstawienia – kto nie parsknął, ręka do góry), może ocierać się o wulgarność (postaciom zdarzają się tu odruchy wymiotne i niewybredne gesty) i sprawić, że w jesienny wieczór w Białymstoku myśli się o sprawach najważniejszych.

Paweł Aigner i zespół aktorski BTL-u używają nieczęstej w polski teatrze techniki: będzie tak śmiesznie, że w końcu się przerazicie. Świat się rozpadnie (czemu dopomoże współdziałająca z akcją, degradująca się w świecie degrengolady scenografia Magdy Gajewskiej), ludzie się nie zmienią, durne potyczki będą trwały wiecznie.

Ale najpierw zobaczymy Ryszarda Dolińskiego w roli Cześnika i będzie to esencja postaci polskiego szlachcica, ubranego w liczne materie, zadowolonego z siebie, któremu wszystko się należy ze względu na bycie nie kim innym, a sobą samym; który rzuci swoim zdaniem, a musi je mieć na każdy temat i koniecznie musi je wygłosić, nie interesując się słuchaczem. Zje, wypije, i tyle go widzieli. Doliński swoim scenicznym byciem zajmuje przestrzeń nie tylko ze względu na swoje gabaryty – potężny to chłop! – ale przede wszystkim ze względu na charyzmę, spokojną obecność kogoś, kto nie musi wrzeszczeć, żeby wszyscy i tak mieli świadomość, że jest i jest to bardzo istotne bycie.

Inny aktor, Michał Jarmoszuk, robi perełkę z postaci Papkina. Jest czujny i szybki w reakcjach, wszędzie go pełno, buduje mitomanię Papkina, czerpiąc z tego, jak często psychologicznie działa mitoman, nie dając innym czasu na reakcję, atakując ich swoim rozedrganym jestestwem. Potrafi śpiewać, potrafi fałszować, potrafi szeptać i krzyczeć – co chcesz, to dostaniesz.

Role mniejsze – Wacława (Mateusz Smaczny), Klary (Magdalena Ołdziejewska), przełamującej stereotyp Podstoliny jako zazwyczaj „ryczącej czterdziestki” Barbary Muszyńskiej-Pieckiej, Krzysztof Bitdorf w roli Dyndalskiego, a także Zbigniew Litwińczuk i Krzysztof Pilat w rolach murarzy czy służba Cześnika- Piotr Wiktorko, Maciej Zalewski, Krzysztof Bitdorf – pokazują, jak sprawny jest białostocki zespół. Tak zwane „tempo Aignera” to tempo dla nielicznych, tempo nieco kreskówkowe, w którym reakcja musi być natychmiastowa, żeby nie spalić dowcipu, nie zepsuć puenty. Wszystko musi się zgadzać, jeden ruch nachodzić musi na drugi, żaden element tej maszyny nie może zawieść – sama dziwię się, że piszę te słowa, opisując ten teatr jako unikatowy, choć przecież te wszystkie cechy w komedii powinny być oczywistością.

A jednak. Drugi raz w tym sezonie widzę wyjątkową sprawność tej reżyserii (po świetnym Teatrzyku „Zielona Gęś” w poznańskim Teatrze Animacji), sprawność, która polega na przede wszystkim zawierzeniu tekstowi, rozczytaniu go w jego komplikacjach i formie. To wszystko, co potem jest nam pokazane, jest już zapisane, a potem odczytane, przetłumaczone na ruch, czas, energię, na ludzi, którzy mówią, robią, reagują, ale też na muzykę, której zdarza się zawładnąć proszącym się o to tekstem. Interpretacja jest niewesoła, acz czytelna: świat rozpada się, bogato zdobione żyrandole spadają, brzozowe lasy padają, peerelowskie krzesła i współczesne fotele wywracają się bez różnicy, skłóceni ludzie pozostaną skłóceni w każdym czasie historycznym, nawet jeśli ktoś lub okoliczności zmuszą ich do podania sobie ręki. Gorycz, która wyłania się z tych świetnie rozplanowanych, idealnych w rytmie dowcipów jest tym bardziej wszechogarniająca: to perpetuum mobile społeczeństwa, które karmi się wzajemną niechęcią. Bijatyka trwa, a nawet jeśli na chwilę zamiera – nie mamy wątpliwości, że niczym mit powróci, za chwilę przedstawienie zacznie się jeszcze raz i jeszcze raz ktoś będzie musiał po tym wszystkim posprzątać, żeby cykl polskiej tożsamości mógł zacząć się od początku.

MULTIMEDIA

materiał Radia Akadera
Relacja Jerzego Doroszkiewicza
materiał Polskiego Radia Białystok
Przed premierą Zemsty w Białostockim Teatrze Lalek - relacja Olgi Gordiejew
odtwórz TRAILER
TRAILER

HISTORIA / HISTORY

2023 r. IX Konkurs na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa”.

ROZWIŃ

Nagroda Specjalna współfundowana przez Fundację Rodu Szeptyckich za najciekawsze wystawienie utworu Aleksandra Fredry w związku z ustanowieniem roku 2023 Rokiem Aleksandra Fredry w wysokości 14 000 zł przyznana Białostockiemu Teatrowi Lalek za spektakl Zemsta w reżyserii Pawła Aignera.

Ważne: Strona wykorzystuje pliki cookies.

Korzystając z serwisu internetowego Białostockiego Teatru Lalek akceptują Państwo zasady Polityki prywatności, wyrażają zgodę na zbieranie danych niezbędnych do administrowania stroną i prowadzenia statystyk oraz wyrażają zgodę na używanie plików cookies w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym. Możecie Państwo dokonać w każdym czasie zmiany ustawień dotyczących cookies. Więcej szczegółów na stronie.

Do góry btl kształt